Uchodźcy na granicy z Polską bez nadziei na pomoc

Uchodźcy krążą wokół granicy bez nadziei na pomoc. Białorusini biją ich i odmawiają pomocy chorym. Polska Straż Graniczna przepycha ich z powrotem. Nieliczni trafiają do ośrodków.

Aktualizacja: 11.11.2021 23:08 Publikacja: 11.11.2021 19:58

Uchodźcy na granicy z Polską bez nadziei na pomoc

Foto: AFP

Późnym wieczorem, po kilkudziesięciu godzinach ciszy, odzywa się telefon. „Nie wiemy, dokąd iść, nie wiemy, gdzie jesteśmy, nie jedliśmy od trzech dni. Moi ludzie umierają w lesie, są wśród nas dzieci" – mówi mężczyzna załamującym się głosem. Po chwili wysyła lokalizację. Grupa jest po stronie białoruskiej. Nie można im pomóc. Wolontariuszki z Ocalenia tłumaczą, że nie ma szans, by się do nich dostać. „Nie możecie przyjechać do płotu i podać wody? Trochę suchych rzeczy?" – pyta mężczyzna. Nie wie, że za drutami nie ma wolnej przestrzeni, tylko strefa zamknięta. Wolontariusze nie mają tam wstępu. Rano okazuje się, że do kilku osób z tej grupy dotarła pomoc. Musieli jej udzielić mieszkańcy strefy.

W środę od rana w jednym z ośrodków pomocy uchodźcom w Białymstoku panuje duży ruch (na prośbę dyrektora nie podajemy nazwy ośrodka). W kuchni osoby z Centrum Integracji Społecznej gotują zupę pieczarkową. Po korytarzu biegają dwie kurdyjskie dziewczynki. Radośnie krzycząc „Hi!" do wszystkich wchodzących. To miejsce, gdzie SG przywozi osoby zatrzymane w strefie, które nie wystąpiły o ochronę międzynarodową, przechodzą w ośrodku kwarantannę.

Prosiłem, żeby pozwolili mi wrócić do Mińska. Bałem się. Ale oni powtarzali tylko: „go to Poland".

Karam jest damskim fryzjerem z Homs w Syrii. Do Mińska dotarł z Libanu. – Życie w Syrii nie jest dobre – mówi. – Wciąż wojna, przestępczość. Nie ma dostępu do czystej wody, do jedzenia i leczenia. Poza tym, gdybym nie wyjechał wcześniej do Libanu, trafiłbym do armii. A to znaczy u nas tyle: idziesz do wojska – idziesz na śmierć.

Po wylądowaniu w Mińsku – jak opowiada – nic złego się nie działo, ale po dowiezieniu na granicę białoruscy strażnicy pobili go – miał uszkodzoną skroń i żebra. Zabrali mu jedzenie, paszport i telefon. Po dwóch nocach, które spędził przy granicy, mundurowi zebrali grupę 100 innych osób i powiedzieli: „idźcie do Polski".

– Najgorsze było to, że zabrali wodę – mówi Karam. – Prosiłem, żeby pozwolili mi wrócić do Mińska. Bałem się. Ale oni powtarzali tylko: „go to Poland".

Przeszli 8 kilometrów, zatrzymali się i wysłali tzw. pinezkę z lokalizacją polskim wolontariuszom. Ci udzielili im pomocy, nakarmili i napoili. Karam podkreśla, że w grupie aktywistów były „osoby z parlamentu". Po przybyciu Straży Granicznej mężczyzna po trzech dniach trafił do ośrodka w Białymstoku. Deklaruje, że chce zostać w Polsce. – Jedyne, o czym teraz myślę, to żeby trochę pożyć w spokoju – mówi.

Czytaj więcej

Śledczy zbierają dowody przeciw Białorusi ws. przemytu ludzi

Drugi z mężczyzn przedstawia się jako „po prostu uchodźca". Jest z Afganistanu. Nie chce podawać szczegółów, zawodu i informacji osobistych, mówi, że cały czas jest zupełnie rozbity psychicznie po tym, co przeszedł. Spędził w lesie 15 dni. – Białoruska straż jest bardzo niedobra dla uchodźców – mówi. – Nie było tam Czerwonego Krzyża i żadnej pomocy medycznej. Widziałem, jak umiera człowiek z zimna. Białorusini odmówili odesłania jego ciała do kraju. Pochowaliśmy go więc własnymi rekami. Widziałem małą dziewczynkę, która umarła, oddech się jej zatrzymał. A najsmutniejsze jest to, że po polskiej stronie też nie otrzymaliśmy pomocy. Sześć osób z grupy zabrano do szpitala, ale reszta kilka razy była przerzucana jak piłka futbolowa z jednej strony granicy na drugą. Większość ludzi chce tylko opuścić strefę zmilitaryzowaną. Ale ani Białorusini, ani Polacy nie chcą im na to pozwolić.

Dyrektor ośrodka nazywa to miejsce „humanitarnym wentylem". – Ludzie chcą dobrze – mówi. – Nie wszyscy i nie zawsze, ale trzeba im pozwolić rozwiązywać problemy. Najgorzej, kiedy w to wszystko wkracza polityka. Bez rozgłosu i z dobrą wolą można załatwić dużo więcej.

Marysia Złonkiewicz z Grupy Granica po codziennych interwencjach widzi sytuację ostrzej. – To pułapka – mówi. – W grupie spotkanej we wtorek koło Narewki był mężczyzna, który był wypychany przez SG kilka razy. Prosił nas, byśmy przekazali polskim strażnikom, by tylko wypchnęli go tak, żeby nie było widać białoruskich funkcjonariuszy. Żeby móc przebić się z powrotem do Mińska. Bo przy poprzednim pushbacku Białorusini wzięli od nich ostatnie pieniądze i natychmiast przepchnęli z powrotem do Polski.

Polityka
Rafał Trzaskowski dostał misję międzynarodową. Znamy jego plany na kampanię
Polityka
„Wołodymyr Zełenski to rozumie, oni nie”. Donald Tusk i Radosław Sikorski krytykują PiS i Konfederację
Polityka
Sondaż: Czy Donald Tusk może poprawić sytuację gospodarczą Polski? Polacy sceptyczni
Polityka
Kaczyński odpowiada na wpisy Tuska. „Woli być liderem antyamerykańskiej rebelii”
Polityka
Radosław Sikorski krytykuje działania Donalda Trumpa. „To błąd”