Prof. Andrzej Chwalba: Nie obyło się bez problemów
Początkiem budowy państwa polskiego jest akt 5 listopada z 1916 r. To wówczas polscy politycy wymogli na ówczesnym generalnym gubernatorze warszawskim Hansie von Beselerze, aby przyspieszył proces odrodzenia Polski. Miało się to odbyć oczywiście w ramach unii niemieckiej. On odpowiedział na to, że Polacy nie mają wystarczających tradycji państwowych, a romantyczne, powstańcze zrywy nie służyły wyedukowaniu solidnych, profesjonalnie pracujących urzędników. Nie bez znaczenia jest też fakt, że w czasie okupacji Królestwa Polskiego Niemcy na nowo powołali Uniwersytet Warszawski, gdzie zaczęto kłaść duży nacisk na kształcenie w zakresie administracji i prawa.
Zwracam uwagę, że nie tyle Galicja, ciesząca się autonomią, ile właśnie nowe władze polskie, które powstały w Królestwie Polskim w czasie okupacji niemieckiej i austriackiej, stały się matecznikiem odrodzonej Rzeczypospolitej. Oczywiście największym zasobem administracyjnym dysponowała Galicja, ale ważny był też stosunek mieszkańców pozostałych zaborów do galicyjskich urzędników, który był, delikatnie mówiąc, niechętny. Uważano, że są nadmiernie skoncentrowani na przepisach, są formalistami i kochają tylko Najjaśniejszego Pana, który panuje w Wiedniu. Dlatego konieczne stało się także oddolne szkolenie kadr administracyjnych w Królestwie Polskim.
Wkrótce okazywało się, że nie obejdzie się bez problemów, bowiem niejednokrotnie kandydaci, nie mając ukończonych żadnych szkół, wyrażali chęć bycia urzędnikami. Mówili, że w trakcie obsługi petentów nauczą się składania liter. Z takiego punktu startowaliśmy. Nawet w Łodzi, mieście zasobnym w przemysł, ponad 60 proc. ludności było analfabetami.
Natomiast w zaborze pruskim do 1917 r. niewiele w dalszym ciągu się dzieje, ponieważ państwo niemieckie jest zbyt potężne, aby myśleć o jakichkolwiek działaniach niepodległościowych. Ale już w 1917 r. zaborca słabnie i poznaniacy i Pomorzanie widzą, że państwo niemieckie może przegrać. Czyli oni mieli świadomość, że być może pojawi się wyjątkowa szansa wydarcia ziem polskich z rąk niemieckich. Zaczynają więc tworzyć quasi-konspiracyjne lub konspiracyjne struktury sądowe, administracyjne. W związku z tym, kiedy wybucha powstanie wielkopolskie, to oni są gotowi przejąć po administracji niemieckiej urzędy.
Większość społeczeństwa Królestwa Polskiego jest skoncentrowana na swoich bieżących sprawach – głód, bezrobocie, fatalna aprowizacja, a w 1917 r. hiszpanka. Jak przejrzymy prasę czy nawet wspomnienia zwykłych ludzi, to oni na tym właśnie się skupiają. Klasa polityczna też jest podzielona. Praktycznie obóz niepodległościowy na czele z Józefem Piłsudskim walczy z Niemcami i Austriakami o to, żeby jak najwięcej od nich wyrwać, wprowadzić polskie urzędy i rozwiązania. Natomiast pozostałe polskie elity polityczne są skoncentrowane na tym, kto będzie królem. To na ten temat na salonach toczy się wielka dyskusja, a nie: jaka będzie Polska. I to powodowało, że ta energia społeczna, ten wielki potencjał polityczny niestety rozmieniał się na drobne.
Na koniec chcę zaznaczyć, że zazwyczaj w debatach publicznych podkreślamy ten niezwykły fenomen, że państwo polskie szybko osiągnęło dojrzałość. Zgoda. Tym bardziej że musiało scalać kilka zupełnie różnych obszarów. Żadne inne z nowo powstających państw Europy nie miało takiego problemu. Inne tworzone były w oparciu o jedną, wcześniejszą władzę. To było dla nas wyzwaniem, jak pogodzić różne systemy prawne, szlaki kolejowe, a nawet telegrafy czy monety. To wszystko było naszym bagażem, z którym musieliśmy sobie poradzić. I chcę podkreślić, że gdyby nie ta praca pozytywistyczna, praca organiczna z lat 1916–17 wykonana w Królestwie Polskim przez polskie władze i urzędników, to wszystko byłoby niemożliwe. Te projekty prawne, które Piłsudski realizował z rządem Jędrzeja Moraczewskiego czy rządem Ignacego Jana Paderewskiego, były najczęściej przygotowane już znacznie wcześniej.