Jedenastego listopada w miastach garnizonowych można było przez całe dwudziestolecie liczyć na defilady, odznaczenia, promocje i awanse na wyższe stopnie oficerskie, a wieczorową porą bale. Najhuczniejsze zapewne w pułkach kawaleryjskich, kończące się toastem za zdrowie konia i śpiewaniem żurawiejek. Bale Niepodległości, niestety bez skutku, usiłował wskrzesić prezydent Lech Kaczyński, szczęśliwie jednak ostatnimi laty ta tradycja powróciła.
W 1920 roku obchody świeżo obronionej niepodległości były dość szczególne. 14 listopada na warszawskim placu Zamkowym Józef Piłsudski przyjął od wojska buławę marszałkowską. Osiem dni później odebrał we Lwowie defiladę wojskową i odznaczył to miasto Krzyżem Kawalerskim Orderu Virtuti Militari. To nagroda za wygranie lokalnej wojny z Ukraińcami w 1918 roku i opór stawiony bolszewikom w 1920. Zresztą słuszna, bo obie wojny składały się na mit założycielski II RP.