Dziewięciu kongresmenów zwanych menadżerami impeachmentu przedstawiło argumentację oskarżenia. Ich zdaniem Donald Trump jest „niezaprzeczalnie odpowiedzialny" za atak na Kapitol, za co musi ponieść konsekwencje i nie może w przyszłości ubiegać się o żaden urząd.
Od początku mobilizował swoich zwolenników, a wystąpieniem 6 stycznia wręcz zachęcił ich do ataku na Kapitol, apelując, by „walczyli ile sił", a było to częścią jego kampanii skierowanej na utrzymanie przez niego władzy. Menadżerowie mają zamiar zaprezentować podczas rozprawy nagrania z oblężenia Kapitolu umieszczone w mediach społecznościowych.
– Jeżeli sprowokowanie insurekcyjnych zamieszek wobec obrad połączonych izb Kongresu po przegranych wyborach nie jest przestępstwem podlegającym impeachmnetowi, to trudno sobie wyobrazić, co mogłoby być. Aby chronić naszą demokrację i bezpieczeństwo narodowe oraz aby powstrzymać przyszłych prezydentów przed prowokowaniem przemocy w celu pozyskania władzy Senat powinien skazać prezydenta Trumpa i zdyskwalifikować go, jeśli chodzi o obejmowanie urzędów w przyszłości – mówią.
Prawnicy Donalda Trumpa zaprzeczyli oskarżeniu, że były prezydent podżegał do ataku na Kapitol. Argumentują, że Senat nie może poddać Trumpa impeachmentowi, bo nie jest on już prezydentem. – Senat nie ma jurysdykcji nad 45. prezydentem, bo nie sprawuje on już urzędu, z którego może zostać usunięty, co sprawia, że artykuł impeachmentu jest dyskusyjny i nieuzasadniony – napisali Bruce Castor i David Schoen, reprezentujący Trumpa podczas rozprawy w Senacie.
Ich zdaniem to, co były prezydent mówił do swoich zwolenników, chronione jest pierwszą poprawką do konstytucji, gwarantującą wolność słowa. – Pan Trump wierzył, że wygrał większością głosów, zatem miał konstytucyjne prawo do wyrażenia swojego przekonania co do wyników wyborów – argumentują.