Po detonacji bomb atomowych w Japonii w 1945 r., w Stanach Zjednoczonych pojawiły się dwie fale utworów inspirowanych tymi wydarzeniami. Pierwsza, tuż po wojnie, tonowała nastroje euforyczne, ukazując, jak by wyglądały te eksplozje, gdyby dotknęły miast amerykańskich. Druga, późniejsza o dekadę, inspirowana była przez wystrzelenie przez ZSRR pierwszego sztucznego satelity Ziemi w październiku 1957 r. Sputnik nie obserwował wprawdzie Amerykanów z orbity ani nie otwierał samoczynnie drzwi garaży, jak sądzono, ale był dowodem na posiadanie przez stronę sowiecką rakiet zdolnych przenosić atom na inne kontynenty, w tym amerykański.
„Biada Babilonowi” pochodzi z 1959 r. i obawa przed sputnikami jest tam uzasadniona (Sowieci wystrzelili właśnie Sputnika 23, największego z dotychczasowych), a polityka międzynarodowa prowadzi wyraźnie do konfrontacji nuklearnej. W chwili ukończenia powieści Frank (na zdjęciu) nie wiedział, jak rozwinie się sytuacja globalna, ale kryzys kubański w 1962 r. wskazuje, że jego rozpoznania były trafne.
W powieści dochodzi do wymiany uderzeń atomowych zainicjowanych przez ZSRR, któremu wydaje się, że Ameryka jest słaba i nieudolna, więc łatwo ją powalić na kolana. Frank opisuje te wydarzenia z pozycji mieszkańców Fortu Repose, miasteczka w środkowej Florydzie. Wielkie miasta znikają, starte z powierzchni Ziemi przez atomowe eksplozje, a Fort Repose dowiaduje się o tym z rozbłysków na niebie oraz z nasłuchów emerytowanego admirała, który dysponuje radiostacją. W powieści czytamy, jak łatwo załamuje się krucha osłonka cywilizacji i jak dają sobie radę przedsiębiorczy ludzie, którzy niczym rzuceni na „Tajemniczą wyspę” Verne’a koloniści zmuszeni są na nowo budować własne życie. Historia rozłamuje się na dwie części, granicą między nimi jest Tamten Dzień, jak się powszechnie określa ową straszliwą datę.
Czytaj więcej
Gdyby nie Maciej Parowski, czyli właśnie tytułowy „Fantastyczny Matt Parey”, świat polskiej fantastyki byłby o wiele uboższy.
Opiewaniem zagłady zajmuje się w science fiction odłam zwany postapo (od postapokalipsy) i na dobrą sprawę Frank niewiele dodaje do opisów, które już znamy. Warto przeczytać jego powieść nie dla atomowych straszaków, które inni autorzy przeoczyli, ale dla bardzo realistycznego ukazania postatomowego życia w Forcie Repose, kulis machiny militarnej oraz polityki światowej, dzięki czemu z grubsza wiadomo, jak doszło do kataklizmu. Frank znał okoliczności takiego konfliktu z prostego powodu: był doradcą Departamentu Obrony USA, a wcześniej dziennikarzem zagłębionym w tej tematyce. Jego opisy są wiarygodne; imponowało mi zwłaszcza wkomponowanie w materię powieści wiedzy specjalistycznej, np. medycznej, którą inni autorzy się nie wykazali.