Nie będę pomagał PiS w wyborach. „Solidarność" nie będzie nikogo wspierać. Będziemy wszystkich prześwietlać na www.sprawdzampolityka.pl, jak kto głosował. Przez nas nie wszedł do Sejmu m.in. Jacek Rostowski, który kandydował z pierwszego miejsca. Na jego profil weszło 40 tys. osób. Każdego polityka prześwietlimy. Kaczyńskiego i Szydło też.
Czy „Solidarność" zamierza pomagać uchodźcom, jak inne organizacje pozarządowe?
Nie wykluczam tego, ale to jest temat pod dyskusję. Na Ukrainie pomagaliśmy. Pomóc uchodźcom powinna być jednak domeną państwa.
Nie ma solidarności w Europie. Najwięcej uchodźców powinni przygarniać ci, którzy doprowadzili do takiej sytuacji, czyli Francja i Wielka Brytania. Oni destabilizowali Afrykę Północną. Sarkozy bombardował Libię i nie pomagał Syrii. Nasze służby nie są w stanie przypilnować przepływu imigrantów.
Dlaczego?
Przyglądam się imigrantom i widzę, że najwięcej jest ich nie wśród rodzin i biednych, ale wśród młodych ludzi z dużą kasą. Wygląda to tak, jakby islamiści pół swojej armii chcieli przerzucić do Europy. Ale ja się na ten temat głębiej nie chcę wypowiadać, bo nie mam wiedzy.
Porozmawiajmy o czymś, o czym ma pan wiedzę. Czy po materiale w „Newsweeku" na temat pańskiej słabości do luksusu i śmieciówek w „Solidarności" chcą zmiany przewodniczącego?
Po tym artykule jeszcze bardziej widać solidarność w związku. Nikt nie wierzy w te brednie. Sprawa skończy się w sądzie. Te publikacje mają podtekst szerszy niż tylko polityczny. Można go nazwać wręcz mafijnym.
Mafijnym? Nie przesadza pan?
Tak. Coraz częściej jestem terroryzowany przez firmę, która traci milionowe kontrakty na bazę zabiegową w Bałtyku. Ponadto przez ostatnie lata walczyłem bardzo mocno o to, żeby wreszcie zostało spełnione to, na co czekamy wiele lat, czyli odzyskanie majątku Funduszu Wczasów Pracowniczych, którym do tej pory bezprawnie zarządzał dawny przewodniczący OPZZ pan Maciej Manicki. Zdaję sobie sprawę, że tym działaniem również nadepnąłem komuś na odcisk.
Sugeruje pan, że „Newsweek" dostawał dokumenty od mafii?
Nie wiem, czy to tygodnik wykorzystał do swoich celów informatorów, czy to informatorzy tracący wielomilionowy kontrakt wykorzystali „Newsweeka". Wyjaśni to sąd. Ale wiadomo – artykuł pisze się szybko, a sądy działają latami. Długo potrwa, aż uwolnimy się od błota, którym nas obrzucono.
W spółce podległej „S" ludzie pracują na umowach śmieciowych?
Spółka Dekom to jest jedna z lepszych spółek turystyczno–hotelowych w Polsce, przynosi nam zyski przeznaczane na cele statutowe związku. Nam się zarzuca, że jak utrzymujemy się ze składek członków, to korzystamy z pieniędzy budżetowych, a jak robimy dobry biznes, nie jako związek, tylko jako podmiot gospodarczy, to ktoś nam chce ustawiać w nim życie.
Jestem szefem rady nadzorczej, całym swoim majątkiem, choć nie jest za duży, odpowiadam za to, co się dzieje. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem tytanem pracy, na urlopy w ogóle nie chodzę. Ostatni raz z żoną na wczasach byłem chyba w 2007 roku. A ktoś, tylko dlatego, żeby mieć chodliwy tytuł, próbuje udowodnić, że w ciągu trzech lat miałem 213 dni wolnego.
„Newsweek" nie pisze o 213 dniach wolnego, ale że był pan w „Bałtyku" cztery-pięć razy, a na pańskie nazwisko jest 30 rezerwacji.
Pan żartuje? Proszę czytać tę publikację ze zrozumieniem. „Newsweek" opublikował nie rejestr rezerwacji, ale listę meldunkową, z której wynika, że przez trzy ostatnie lata przebywałem w „Bałtyku" 213 dni. Nie chciałbym być w skórze redaktorów Lisa, Cieśli i Krzymowskiego. Nierzetelność dziennikarska to mało powiedziane w tym przypadku. Jest mi przykro, tak po ludzku. W sprawie rewelacji „Newsweeka" nie będę się tłumaczył. Będę bronił swojego dobrego imienia w sądzie.
Z bazy zabiegowej w hotelu korzystał pan za darmo?
To było w cenie noclegu. Ale nawet gdyby...
Czyli za darmo lub za 85 zł.
Proszę mi dać skończyć. Firma, która robiła w „Bałtyku" usługi na bazie zabiegowej, dostała wypowiedzenie, czego się nie spodziewała. Wypowiedzenie jest roczne. Roczny kontrakt to jest prawie 2,5 mln zł. Przez ten czas, kiedy ta firma z nami współpracowała, zaniedbywała naszych klientów „Bałtyku", bo w międzyczasie kupili sobie hotel w Kołobrzegu oraz wygrywali kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia. To był powód wypowiedzenia umowy tej firmie.
Okazało się, że jak dostaną wypowiedzenie, to nie dostaną kontraktu z NFZ. Jako szef rady nadzorczej otrzymałem pismo, że mam się spotkać z nimi i rozmawiać, bo jak nie, to będzie źle. Mój asystent spotkał się z jednym dziennikarzem, który powiedział: „po co panu przewodniczącemu kłopoty. Dogadajmy się". Ten email, który jest cytowany w „Newsweeku" – że wszystkie decyzje zarządu są akceptowane przez radę nadzorczą spółki Dekom – kazałem mojemu asystentowi napisać sam. Ponadto wcześniej zwolniliśmy dwóch dyrektorów z Bałtyku, co też ma w tej sprawie znaczenie.
Jestem przekonany, że to jest grubsza sprawa. Dochodzą do mnie różne informacje, o których dzisiaj nie chcę mówić. Nie wykluczam zgłoszenia się z tą sprawą do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Ja nie twierdzę, że „Newsweek" dyskredytuje mnie z premedytacją, bo te materiały zostały wysłane do wszystkich redakcji. Ale tylko „Newsweek" skorzystał.
Czyli według pana został zmanipulowany?
Nie jest to wykluczone. Pan Lis nie pała do mnie sympatią, ze wzajemnością zresztą.
Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Kilka dni temu ukazało się sprostowanie w „Panoramie", do sprawy, którą wygrałem z „Panoramą" za wypowiedź pani Hanną Lis.
O wyroku dowiedziała się po publikacji i przedstawiała dowody, że nie byłą stroną sprawy.
Jest kontraktowym pracownikiem telewizji. Wydawca potwierdził, że dopowiedzenie słów, że „dziś do korowodu polityków dołączył przewodniczący Solidarności" było jej inicjatywą.
Co sąd uznał, nie za nieprawdę, ale nieścisłość.
Treść sprostowania brzmi: Podana przez Hannę Lis w programie „Panorama" z dnia 24 marca 2014 r. informacja, że Pan Piotr Duda dołączył do korowodu polityków pielgrzymujących do matek jest nieścisła. W rzeczywistości Pan Piotr Duda wziął udział w spotkaniu na wyraźne zaproszenie i w związku z prośbą rodziców o pomoc i interwencję.
Sąd nazwał to nieścisłością, a ja nazywam nieprawdą.
Nikt z Komisji Krajowej, nikt z członków „S", nie chciał, żeby pan się wytłumaczył na szerszym forum?
Oczywiście, taki artykuł niesie ze sobą jakąś niepewność. We wtorek mamy posiedzenie Komisji Krajowej, będziemy na ten temat rozmawiać. Jak w sądzie wyciągniemy te wszystkie dokumenty, to sam pan zobaczy, że chłopaki po prostu wtopili. Coś tam złapali i w tym amoku popełnili taki błąd, że aż ręce opadają. Już nie wspomnę o mojej śp teściowej. Moja teściowa nie żyje od 20 lat.
Miał pan tylko jedną teściową?
Panie redaktorze, miałem tylko jedną teściową.
Może komuś przedstawił pan kogoś jako swoich teściów?
Sprawa trafi do sądu, gdzie przedstawię wszystkie dowody. Chyba, że „Newsweek" wszystko sprostuje. Wiem, że panowie szykują drugą część tego artykułu. Byli w hotelu, wypytywali, nocowali w apartamencie 1708 z 2 na 3 września. Wzięli fakturę na firmę. Wszystko wiem, spokojnie. To jest już wojna. Naprawdę.
Wspomniał pan o ABW.
To się też wiąże z Funduszem Wczasów Pracowniczych. Może pan popytać przewodniczącego Guza (szefa OPZZ – red.) jak tknął tę sprawę, i jakie z tego miał problemy, aż w końcu się wycofał. To są ogromne pieniądze.
Dlaczego nie został pan na konferencji i nie odpowiadał na pytania dziennikarzy?
Na pytania będę odpowiadał przed sądem. Nie odpowiadałem też na pytania pana Krzymowskiego i Cieśli. Pytania były typu: czy płacę za parking? Kto meblował moje mieszkania w Warszawie i w Gdańsku? W Warszawie mamy mieszkania rotacyjne, służbowe, przecież nie będziemy płacili za hotele.
To ile razy był pan w hotelu „Bałtyk" w ostatnich latach?
To zostanie wszystko udowodnione przed sądem.
Ale czy nie powinien pan, skoro już tam był, płacić jak inni, żeby hotel zarabiał?
Ale skoro pokoje są wolne, to mam przyjechać i spać na sofie?
Mógł pan nocować w pokoju np. na piątym piętrze, a nie w apartamencie z przeszklonym dachem.
Ale to my będziemy o tym decydować. To jest tylko nasza sprawa.
Powiedział pan, że ten hotel to pańska własność.
To przenośnia. Jestem pełnomocnikiem właściciela, ale odpowiadam za to swoim majątkiem i swoją głową.
Wróćmy do umów śmieciowych. Czy spółka zarządzająca uzdrowiskiem wyprowadzała część pracowników na takie umowy do firmy zewnętrznej?
Stanowczo zaprzeczam. Współpracujemy z firmami, które obsługują nam basen, ochronę, specjalistyczną firmą sprzątającą i zatrudniającą pokojówki. W okresie letnim, kiedy jest duże natężenie ruchu, dają nam jeszcze 10 kelnerek. Nigdy nie zrobiliśmy w tej firmie outsorcingu. Ja bym do tego nie dopuścił.
Kiedy „Bałtyk" główny był remontowany, to wszyscy pracownicy dalej pracowali. Część wybierało urlopy, a cześć miała tzw. zatrudnienie socjalne. Niech mi pan pokaże taką firmę, która płaciłaby pracownikowi, który prawie nie pracuje. Ale my chcieliśmy tych ludzi utrzymać, bo wiedzieliśmy, jaki jest rynek w Kołobrzegu.
Sam prosiłem Inspekcję Pracy o przeprowadzenie audytu w naszych spółkach. W zakładzie, którym ja kieruje, czyli Komisji Krajowej, zatrudnionych jest około 140 pracowników. We wszystkich naszych spółkach pracuje ponad 200 osób, a cała odpowiedzialność za tych pracowników leży po stronie szefa związków. Ta odpowiedzialność jest bardzo duża, a to jest tylko moja uboczna działalność. Główna jest ta, którą pan widzi na codzień.
Czyli w tych wszystkich spółkach nie ma ludzi zatrudnionych na umowach zlecenie?
Niektórym mylą się umowy śmieciowe z czymś innym. Jeżeli zatrudniamy np. ratownika, który pracuje jako policjant czy strażak, a ma uprawnienia ratownika i sobie dorabia na umowę zlecenie, to nie jest śmieciówka. Prezesa, który u mnie kombinowałby zatrudnianie na śmieciówkach, już by nie było. Średnie wynagrodzenie w naszej spółce jest na poziomie 3300 zl, bez zarządu, żeby była jasna sprawa. Ostatnie podwyżki były w kwietniu 2014 roku o 15 proc. średnio 302 zł, w zależności od wynagrodzenia.
Sprowadził pan swoją niedawną konferencję prasową do absurdu, pokazując pieska Kacperka, który dzisiaj nawet w barwach „Solidarności" występuje w memach.
Zrobiłem to samo, co zrobili panowie z „Newsweeka". Kacperek śpi z nami w łóżku, nie zamawiałem żadnych ręczniczków czy kojca. Miseczki są jego, bo on się z innej nie napije.
Meldował pan na swoje nazwisko rodzinę lub kogoś, kto musiałby zapłacić pełną kwotę za pobyt „Bałtyku"?
Wszystko wyjaśnię w sądzie.
A płacił pan podczas pobytów z rodzina pełną stawkę 1300 zl?
Nie, tak jak żaden z członków związku. I jeżeli „Solidarność" ustali regulamin, że będziemy płacić 100, 85, 10 zł, to tak będziemy płacili.
Ale każdy z „Solidarności" może tam spać za 85 zł?
Każdy członek „Solidarności", który płaci składki. Musi wykazać, że płaci składki do regionu, a region odprowadzać składki do krajówki i z takim zaświadczeniem musi skontaktować się z ośrodkiem aby ustalić termin. Do tego dochodzi karta Grosik. W tym systemie jest 165 tys. członków związku i to uprawnia do dodatkowych 10 proc. zniżki.
Czyli każdy członek związku może ten apartament wynająć za 85 zł?
Jeżeli jest wolny to tak, bo pierwszeństwo mają klienci komercyjni. Mało tego, nie tylko w „Bałtyku", ale też w „Przymorzu" w Gdańsku i pięknym hotelu w Kielcach.
Jak się myśli o Piotrze Dudzie jako o człowieku, który walczy o podniesienie pensji minimalnej, a sam mieszka w apartamentach za 1300 zł to można pomyśleć, że jest pan hipokrytą.
Żaden członek „Solidarności", jeśli są wolne miejsca, nie płaci za Bałtyk, Kielce czy Gdańsk więcej niż 85 zł. Nawet za apartament. A mnie się oskarża, że zarabiam 11 tys. brutto, choć pensja przewodniczącego jest jawna (zapisana w uchwale finansowej związku), płacona ze składek związkowych i taka sama jak moich poprzedników Janusza Śniadka i Mariana Krzaklewskiego.
Ale luksus pan lubi?
Nie lubię luksus. Bo go nie mam.
Dlaczego atakuje pan „Newsweek" twierdząc, że uprawiają „nekrofilie polityczną"?
Bo mnie atakują kłamliwie. Piszą o teściowej, która nie żyje. Kłamią i manipulują pokazując część maila, z którego ma wynikać, że wynająłem sobie motorówkę, która kosztuje do 2500. Druga część maila udowadnia, że to nie dotyczyło mnie, tylko jakiegoś innego klienta ośrodka. Zestawili moje nazwisko i twarz ze wszystkimi pobytami na liście meldunkowej. Ludzie sobie liczą i wychodzi im 213 dni. Mnie mogą rozliczać członkowie „Solidarności", a nie „Newsweek" i PO. Politycy Platformy po publikacji gazety Lisa chcieli, żeby podał się do dymisji.
Zapytam raz jeszcze. Czy wynajmował pan apartamenty 1708 komuś na swoje nazwisko?
Prałat Czarnecki i pani Alicja, która pilnuje bramy nr 2, wyrazili zgodę, żeby powiedzieć o nich. O innych powiem w swoim czasie i wszyscy z krzeseł spadną. W tym całym amoku chłopaki z „Newsweeka" dali ciała. Poszedł pozew do prokuratury na firmę, która wyciągnęła moją dokumentację medyczną i do Rzecznika Praw Pacjenta. Będę się też starał o odszkodowanie dla firmy Dekom za umowy śmieciowe i podwyżki.
Dziennikarzy i tygodnik też pan pozwie?
Najpierw zażądamy sprostowania, ale wątpię, że zostanie opublikowane. Dlatego sprawa trafi do sądu. Teraz chcę oczyścić swoje imię. Jestem czysty jak łza. Nie jestem święty, ale w tym przypadku nie mam sobie nic do zarzucenia. Atakują mnie, bo jak się skończy ta władza, to skończy się panowanie w telewizji pana Lisa. Jakoś pana Lisa nie martwi to, że telewizja stosuje outsourcing, a on zarabia w niej wielkie pieniądze. Teraz „Tygodnik Solidarność" zacznie opisywać luksusowe życie, w jakim pławi się pan Lis. Ośmiorniczki przy luksusach pana Lisa wysiadają. Nie ma pojęcia, z kim zadarł.
Idzie pan na wojnę z Lisem?
Nie ja ją wypowiedziałem, ale jak Lis chce wojny to będzie ją miał.
- rozmawiał Jacek Nizinkiewicz