Potrzebujemy kobiety. Poza tym ważny jest twój ojciec... Chodzi o to, by pokazać, że mamy ludzi o właściwych korzeniach" – tymi słowami do startu w wyborach w czerwcu 1989 r. miał przekonywać lekarkę, działaczkę opozycji Olgę Krzyżanowską Bogdan Borusewicz, jeden z liderów Solidarności. Argumentacja wskazuje, że o kobietach na listach wyborczych myślano w kategoriach raczej utylitarnych, pomimo ich dużych zasług osobistych.
W Polsce kobiety w ławach poselskich i senatorskich zasiadały od 1918 r., czyli od momentu uzyskania czynnego i biernego prawa wyborczego (jeśli chodzi o Senat, z przerwą w latach 1945–1989). Podobnie jak w okresie zaborów, także w okresie powojennym, kobiety zaangażowały się w walkę o niepodległość, czymś naturalnym zatem powinna być ich obecność na listach wyborczych Komitetu Obywatelskiego Solidarność (KO „S") w tzw. wyborach kontraktowych z czerwca 1989 r. Tymczasem na 161 kandydatów do Sejmu Komitet Obywatelski wystawił zaledwie 16 kobiet, a na 100 miejsc do Senatu dla kobiet przewidziano sześć.