Podczas okupacji był członkiem chadeckiego Frontu Odrodzenia Polski, a po wojnie mikołajczykowskiego PSL. Potem unikał partyjnego zaangażowania, co nie przeszkadzało mu prezentować wyrazistych poglądów, sytuujących go na prawo od politycznego centrum. Blisko było mu do pozycji konserwatywnych czy, w tradycyjnym rozumieniu, chadeckich. Gdy w 1986 r. otrzymywał we Frankfurcie prestiżową nagrodę księgarzy niemieckich, jury w uzasadnieniu nazwało go „żarliwym katolikiem, żarliwym Polakiem i żarliwym humanistą". Być może, gdyby powstało w Polsce ugrupowanie o charakterze przypominającym zachodnią chadecję z drugiej połowy XX wieku, Bartoszewski znalazłby się wśród członków takiej formacji. Dzisiaj pamięta się jego udział w kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiemu, natomiast rzadko wspomina się o tym, że był przecież wcześniej doradcą Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta Warszawy.
Bogusław Chrabota: Tajny zapis w testamencie Zdzisława Najdera
Zmarł Zdzisław Najder. Zmarł po cichu, bez większych fanfar. A był przecież bodaj jednym z ostatnich wielkich dysydentów, działaczem niepodległościowym, a przy tym wybitnym intelektualistą, człowiekiem wielkiej kultury. Uwikłanym zarazem w XX wiek, jak uwikłanych było wielu jego rówieśników.
***
Władysław Bartoszewski jest dzisiaj często przypominany jako człowiek dialogu. To prawda, że był jednym z głównych rzeczników pojednania z Niemcami i Żydami. Rzecz w tym, że współczesne rozumienie pojęcia dialogu jest często synonimem rezygnacji z własnych racji lub ich przemilczania. Miano „ludzi dialogu" zyskują często ci, którzy gotowi są wziąć na siebie wszelkie prawdziwe i urojone niegodziwości popełnione przez Polaków wobec sąsiadów lub współobywateli innej narodowości. Bywa, że ta postawa wypływa ze szlachetnych intencji. Niejednokrotnie jednak jest dowodem ulegania presji silniejszej strony lub braku wrażliwości na doświadczenia własnej wspólnoty. Jest to wówczas nie dialog, ale jednostronna rezygnacja z własnego punktu widzenia. Od tego Bartoszewski był jak najdalszy.
Dialog i pojednanie, które prowadził, były oparte na jasnym zdefiniowaniu stanowisk. Temu służyła wieloletnia praca nad dokumentowaniem okupacji niemieckiej oraz pomocy udzielanej Żydom przez Polaków. Jej wybitnym przykładem jest relacja złożona przez niego w Yad Vashem w 1963 r. Warto wspomnieć kilka punktów, w których głos Bartoszewskiego wybrzmiewa szczególnie mocno i przekonująco. Podkreślał ścisły związek Żegoty z Polskim Państwem Podziemnym i finansowanie jej przez rząd polski w Londynie. „Kolosalne usługi oddawało duchowieństwo" – mówił twardo, jednocześnie wskazując, że „nie można uważać, że wszyscy ludzie, którzy Radzie pomagali, wiedzieli, że pomagają Żydom". Taka jednak była cena konspiracji.
Odpierał zarzuty, jakoby Polskie Państwo Podziemne niedostatecznie walczyło ze szmalcownictwem. Wyroków na ludzi wymuszających haracze lub denuncjujących kryjówki zajmowane przez Żydów nie ferowano jednak na podstawie donosów, ale po długotrwałych śledztwach. Te sprawy były wyjątkowo trudne: często dysponowano wyłącznie rysopisem. Ustalenie nazwiska szmalcownika – jeśli w ogóle było możliwe – wymagało uzyskania informacji poprzez kontakty podziemia w podporządkowanej Niemcom policji kryminalnej. Bartoszewski nie przymykał przy tym oczu na przykłady antysemityzmu w polskim podziemiu, lecz jednocześnie wystrzegał się uogólnień. Był przeciwnikiem nacjonalizmu, ale nieraz ciepło wspominał tych przedstawicieli Narodowej Demokracji, którzy wykazali się odwagą we wspieraniu żydowskich współobywateli.
Uczestnicząc w rozmaitych inicjatywach na rzecz pojednania z Niemcami, jednocześnie konsekwentnie zwalczał tamtejsze przejawy rewizjonizmu. Na przełomie wieków krytykował pomysł wybudowania Centrum przeciw Wypędzeniom prezentującego Niemców jako ofiary II wojny światowej, jako ludzi niesprawiedliwie wyrugowanych z ojczyzny (czyli obecnych polskich ziem zachodnich i północnych). Znakomitym przykładem tej postawy był list z marca 2009 r. do przewodniczącego Bundestagu Norberta Lammerta, w którym atakował inicjatorkę Centrum Erikę Steinbach: „Jako Europejczyk nie mogę zaakceptować fałszywej interpretacji historii publicznie forsowanej przez panią Steinbach, jakoby Polska miała planować długofalowo i realizować proces wysiedlenia Niemców już na długo przed konferencją poczdamską. Założenie to wyrwane z kontekstu przyczynowo-skutkowego jest niczym innym jak zakłamywaniem historii. Według takiej wykładni barbarzyństwo Hitlera byłoby jedynie pretekstem dla Polaków do rozliczenia się z Niemcami".