„Ile wolno artyście?" – pytają dziś najczęściej skandaliści, performerzy i wszelkiej maści admiratorzy nowych mód, szukający rozgłosu i frajdy natrząsania się z „uczuć religijnych". Wielki artysta zazwyczaj wie, na ile może sobie pozwolić, bo jak ujął to Josif Brodski: „Poeta pisze, żeby podobać się swoim poprzednikom, a nie swoim współczesnym". Ci, którzy z furią przywykli zarzucać Kościołowi ograniczenie swobody wypowiedzi twórczej, tkwią po prostu w rupieciarni samodzielnie wyhodowanych stereotypów. Nie wspomnę już, jak żałośnie wypadają ci, którzy nadużywają frazy; „To jakieś średniowiecze!". Wnioskowanie z pozorów to ich specjalność.