Aby ją zrealizować, nie skorzystamy z pomocy (i sponsoringu) modnej knajpki z darkroomem – to byłaby łatwizna. My zakupimy przynajmniej dziesięć butelek wspomnianego piwa sami. Spotkamy się w ten weekend i razem je wylejemy. Ale nie na podłogę ani nawet nie za kołnierz. Każdy do swojego gardła. A jak zabraknie – to dokupimy, ile będzie trzeba.
Ja ze swojej strony mogę zapewnić, że akcję wylewania wrażego piwa do własnego gardła będę kontynuował także w przyszłości. Nie tylko z tego powodu, że to wyjątkowo smaczny napój. Wyleję ciechana w hołdzie dla właściciela tego browaru, człowieka, który się gejom nie kłania i który gotów był narazić swój biznes, broniąc swojego prawa do wyrażania niepoprawnych politycznie poglądów.
Ktoś może się zżymać, że to kryptoreklama piwa. Odpowiem wprost: jeśli to reklama, to wyłącznie homofobii. Tak – uważam, że homofobia zasługuje na reklamę i promocję, szczególnie dziś, gdy zjawiskiem dominującym staje się homofilia, czyli bezkrytyczne uwielbienie dla homoosób i afirmacja ich seksualnych praktyk.
Wiem, środowiska homoseksualne chętnie wysłałyby mnie do obozu reedukacyjnego, gdzie mógłbym przemyśleć swoje winy i po paru latach powrócić do społeczeństwa jako pełnowartościowa homofilna jednostka. Z przyjemnością zapisaliby mnie na spotkania Anonimowych Homofobów, gdzie wraz z grupą podobnych uparciuchów wyznawalibyśmy sobie raz w tygodniu, że znów nie udało nam się obudzić w sobie miłości do gejów i lesbijek. A już na pewno geje chcieliby zakazać mi prezentowania moich homofobicznych poglądów.
Jakież to poglądy? Czy jest w nich coś naprawdę strasznego?