Lewicowi fanatycy, choć dla lewicy kwestia prywatności jest bardzo ważna, uznali, że lepiej uprawiać rowerowo-ekologiczny hejt, aniżeli chwilę pomyśleć. Zgodnie z zasadą: nie znam się, to się wypowiem. A ściślej: nie mam pojęcia o sprawie, więc tym silniejszy czuję imperatyw, by ją skomentować.
Tak się bowiem składa, że na co dzień w ogóle samochodu nie używam. Jeżdżę do pracy komunikacją miejską, a przy dobrej pogodzie – rowerem. I choć do redakcji mam ponad 20 km, to gdy tylko nie mam zbyt wielu spotkań albo jeśli temperatura nie spada do zera, wolę jeździć rowerem. Lubię to, jest to zdrowe, a w dodatku mam satysfakcję, że robię coś dobrego dla przyrody. Ale naszych velo-terrorystów to nie interesuje. Przeczytali felieton, w którym ktoś napisał o prywatności kierowców, więc zabrali się za hejtowanie. No bo skoro pisze to autor o konserwatywnych sympatiach, z pewnością można mu dowalić.