Panowała świadomość, że nie można nad konstytucją pracować w nieskończoność. I tak konstytucja marcowa została przyjęta jako jedna z ostatnich w regionie, np. po austriackiej czy czechosłowackiej, choć trzeba pamiętać, że te państwa zostały wydzielone z jednego imperium, u nas był problem scalenia trzech różnych organizmów państwowych. Presja czasu pozwoliła także socjalistom zmusić prawicę do kilku drobnych ustępstw.
Właśnie – konstytucję pisała prawica, a po jej uchwaleniu „Ilustrowany Kuryer Codzienny" chwalił, że jest ona „wolnościowa".
Zdecydowanie uznawano projekt państwa zawarty w konstytucji za demokrację parlamentarną o profilu liberalnym – zgodnie z ówczesnym rozumieniem tego pojęcia. Przestawały obowiązywać np. tytuły arystokratyczne. Katalog praw i wolności zakreślono stosunkowo szeroko, obowiązki zaś skromnie. Co więcej, prawa przysługiwały niezależnie od wywiązywania się z obowiązków. Inaczej było już w konstytucji z 1935 r. Ale idei liberalnego państwa nie utożsamiałbym z lewicą – akceptacja dla niej, otwarta lub milcząca, była znacznie szersza.
Dlaczego nie przewidziano czegoś na kształt Trybunału Konstytucyjnego?
Takie pomysły w dwudziestoleciu już się pojawiały, ale to była nowość. Kilka krajów takie rozwiązania do swoich konstytucji wprowadziło, ale na szerszą skalę pojawią się one dopiero po 1945 r.
Nie przewidziano też referendum.
Lewica zgłaszała pomysły różnych form demokracji bezpośredniej, jak choćby pomysł, który dziś nazywamy obywatelskim projektem ustawy. Pamiętać jednak należy, że mimo pewnych kompromisów konstytucja marcowa oddawała poglądy prawicy. Porozumienia zawierano, ale tam, gdzie się dało, Dubanowicz forsował wizję modelu państwa zgodną z wyobrażeniem narodowców czy chrześcijańskich demokratów.
Poza presją czasu wpływ chyba miała też presja polityczna. Konstytucje niby pisze się na pokolenia, ale zawsze na ich artykułach piętnem odciskają się doraźne ambicje wielkich jednostek albo obawy przed nimi. Wówczas dominującą postacią był oczywiście Józef Piłsudski. Jaki był jego wpływ?
Piłsudski w pracach nad ustawą zasadniczą nie brał udziału. Po doświadczeniu z 1919 r., związanym z małą konstytucją, kiedy usiłowano mu ograniczyć uprawnienia (mniejsza o to, czy skutecznie), zachowywał podczas prac nad konstytucją dystans. Ale oczywiście obie konstytucje II RP były pisane pod niego. Z tym że ta z marca 1921 r. przez jego przeciwników, a ta z 1935 r. przez zwolenników. To chyba jednak nic nadzwyczajnego. Nad konstytucją z 1997 r. też ciążyła osobowość Lecha Wałęsy, który właśnie m.in. przy pomocy prof. Falandysza próbował rozszerzać swoje kompetencje. Dlatego próbowano w konstytucji umniejszyć rolę głowy państwa. Traf chciał, że w 1995 r. Wałęsa wybory przegrał, a Aleksander Kwaśniewski, choć rządziła wtedy lewica, już nie był w stanie pewnych zapisów odkręcić.
W Sejmie Ustawodawczym toczyła się gra między prawicą a Piłsudskim. Prawica miała świadomość, że nie jest w stanie przeciwstawić Piłsudskiemu polityka równego mu formatem, który mógłby sięgnąć po prezydenturę. W związku z tym pisano konstytucję tak, by albo Piłsudskiego zniechęcić do startu w wyborach, albo mu spętać ręce. I tak wprowadzono zapis o pośrednim wyborze prezydenta. Taka głowa państwa, w przeciwieństwie do sejmu, nie miała legitymacji demokratycznej, a zatem logiczną konsekwencją było także ograniczenie kompetencji. Wiele, skromnych w istocie, uprawnień wymagało albo zgody sejmu, albo kontrasygnaty ministra lub premiera. Szczytem było zapisanie, że prezydent jest zwierzchnikiem sił zbrojnych, ale w przypadku wybuchu wojny nie może stanąć na ich czele. Bez świadomości kontekstu historycznego i tego, że ten zapis został wymyślony konkretnie pod Piłsudskiego, kompletnie nie wiadomo, o co autorom chodziło. Marszałek ostatecznie jednak o prezydenturę się nie ubiegał, twierdząc, że tak skrojony urząd potrzebuje kogoś, kto będzie miał „cięższy chód" i „lżejszą rękę".
Biały mężczyzna i polskie tygrysy
Nie wspomnienia Warszawy, Krakowa lub Tatr, lecz scena, którą widziałem po sto razy dziennie – dwadzieścia bosonogich kobiet ustawionych szerokimi zadami, gdy pochylają się nad zagonami ziemniaków. To jest Polska" – jeśli kogoś nie zniechęci ten opis, można mu szczerze polecić zapis rowerowej podróży Bernarda Newmana po przedwojennej Polsce. Odbył ją w 1934 r. i umiejętnie sportretował nasz kraj.
Po noweli sierpniowej, gdy prezydent zyskał większe uprawnienia, Piłsudski też nie sięgnął po ten urząd.
Nowela nie rozwiązywała jego zdaniem problemów systemowych. Była doraźną korektą, choć rzeczywiście ta doraźność okazała się długotrwała. Być może bał się oskarżeń, że zamach majowy był mu potrzeby do realizacji osobistych ambicji. Piłsudski mniejszą wagę przywiązywał do formy, stanowiska go nie cieszyły. Interesowała go realna władza. Władza, która miała przyspieszyć procesy modernizacyjne w kraju – Marszałek miał świadomość, że Polska może nie mieć zbyt wiele czasu, a przedmajowe stosunki spowodowały, że reformy ugrzęzły.
Konstytucję marcową przyjęto przez aklamację, potem odbył się przemarsz do katedry i nabożeństwo. Konstytucja jednak miała wejść w życie dopiero po wyborach. Czemu tak?
Konstytucja weszła w życie w dwóch turach: w czerwcu 1921 r. zaczęły obowiązywać m.in. przepisy dotyczące praw i wolności obywatelskich czy władzy sądowniczej. Druga część, dotycząca organizacji naczelnych władz, siłą rzeczy mogła wejść dopiero po wyborach parlamentarnych w listopadzie 1922 r. Wyboru prezydenta, który przejąłby władzę od naczelnika państwa, mogło dokonać tylko Zgromadzenie Narodowe. Tyle że składały się na nie sejm i senat, a tego drugiego nie było. Dlatego pełne wejście w życie konstytucji możliwe było dopiero po wyborach parlamentarnych.
Od marca 1921 r. do listopada 1922 r. to jednak długi czas.
Owszem. Prawica nie spieszyła się z wyborami, bo zdawała sobie sprawę, że w kolejnym sejmie liczniej reprezentowane będą mniejszości narodowe. Ale i Józef Piłsudski nie miał powodu do pośpiechu. Przecież im dłużej trwał Sejm Ustawodawczy, tym dłużej nie było prezydenta i tym dłużej urzędował naczelnik państwa...
Jak widać i jak często w polityce bywa, przeciwne sobie siły mogą się zaciekle zwalczać na poziomie idei, ale czasem łączy je wspólnota dość konkretnych i doraźnych interesów.
Prof. Janusz Mierzwa
Historyk, zastępca dyrektora Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zajmuje się m.in. historią społeczną i dziejami administracji II RP. Wydał m.in. książki „Pułkownik Adam Koc. Biografia polityczna" (2006), wraz z Piotrem Cichorackim i Joanną Dufrat „Oblicza buntu społecznego w II Rzeczypospolitej doby wielkiego kryzysu (1930–1935) Uwarunkowania, skala, konsekwencje" (2019) oraz „Konstytucja marcowa 1921 roku" (2021)