Stephen T. Davis. W obronie chrześcijaństwa

Jeśli byłbym ateistą, a ocena ludzkiej natury przekonałyby mnie, że morderstwa i ludobójstwa nigdy się nie skończą, doprowadziłoby mnie to do bólu i rozpaczy.

Publikacja: 20.03.2020 18:00

Stephen T. Davis. W obronie chrześcijaństwa

Foto: materiały prasowe

Każdy chce być szczęśliwy, a ja nie jestem wyjątkiem, myślę jednak, że głównym celem chrześcijaństwa nie jest osiągnięcie przez ludzi szczęścia, lecz otaczanie Boga czcią.

Chciałbym przedstawić pięć ludzkich potrzeb, na które Bóg może odpowiedzieć. Uważam, że możemy stać się lepsi, bardziej spełnieni, a może nawet szczęśliwsi, jeśli będziemy z Nim we właściwej relacji.

Mój argument opiera się na koncepcji nazywanej „kondycją człowieka". Ludzie posiadają pragnienia, które bardzo chcą zaspokoić, oraz pytania, na które bardzo chcą poznać odpowiedzi. Są to jedne z najgłębszych ludzkich tęsknot. Staram się pokazać, że powinni być w odpowiedniej relacji z Bogiem, ponieważ to On może zaspokoić te potrzeby i odpowiedzieć na te pytania. Część wyjaśnień, choć nie wszystkie, znajdziemy w teorii naturalizmu, jednak osobiście wolę odpowiedzi możliwe przy założeniu, że teizm jest prawdziwy. Mam jedno zastrzeżenie: w wielu przypadkach będę zakładał nie tylko prawdziwość teizmu, ale również istnienie chrześcijańskiego Boga.




1. Nasze miejsce w świecie

Pierwszy argument dotyczy pytań: Kim jestem? Jakie jest moje miejsce w świecie? Dlaczego istnieję? Czy życie ma cel i sens? W jakim świecie żyję? Czy jest to świat stworzony przez Boga? Jaki jest najlepszy dla mnie sposób życia? Chyba wszyscy ludzie – lub przynajmniej ci skłonni do refleksji – zadają sobie podobne pytania. Bóg, jeśli istnieje i zostaje wysłuchany, może na nie odpowiedzieć. Bez Jego obecności trudno byłoby znaleźć wyjaśnienia, a ludzie pozostający w stanie niewiedzy i dezorientacji mogliby poczuć się oddaleni od świata i samych siebie.

Jeśli Bóg istnieje, jesteśmy Jego stworzeniem i możemy nazwać się dziećmi Bożymi. Celem ludzkiego życia jest czcić Boga i służyć ludzkości najlepiej, jak umiemy. Niewierzący mogą zaprzeczyć prawdziwości tych stwierdzeń, jeśli jednak Bóg istnieje i odkrywa przed ludźmi swoje pragnienia, mamy wówczas dostęp do odpowiedzi na nasze największe pytania.

Ateiści i agnostycy są przekonani, że część z nich już poznali. Weźmy pytanie: Czy nasze życie ma cel? Jeśli pytamy o „cel transcendentny", sceptycy odpowiedzą, że go nie ma. Jeśli zaś chcemy się dowiedzieć, dlaczego istniejemy, wyjaśnią to działaniem ewolucji i niczego więcej.

Jeśli Bóg istnieje i objawił się człowiekowi, możemy poznać nasze miejsce w świecie oraz cel naszej egzystencji. Jest to jedno z ludzkich pragnień, które Stwórca może zaspokoić.




2. Czy życie ma znaczenie?

Uważam, że istoty ludzkie pragną świata, w którym coś znaczą. Załóżmy, że nie ma Boga, jak twierdzą ateiści: nie ma wtedy znaczenia, czy żyjemy, czy jesteśmy martwi, czy cierpimy, czy się radujemy, czy nasze dzieci odnoszą w życiu sukcesy, czy ponoszą porażki. Wszystko to znaczy w długofalowej perspektywie mniej więcej tyle, co jedna żyjąca lub martwa kijanka w całym jeziorze, lub tyle, co mały kamień skruszony przez lodowiec. Mersault w „Obcym" autorstwa Alberta Camusa powiedział, że nic nie ma znaczenia. Jeśli Bóg istnieje, to rzeczywiście coś znaczymy, ponieważ to On nas stworzył i pokochał. Moje życie różni się od życia kijanki, ponieważ Stwórca otacza mnie szczególną opieką.

Ateiści odpowiedzą, że skoro Boga nie ma, liczy się jedynie to, co my sami uważamy za istotne. Ich zdaniem istotne jest życie prowadzące do polepszenia własnego losu oraz losu reszty ludzi. Zgadzają się z przekonaniem, że bez Boga nie istnieje transcendentne znaczenie ani cel ludzkiej egzystencji, a my musimy to po prostu zaakceptować i żyć najlepiej, jak umiemy.

Najważniejszą kwestią zdaje się zatem istnienie lub brak Boga. Jeśli istnieje, istnieć będzie również transcendentny sens naszego życia. Życie lub śmierć, powodzenie lub porażka, moralność lub niemoralność, miłość lub nienawiść do Boga – to wszystko ma znaczenie, ponieważ jest ważne dla naszego Stwórcy.



3. Ludzkie cierpienie

Trzecia kwestia wiąże się z faktem, że żyjemy w tak trudnym świecie. Wielu moich kolegów studiujących ekonomię już w pierwszym dniu zajęć dowiedziało się o deficycie dóbr niezbędnych do życia, czyli jedzenia, schronienia, matczynej miłości, dobrych ocen w szkole i dobrej pracy. Wiedzieli, że będą musieli o nie rywalizować, a rywalizacja będzie czasami brutalna. Życie jest ciężkie – doświadczamy cierpienia, straty, bólu i żalu – dlatego kolejną ogromną potrzebą człowieka jest unikanie nieszczęść i cierpienia.

Musimy być ostrożni – nie oznacza to, że wierni radzą sobie w życiu lepiej niż niewierzący. Chociaż widzimy w telewizji wielu ludzi głoszących „ewangelię" zdrowia, majątku i dobrobytu, nie zauważam związku między byciem osobą religijną a odczuwaniem mniejszego cierpienia lub między byciem niewierzącym a doznawaniem większych krzywd. Religia nie jest zajęczą łapką, która chroni przed złym losem.

Jeśli jednak Bóg istnieje, to poza Bożymi obietnicami eschatologicznymi, o których będzie mowa w dalszej części rozważań, Bóg daje nam pocieszenie, siłę i opiekę w obliczu cierpienia. Spotkałem kiedyś religijnego sceptyka, który powiedział mi, że wzdryga się za każdym razem, gdy słyszy z ust osoby wierzącej: „Nie wiem, jak poradziłbym sobie bez Boga". Uważał to stwierdzenie za poniżające. Ja nie reaguję w ten sposób na podobne słowa. Uważam, że radowanie się z Bożej pomocy jest w pełni uzasadnione. Bóg obiecuje być przy nas w cierpieniu, a my możemy poczuć spokój, jeśli Mu zaufamy. Święty Paweł mówi, że jest to „pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł" (Flp 4,7).

Wierzymy w to, co powiedziała słynna średniowieczna mistyczka Juliana z Norwich: „Wszystko będzie dobrze i wszystko każdego rodzaju będzie dobrze". Jeśli Bóg istnieje, nie będziesz jedynie spokojny w obliczu problemów, ale doświadczysz prawdziwego pokoju, który da ci Stwórca.

4. Problem winy

Czwarta kwestia dotyczy tego, że ludzie lubią uznawać siebie za moralnych, a jednak niemal każdy ma problem z poczuciem winy. Wszyscy wiemy, że nie zawsze jesteśmy w stanie żyć zgodnie z własnymi standardami moralnymi lub tymi, które uznawane są w naszym społeczeństwie, nie wspominając już o standardach Boga (jeśli istnieje). Niektórzy mają z tym wielki problem. Istnieją liczne metody, aby radzić sobie z poczuciem winy bez religii, możemy wymienić wśród nich tłumienie, karanie siebie, powtarzanie, że istnieje wielu gorszych ludzi, zrzucanie winy na innych (na przykład obwinianie rodziców za sposób, w jaki nas wychowali) lub uczęszczanie na terapię.

Zauważyłem, że niewierzący czują się zaniepokojeni i oburzeni faktem, iż chrześcijanie uznają ludzi za grzeszników. Wielu z nich mówi: „Wiem, że daleko mi do ideału, popełniam błędy, zrobiłem rzeczy, które nie napawają mnie dumą, ale sądzę, że jestem dość moralną osobą. Dlaczego więc chrześcijanie ciągle się upierają, że wszyscy jesteśmy grzesznikami?".

Kiedy z ust chrześcijan pada stwierdzenie o grzeszności, nie oznacza ono, że uważają wszystkich ludzi za potwory pokroju Hitlera lub Stalina, nie twierdzą też, że są tak źli, jak to tylko możliwe. Chrześcijanie nie przeczą, że niektórzy ludzie są bardziej moralni od innych i mogą czynić dobre uczynki.

Co to zatem oznacza? Chrześcijanie mają na myśli, że ludziom nie udaje się żyć zgodnie z szeroko akceptowanymi standardami moralnymi, a co dopiero zbliżyć się do Bożych standardów. Przeprowadźmy eksperyment myślowy: załóżmy, że prosisz babcię (lub kogokolwiek innego, komu ufasz), aby była przy tobie około dwóch miesięcy i notowała wszystkie moralne i etyczne stwierdzenia, które wypowiesz. Mogą znaleźć się wśród nich na przykład: „Nie należy oszukiwać w deklaracji podatkowej" lub „Nie kłam rodzicom". Powstałaby w ten sposób lista zasad, które można by nazwać twoim kodeksem moralnym.

Babcia towarzyszyłaby ci przez kolejne dwa miesiące i zapisywała twoje słowa i uczynki. Celem byłoby sprawdzenie, czy konsekwentnie stosujesz własny kodeks i zasady moralne. Jeśli jesteś podobny lub podobna do mnie, nie uda ci się w pełni przestrzegać nawet własnych zasad, nie mówiąc już o zasadach surowszych, które podobno nałożył na nas Bóg, jak Dziesięć Przykazań oraz nauki Jezusa. Sądzę, że to właśnie mają na myśli chrześcijanie, kiedy mówią, że wszyscy jesteśmy grzesznikami.

Dlaczego uważam, że Bóg może rozwiązać ten problem? Ponieważ jeśli istnieje, nasze poczucie winy może zostać złagodzone. To Bóg może sprawić, że zniknie, i może nam przebaczyć. Ateiści powiedzą, że problem ludzkiej winy jest realny jedynie wtedy, kiedy zakładamy istnienie Boga, jednak pojawia się on nawet bez kontekstu religijnego; jak zauważyliśmy, nie udaje się nam żyć w zgodzie z własnymi zasadami moralnymi. Bóg może odpuścić nam tę winę.

Ateiści stwierdzą, że przebaczyć może jedynie ten, komu zawiniliśmy. Jeśli ktoś okradnie mojego kolegę, nie mam podstaw moralnych, aby mu wybaczyć, nawet jeśli tego żałuje i prosi mnie o łaskę. Takiego wybaczenia udzielić może tylko mój kolega. To prawda, jednak chrześcijaństwo naucza, że wszystkie grzechy popełniamy nie tylko przeciw ludziom, ale również przeciw Bogu. Wszystkie złe uczynki są pogwałceniem Bożego prawa. Ateiści mają na to następującą odpowiedź: jeśli Bóg nie istnieje, nie istnieją grzechy przeciwko Niemu, a zatem nie możemy otrzymać za nie przebaczenia. Grzechy popełnione przeciwko innym ludziom, jak kłamstwo czy kradzież, są rzeczywiste i mogą zostać przebaczone jedynie przez osobę, którą skrzywdziliśmy.

Nie zgadzam się z tym. Moim zdaniem bez Boga nie istniałyby żadne winy, ponieważ nie istniałby świat ani ludzie. To prawda, że jeśli per impossibile nie ma Boga, a wszystko inne pozostaje takie, jakie je znamy, to nie ma grzechów przeciwko Bogu. Wciąż jednak uważam, że nie istnieją żadne grzechy, jeśli nie istnieje Bóg, ponieważ wówczas nic nie istnieje. Świat, w jaki wierzą ateiści, czyli świat bez Boga, jest moim zdaniem niemożliwy.

5. Strach przed śmiercią

Piąta kwestia dotyczy lęku przed śmiercią i wielkiego ludzkiego pragnienia, aby przeżyć – i żyć po śmierci. Jeśli Bóg nie istnieje oraz jeśli świat może istnieć bez Niego (jak wierzą ateiści i co uważam za niemożliwe), nie ma zbyt wiele nadziei na wieczne życie. Uważam wszelkie próby „technologicznego pokonania śmierci" za niedorzeczne. Nawet jeśli mój klon będzie genetycznie identyczny jak ja, to nie będzie mną, jeśli moje ciało zostanie zamrożone, nie widzę dobrego powodu, dla którego ludzie przyszłości mogliby chcieć przywrócić mnie do żywych, a program komputerowy przedstawiający mój stan umysłu, nawet jeśli zostałby zaimplementowany do ciała androida wyglądającego jak ja, również nie byłby mną. Jeśli jednak wszechmocny Bóg istnieje, może sprawić, że będziemy żyć po śmierci. W chrześcijaństwie oraz wielu innych religiach Bóg obiecuje, że to się wydarzy.

Istnieje co najmniej jedna teoria życia po śmierci, która w pewnych wersjach jest ateistyczna; prezentują ją niektóre szkoły buddyzmu oraz adwajtawedanta. Chodzi oczywiście o teorię reinkarnacji. Nigdy nie byłem przekonany, że da się w tym przypadku rozwiązać problem tożsamości osobistej, tym bardziej że ani niezbędne kryterium pamięci, ani kryterium ciała nie zostają spełnione w domniemanych przypadkach odrodzenia. Co więcej, ateistyczna odsłona tej teorii budzi pewne wątpliwości. W jaki sposób powstają decyzje karmy, a jej konsekwencje pojawiają się bez udziału Boga lub kogoś „zarządzającego karmą"? Jeśli istnieje Bóg, bogowie, osoba lub pewnego rodzaju „komisja", łatwo sobie wyobrazić, że przemawiają oni do kogoś po śmierci: „Byłeś w poprzednim życiu złym sprzedawcą w Delhi i właśnie zdecydowałem, że z powodu twojej złej karmy odrodzisz się jako żebrak w Kalkucie". To miałoby przynajmniej sens. Nigdy nie byłem w stanie zrozumieć, w jaki sposób podejmowane są takie decyzje bez Boga lub kogoś „zarządzającego karmą". Nie wydaje się, aby działało jakieś prawo naturalne lub zestaw praw, które spowodowałyby, że konkretna zła osoba odrodzi się jako żebrak w Kalkucie, a nie jako trędowaty w Bombaju. Jest to tym bardziej problematyczne, że zgodnie z ideą reinkarnacji takie decyzje są zawsze sprawiedliwe, nigdy przypadkowe. Co więcej, nieskończony lub niemal nieskończony cykl życia, śmierci i odrodzenia wraz ze wszystkimi nowymi wcieleniami otrzymanymi dzięki karmie nie jest tym, czego życzyłaby sobie większość ludzi.

Pozwolę sobie wrócić do kwestii przedstawionej w pierwszym rozdziale. Mowa o ludobójstwie i nadziei, chociaż zdaję sobie sprawę, że te dwa wyrazy nieczęsto pojawiają się obok siebie w jednym zdaniu. Mój argument brzmi nieco kantowsko: jeśli nie ma Boga, mamy nikłe powody do nadziei w obliczu Holokaustu i innych ludobójstw. Jeśli nie istnieje żaden Stwórca ani siła wyższa, na przykład teistyczny Bóg, nasza jedyna nadzieja jest wątła i słaba. Pozostałoby nam liczyć na to, że pewnego dnia opracujemy systemy edukacyjne, społeczne, polityczne i dyplomatyczne, które uniemożliwią ponowne dokonanie aktów ludobójstwa. Zakładam, że możemy żywić taką nadzieję, jednak zważywszy na ludzką naturę, a także na konflikty o podłożu religijnym i etnicznym, uważam, że równie prawdopodobne jest to, że dryf kontynentów zostanie zatrzymany.

Jak zauważyłem w poprzednim rozdziale, jeśli Bóg nie istnieje, ofiary ludobójstwa nie mogą liczyć na zadośćuczynienie, sprawiedliwość lub radość. Umarli i tyle. Nadzieja ma sens, jedynie jeśli istnieje Bóg. Jeśli byłbym ateistą, a ocena ludzkiej natury doprowadziłaby mnie do przekonania, że morderstwa i ludobójstwa nigdy się nie skończą, doprowadziłoby mnie to do bólu i rozpaczy.

Ateiści odpowiedzą, że życie doczesne jest wszystkim, co istnieje, moja śmierć oznacza mój koniec i najlepiej, abym wiódł życie w najlepszy sposób, w jaki umiem, co oznacza również podejmowanie skromnych prób przyczyniających się do zapobiegania w przyszłości morderstwom i ludobójstwom. Żyjemy w niesamowicie niesprawiedliwym świecie.

Jestem przekonany, że wielu ludzi bardzo pragnie sprawiedliwości i żywi nadzieję, że świat taki się właśnie okaże. Przypadki ludobójstwa wzmacniają tę nadzieję, a Bóg może na nie odpowiedzieć. Chcę mieć nadzieję, jak powiedziała Juliana, że wszystko będzie dobrze. 

Fragment książki Stephena T. Davisa „Wiara – racjonalność czy naiwność? Filozof broni chrześcijaństwa" w przekładzie Karoliny Brykner, która ukazała się nakładem Wydawnictwa W drodze

Plus Minus
Co można wyczytać z priorytetów prezydencji przygotowanych przez polski rząd? Niewiele
Plus Minus
Po co organizowane są plebiscyty na słowo roku? I jakie słowa wygrywały w innych krajach
Plus Minus
Gianfranco Rosi. Artysta, który wciąż ma nadzieję
Plus Minus
„Rozmowy o ludziach i pisaniu”. Dojmujące milczenie telefonu w domu
Plus Minus
„Trojka” Izabeli Morskiej. Tożsamość i groza w cieniu Rosji