Jego śmierć wstrząsnęła przez chwilę rodzącą się dopiero III RP. Zginął prezes NIK wybrany po dwuletnich targach, skutkujących niemal paraliżem tej instytucji. W kilka dni został zaakceptowany przez wszystkie strony sporu politycznego. Zginął w dodatku w przeddzień swego wystąpienia przez Sejmem RP, w którym udzielić miał obszernej informacji o aferze FOZZ!
Żałoba była głęboka. Ówczesny marszałek Senatu Andrzej Stelmachowski, mówiąc o swoim byłym asystencie, zwykł używać ewangelicznej frazy „mój uczeń umiłowany". Na posiedzeniu Senatu mówił o zasługach Pańki w „przyjęciu filozofii, która miałaby służyć państwu i społeczeństwu przy pewnym odpolitycznieniu, tak, aby mogła być obiektywnym instrumentem służącym parlamentowi".
Rychło jednak – i nad śledztwem w sprawie przyczyn wypadku, i nad dorobkiem jego ofiary – zapadła cisza. Imieniem Pańki nazwano prowincjonalną szkołę i ulicę, od 2007 roku Fundacja Facultas Iuridica przyznaje doroczną nagrodę jego imienia dla najlepszego studenta, częściej najlepszej studentki prawa i administracji.
Jeśli coś zapamiętano, to ów NIK. A przecież najcięższą pracę na rzecz odrodzonego państwa Walerian Pańko podjął w komisjach sejmowych, z czasem stając na czele jednej z najważniejszych w tamtej epoce – Komisji Samorządu Terytorialnego. 8 marca 1990 roku przyjęto ustawę jego autorstwa o samorządzie terytorialnym, za którą poszło osiem ustaw towarzyszących plus ponad tysiąc – jeszcze w przedkomputerowej epoce! – nowelizacji ponad 200 dotychczasowych aktów prawnych.
Gminowładztwo
Rzeczpospolita wracała do swojej wielowiekowej, samorządowej tożsamości. Na czele nadzwyczajnej komisji sejmowej zdołał w rekordowym tempie wprowadzić całościowy, udany ustrojowy filar wznoszonego w chaosie państwa. Starożytny obyczaj uwieczniania zasług poprzez nadawanie nazwiska ustawodawcy nowemu prawu przydałby się w tej sytuacji aż nadto.