Na całej długości frontu na Ukrainie – od Charkowa poprzez Donbas po Zaporoże i Chersoń – od piątku narasta rosyjski ostrzał ukraińskich pozycji. W poniedziałek wieczorem był już tak intensywny, że przedstawiciele ukraińskich władz (najpierw wojskowi, a potem i prezydent Zełenski) poinformowali, iż rozpoczęła się oczekiwana od trzech tygodni rosyjska ofensywa.
- Jeżeli Rosjanom uda się zamknąć siły ukraińskie w tzw. kotle, czyli z południa i z północy zamkną siły ukraińskie, które bronią tzw. linii rozgraniczenia, czyli granic obwodów, wyjdą na ich tyły inaczej mówiąc, to sytuacja Ukraińców będzie nie do pozazdroszczenia. Natomiast jeżeli im się to nie uda, to wtedy nie osiągną żadnego ze swoich strategicznych celów i być może będą bardziej skłonni do przyjęcia punktu widzenia ukraińskiego - skomentował w rozmowie z Polskim Radiem wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk.
Czytaj więcej
Wojska rosyjskie rozpoczęły bitwę o Donbas, do której przygotowywały się od dłuższego czasu - oświadczył prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
- Myślę, że nikt nie jest w stanie przewidzieć terminu, kiedy się ta wojna zakończy - powiedział dodając, że "tak naprawdę zależy to tylko od jednej osoby, czyli prezydenta na Kremlu". Zdaniem Wawrzyka, Władimir Putin może podjąć decyzję o zakończeniu wojny, ale też "o jej kontynuacji do skutku albo też przedłużaniu maksymalnie, tak jak to miało miejsce od 2014 r.".
- Myślę, że (Władimir Putin - red.) nie jest na pewno tak szalony, żeby atakować terytorium państwa członkowskiego Sojuszu Północnoatlantyckiego, przynajmniej na to na dziś nie wygląda. Oczywiście jest człowiekiem, jak pokazał, na tyle nieobliczalnym, że niczego nie można wykluczyć i być może jeżeli uda mu się podbić Ukrainę, czyli osiągnąć swój cel strategiczny w Donbasie, a później pokojowy, być może będzie chciał iść po prostu dalej, a kolejnym krajem będzie albo Litwa, albo Polska - kontynuował wiceszef resortu kierowanego przez Zbigniewa Raua.