Dlaczego premier zwleka z ogłoszeniem raportu komisji Millera?

Są tacy, którzy go widzieli. Ba, twierdzą nawet, że lada moment ujrzy światło dzienne. Inni przekonują, że choć istnieje, to jego czas jeszcze nie nastał.

Publikacja: 22.07.2011 20:00

Paweł Lisicki

Paweł Lisicki

Foto: Rzeczpospolita

Są i tacy wszakże, co owym doniesieniom zaprzeczają i utrzymują, iż ani nie powstał, ani nie zostanie ujawniony, a wszystkie wieści o nim są iluzją. Nie chodzi przy tym o plan pokazujący, jak dotrzeć do świętego Graala lub Arki Przymierza, lecz o raport komisji Millera dotyczący przyczyn katastrofy smoleńskiej. O raport, którego publikację wielokrotnie – ostatnia data to 29 lipca – zapowiadał publicznie premier Donald Tusk i który, mimo upływających terminów, wciąż pozostaje nieznany opinii publicznej.

Dlaczego? Możliwości jest kilka. Choćby taka, że raportu rzeczywiście nie ma. Że premierowi, jak to zwykle bywa, konkretna data publikacji wypsnęła się. Od tej chwili całe jego zaplecze usiłuje wykazać, że raport, którego nie ma, powstał. Premier przecież mylić się nie może.

Bardziej prawdopodobna wydaje mi się wszakże inna wersja. Dokument powstał, ale dla władzy jego publikacja przed wyborami jest wyjątkowo niewygodna. Nawet mając zapewnione poparcie większości mediów, rząd może się obawiać, że negatywny komunikat dotrze do wyborców. Jeśli ta hipoteza jest słuszna, możliwe są dwa wytłumaczenia zwłoki.

Pierwsze to poszukiwanie takiej chwili publikacji, żeby informacja o ustaleniach komisji w jak najmniejszym stopniu zaburzyła spokój zwolenników Platformy Obywatelskiej. Wydaje się, że z tego punktu widzenia dobrym momentem publikacji byłby każdy termin od końca lipca: nie ma Sejmu, Polacy przebywają na urlopach. Gdyby przedstawieniu raportu towarzyszyło jeszcze ważne wydarzenie, najlepiej o wymiarze europejskim, straty nie byłyby znowu tak wielkie. Na razie pojawiają się przecieki, które pozwalają opinii publicznej oswoić się z najbardziej niebezpieczymi wnioskami, tak że kiedy nadejdzie sam moment ujawnienia, wszyscy uznają, że to i tak mniej, niż sugerowały media. Dlatego podany przez premiera termin 29 lipca może zostać dotrzymany. Tym bardziej że Donald Tusk już zdążył zastrzec, że może nie być to cały dokument, ale jedynie jego kluczowe fragmenty. A niekluczowe?

Drugie wyjście byłoby bardziej radykalne i bardziej ryzykowne, ale pozwalałoby zachować pełnię kontroli nad przekazem. Otóż premier mógłby ogłosić, że pełen raport zostanie opublikowany dopiero po wyborach, bo jego wcześniejsze przedstawienie zakłóciłoby proces demokratyczny. Rząd uruchomiłby kampanię propagandową, w trakcie której związani z nim publicyści głosiliby, że kwestia odpowiedzialności za Smoleńsk jest na tyle poważną sprawą, że nie można o niej rozstrzygać w czasie kampanii wyborczej. Nieprawdopodobne? Nie w Polsce.

Tak, wiem, że wszystko, co napisałem, świadczy o braku zaufania do władzy. Ale, dalibóg, nie mogę uwierzyć, że powodem opóźniania publikacji jest ciężka praca tłumaczy.

Są i tacy wszakże, co owym doniesieniom zaprzeczają i utrzymują, iż ani nie powstał, ani nie zostanie ujawniony, a wszystkie wieści o nim są iluzją. Nie chodzi przy tym o plan pokazujący, jak dotrzeć do świętego Graala lub Arki Przymierza, lecz o raport komisji Millera dotyczący przyczyn katastrofy smoleńskiej. O raport, którego publikację wielokrotnie – ostatnia data to 29 lipca – zapowiadał publicznie premier Donald Tusk i który, mimo upływających terminów, wciąż pozostaje nieznany opinii publicznej.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów