Nie dotyczy to tylko uchodźców, o których ostatnio głośno. Wolelibyśmy nie widzieć kalek i umierających z głodu dzieci. Jak wiadomo, w starożytnej Sparcie, gdzie dzieci należały do państwa, a nie do rodziców, kalekie niemowlęta nie miały prawa przeżyć. Dziś nawet jeśli się to praktykuje, to nie wypada o tym mówić. Ale usuwanie niepełnosprawnych sprzed naszych oczu ciągle bywa praktykowane. W Związku Sowieckim po drugiej wojnie światowej były miliony inwalidów. Część lądowała w Gułagu, część w specjalnych koloniach, a ci, którzy mieli szczęście, żyli dzięki pomocy rodzin, czasami latami nie wychodząc na świeże powietrze. Przyjezdnych z Zachodu dziwiło często, że na ulicach Moskwy nie widać wózków inwalidzkich czy ludzi o kulach. Ta tradycja, jak się okazuje, przetrwała do dziś. Gdy kilka tygodni temu Franak Wiaczorka musiał chodzić po Mińsku o kulach, spotykał się z wrogością w kawiarniach, irytacją na ulicach.