Żeby zrozumieć całą polityczną rozgrywkę między PiS a PO wokół Trybunału Konstytucyjnego, należy się cofnąć ponad dwa lata wstecz. Latem 2013 r. prezydent Bronisław Komorowski skierował do Sejmu własny projekt zmian w Trybunale. Jego propozycja zawierała m.in. zapisy dotyczące zgłaszania kandydatów na sędziów. Kandydata miałaby zgłaszać nie tylko – jak dotąd – grupa posłów, ale także środowiska prawnicze.
Rządzącej Platformie z projektem Komorowskiego się nie spieszyło. Przebudziła się dopiero po jego porażce w wyborach prezydenckich. Przeczuwając kolejną nadciągającą klęskę – w wyborach parlamentarnych – Platforma przykroiła projekt Komorowskiego do własnych interesów. Na początku października zmieniła prawo tak, aby móc przed wyborami wybrać nie tylko trzech sędziów, których kadencje kończyły się za jej rządów, ale także dwóch kolejnych, których kadencje upływały już po wyborach (na początku grudnia).
Protestowało PiS, które skierowało ustawę w wersji PO do Trybunału Konstytucyjnego. W międzyczasie jednak odbyły się wybory – PiS przejęło władzę, a Platforma znalazła się w opozycji. I momentalnie obie partie zamieniły się rolami. PiS pospiesznie wycofało swą skargę do Trybunału. Powód był jasny – Trybunał zaskakująco szybko dla PiS wyznaczył termin posiedzenia w sprawie legalności wyboru pięciu sędziów przez PO (na 25 listopada). A politycy PiS zdawali sobie sprawę, że jeśli sędziowie TK uznają wybór dokonany przez Platformę za zgodny z konstytucją, zniweczy to ich plany zmian w Trybunale.
Bo – co przyznają politycy PiS – w partii tej od dawna kiełkowały pomysły przebudowy Trybunału. To właśnie TK był jednym z największych hamulcowych zmian, które w ramach budowania IV RP Jarosław Kaczyński próbował wprowadzić w życie w latach 2005–2007.
Dlatego gdy obóz PiS wygrał wybory, plany zmian w Trybunale były jednymi z pierwszych wniesionych do Sejmu. I dlatego PiS wycofało skargę na ustawę Platformy – nie chciał sobie wiązać rąk orzeczeniami w tej sprawie.