Pakt Sobieski – Kara Mustafa

Gdyby polska husaria zamiast pod Wiedeń udała się w stronę Pragi, nasz los by się odmienił. W 1939 roku nie oddalibyśmy Niemcom ani jednego guzika

Publikacja: 20.10.2012 01:01

„Bitwa pod Wiedniem”:?biało, czerwono i krwawo. Obraz flamandczyka Pauwela Casteelsa

„Bitwa pod Wiedniem”:?biało, czerwono i krwawo. Obraz flamandczyka Pauwela Casteelsa

Foto: Getty Images

Mikołaj I, przejeżdżając obok warszawskiego pomnika Sobieskiego, miał powiedzieć: „Oto pierwszy głupiec, który pomagał Austrii. Ja jestem drugim". Car był rozgoryczony postawą Habsburgów, którzy za pomoc udzieloną w walce z węgierskimi powstańcami odpłacili mu czarną niewdzięcznością. Podczas wojny krymskiej Franciszek Józef odmówił Rosji choćby dyplomatycznego wsparcia, nad Dunajem wręcz cieszono się z klęsk ponoszonych przez carskich generałów.

Anegdota z pomnikiem wzięła się zapewne stąd, że przed laty Mikołaj ufundował nowy sarkofag dla serca Jana III, przechowywanego w stołecznym kościele Kapucynów. Wyrażała zaś rozpowszechnione od czasów rozbiorów przekonanie Polaków o austriackiej przewrotności. Stanisław Staszic, nawiązując do wiedeńskiej odsieczy, z przekąsem zauważał, że to nie wyznawcy islamu, lecz chrześcijanie „rozszarpali Rzeczpospolitą".

Pół wieku później Teofil Lenartowicz napisał głośny poemat „Sen króla Jana", w którym odpoczywającemu po bitwie monarsze ukazał się duch Leonidasa i namawiał go wyzwolenia Greków. Gdy towarzysząca Sobieskiemu szlachta zaprotestowała, heros ukazał Polakom przerażającą wizję przyszłości. Oto z austriackiego podpuszczenia tłuszcza pali dwory i morduje potomków triumfatorów spod Wiednia. Obudziwszy się, król „co prędzej w kościół bieżał/ i godzin cztery krzyżem leżał/ i prosił Boga, we łzach smutny/ by się nie sprawdził sen okrutny". Była to, nader przejrzysta dla współczesnych, aluzja do rzezi galicyjskiej z 1846 roku.

W epoce zaborów rocznice odsieczy wiedeńskiej służyły jako pretekst do patriotycznych manifestacji. Dumie ze zwycięstwa, które odmieniło losy Europy, towarzyszyła jednak gorzka świadomość, że największe korzyści odnieśli z niego wrogowie Rzeczypospolitej: Austria i Rosja. Konserwatywny historyk Michał Bobrzyński uznał sojusz Sobieskiego z cesarzem Leopoldem za sprzeczny z interesem Polski. Jak w 1683 roku powinien zachować się polski król, by po latach nie nazywano go głupcem?

Stambulski tajny protokół

Cofnijmy się o sześć lat. W 1677 roku w drogę do Stambułu wyrusza wielkie poselstwo na czele z wojewodą chełmińskim Janem Gnińskim. Jego celem jest zawarcie pokoju z potężnym sąsiadem, który nie tak dawno, korzystając z przejściowej słabości Rzeczypospolitej, zagarnął Podole. Rokowania idą jak po grudzie. W pewnym momencie chan tatarski Murad Gerej grozi nawet wtrąceniem polskiego dyplomaty do lochu. W tym momencie do gry włącza się jednak Kara Mustafa. Wielki wezyr proponuje całkowitą pacyfikację stosunków między oboma państwami. Podole wróci pod polskie panowanie, pod warunkiem całkowitej demilitaryzacji twierdzy w Kamieńcu. W zamian Rzeczpospolita zobowiąże się do nieudzielania pomocy Rosji, z którą Turcja prowadził właśnie wojnę o wschodnią Ukrainę.

Gniński, po konsultacjach z Warszawą, podpisuje porozumienie, które Sejm ochoczo zatwierdza. Zdumiona Europa gratuluje Polsce dyplomatycznego sukcesu. Podłe nastroje panują jedynie w Wiedniu oraz w Rzymie. Papież Innocenty XI marzy bowiem o zawiązaniu przeciw Turcji Świętej Ligi, a w Sobieskim upatrywał nawet wodza antymuzułmańskiej krucjaty. Nikt wszakże nie podejrzewa, że do traktatu dołączono tajny protokół, w którym król i sułtan dokonali podziału stref interesów w środkowej Europie.

Czujność szpiegów cesarza Leopolda dodatkowo uśpił fakt, że realizacja paktu nie następuje od razu. Turcy gromią pod Czehryniem armię kniazia Grigorija Romodanowskiego, lecz Rosja dopiero w 1681 roku uznaje się za pokonaną. Na zachodzie zaś kończy się kolejna runda zmagań Francji z Habsburgami. Poseł cesarski w Warszawie Johann Christoph Zierowski śle do Wiednia uspokajające raporty. Austriaków niepokoją jedynie kontakty Polaków ze zbuntowanymi panami węgierskimi. Wódz powstania kuruców Imre Thököly najwyraźniej nieświadomy istnienia paktu Sobieski–Kara Mustafa, oferuje królewiczowi Jakubowi koronę świętego Stefana. Ten jednak po konsultacjach z ojcem grzecznie, lecz stanowczo wymawia się od tego zaszczytu.

Nadchodzi lato 1683 r. i historia rusza galopem. 1 lipca Turcy przekraczają graniczną Rábę. 7 lipca Leopold I wraz z dworem ucieka z Wiednia do Linzu, a potem do Pasawy żegnany przekleństwami rodaków. 14 lipca akcja palenia przedmieść zarządzona przez hrabiego Stahremberga ma skutki uboczne. Iskry niesione przez wiatr wywołują pożar klasztoru Schotten. W pobliskiej zbrojowni eksplodują zapasy prochu, co pogłębia ogólną panikę. Staje się jasne, że Wiedeń nie utrzyma się długo. Dowódca cesarskiego wojska Karol Lotaryński, nie mogąc się doczekać posiłków z Rzeszy, wydaje Turkom bitwę, która kończy się pogromem jego niewielkiej armii. Książę ginie śmiercią bohatera. Widok jego głowy zatkniętej na pice tak przeraża wiedeńczyków, że otwierają przed najeźdźcami miejskie bramy,  Stahremberga zaś związanego jak barana przekazują Kara Mustafie. Wielki wezyr, wjechawszy triumfalnie do miasta, pierwsze kroki kieruje do katedry Świętego Szczepana, która zostaje zamieniona w meczet. Symbolem nowego panowania stają się kawiarnie. Pierwszą z nich – „Dom pod błękitną butelką" – otwiera świetnie znający język turecki Jerzy Franciszek Kulczycki, herbu Sas.

Książę Maksymilian Emanuel, który nieopatrznie zawarł wojskowy sojusz z Leopoldem, ścigany przez Tatarów, rejteruje do rodzinnej Bawarii. Stąd w obawie o swój los błaga Francuzów o wstawiennictwo u sułtana. Thököly, oczyściwszy Węgry z resztki cesarskich garnizonów, ogłasza się królem. 17. dnia od rozpoczęcia tureckiej inwazji granicę przekracza 40-tysięczna armia Sobieskiego.

Janina, znak sukcesu

W Pasawie kurier wręcza Leopoldowi list od polskiego króla. Jan III powiadamia w nim, że wobec rozpadu państwa Habsburgów uważa za swój obowiązek wziąć pod opiekę Śląsk oraz bratni naród czeski. Cesarz się załamuje. Włoski misjonarz, kapucyn Marco d'Aviano, daremnie błaga go o pozostanie w kraju i stawienie czoła najeźdźcom. Leopold ucieka do Hiszpanii, w bagażu ma koronę świętego Stefana zabraną z Preszburga. W Madrycie przeżywa kolejny szok. Plotki nie kłamały: jego krewniak Karol jest kompletnym degeneratem. Hiszpańskie wojska, przed którymi drżała niegdyś cała Europa, przegrywają właśnie kolejną wojnę z Francją. Cesarz, który za młodu został przeznaczony do stanu duchownego, dochodzi do wniosku, że to znak niebios. Przyjmuje święcenia zakonne i resztę życia spędza w pałacu-klasztorze Escorial.

Polacy, nie napotykając na większy opór zdezorientowanych habsburskich żołnierzy, opanowują Czechy i Morawy. Miejscowa ludność wita ich entuzjastycznie. Leopold nie jest tu lubiany z powodu absolutystycznych zapędów, forowania Niemców oraz brutalnego stłumienia buntu chłopów w 1679 roku. Poza tym Czesi wierzą, że armia Jana III ochroni ich przed gwałtem i grabieżą Tatarów, o których wyczynach w Austrii krążą hiobowe wieści. „Ojcowie jezuici uczynili mi wielki honor, nazywając mnie Salvatorem" – donosi Sobieski Marysieńce z Ołomuńca. Wysłany przodem korpus Hieronima Lubomirskiego dociera do Brna, gdzie napotyka na idących od południa Turków. Janczarzy i dragoni wspólnie świętują zwycięstwo na ulicach miasta. Opanowanie reszty habsburskich ziem dziedzicznych zajmie jednak podwładnym Kara Mustafy jeszcze kilka lat.

Śląsk jako awuls zostaje wcielony do Rzeczpospolitej. Sejm pod naciskiem króla gwarantuje wolność wyznania tutejszym ewangelikom prześladowanym przez Habsburgów. Niemcy śląscy, podobnie jak ich ziomkowie z Prus Królewskich, szybko stają się polskimi patriotami. Tymczasem w Pradze stany czeskie jednogłośnie obwołują królem Jakuba Sobieskiego. Ludwik XIV przesyła mu portrety francuskich księżniczek – kandydatek na żonę.

Opicio Pallavicini, nuncjusz papieski w Warszawie, nie może się pogodzić  z tym, co się stało. Po przechwyceniu listów, w których nazwał Jana III „fałszywym chrześcijaninem", zostaje uznany za persona non grata i wydalony z Polski. Papież rad nierad przysyła bardziej oględnego ambasadora. Kuria rzymska nie może wszak pozostać ślepa na fakt, że po upadku monarchii Leopolda Rzeczpospolita jest jedyną ostoją katolicyzmu w tej części Europy.

Opozycja pozbawiona cesarskich dotacji kładzie uszy po sobie. Przyłączenie bogatego Śląska sprawia, że Polska szybciej dźwiga się z wojennych zniszczeń. Wrocławscy i gdańscy mieszczanie uzyskują wpływ na politykę państwa, tworzą w Sejmie proreformatorskie lobby. Autorytet Jana III urósł do takich rozmiarów, że dla wszystkich jest oczywiste, że po jego śmierci korona pozostanie w rodzie Sobieskich. Nielicznych malkontentów przekonują francuskie luidory.

Ku czemu Polska szła

Za sprawą intryg Marysieńki na tronie zamiast Jakuba zasiada jej ulubieniec Aleksander. Nowy władca nie jest orłem, lecz ma na tyle rozumu, że odsyła matkę na długie wakacje do Paryża, godzi się z bratem, kanclerzem zaś mianuje Stanisława Antoniego Szczukę. Ten okazuje się zręcznym realizatorem politycznego testamentu króla Jana. Gdy nowy rosyjski car Piotr proponuje Rzeczypospolitej wspólną napaść na Szwecję, nie waha się ani chwili. Przez umyślnego ostrzega Karola XII, co się święci, po czym z filozoficznym spokojem obserwuje, jak ten rozbija w puch moskiewskie pułki. Polska armia, przezornie postawiona w stan gotowości, wkracza na lewobrzeżną Ukrainę, która wraz z Kijowem wraca do macierzy. Karol, który od dziecka żywił kult dla zwycięzcy spod Chocimia, dorzuca do tego Smoleńsk. Brandenburczycy za sojusz z Rosją płacą utratą Prus Książęcych.

Jeszcze za życia starego króla jego ukochana córka Teresa Kunegunda została wydana za znanego nam już Maksymiliana Emanuela. Władca Bawarii po bolesnej nauczce z 1683 roku przeistoczył się w wiernego sprzymierzeńca Francuzów. Dzięki tej taktyce w następnym pokoleniu Wittelsbachowie osiągają swój stary cel. Syn Maksymiliana, a wnuk Jana III wkłada na głowę cesarską koronę. Tym samym Sobiescy herbu Janina dorównują Jagiellonom, a zdaniem pochlebców nawet ich przewyższają. W 2012 roku w Polsce, sięgającej od morza do morza, ukazuje się książka „Bitwa o Wiedeń". Autor, znany konserwatywny publicysta, stawia w niej tezę, że wchodząc w porozumienie z Turkami, król Jan popełnił wielkie głupstwo.

Wielbicielom political fiction pewnie będzie przykro, ale czas już zejść z obłoków na ziemię. Historia nie jest szachownicą, na której można w dowolny sposób przestawiać pionki i figury, uzyskując za każdym razem inny rezultat. Rzeczpospolita końca XVII wieku była państwem o marnej reputacji. Naszych dyplomatów coraz częściej spotykały afronty i lekceważenie. Polski władca pochodzący z wyboru nie cieszył się w Europie wielkim prestiżem. Gdy będący u szczytu sławy Sobieski poprosił w imieniu syna o rękę cesarzówny, Leopold odmówił. Kolejna kandydatka – wdowa po Ludwiku Hohenzollernie, zerwała zaręczyny po dwóch tygodniach. Od domniemanego następcy Jana III wolała księcia neuburskiego.

Władza polskiego monarchy de facto sprowadzała się do rozdawania wakujących urzędów i przypisanych do nich majątków ziemskich. Strach przed jedynowładztwem popchnął szlachtę w ramiona magnatów. Polityczną równowagę mógłby przywrócić Sejm, lecz popełnił samobójstwo, przyjmując jednomyślność jako zasadę działania. Rzeczpospolita stała się własnością kilkunastu najbardziej wpływowych rodzin, co samo w sobie nie było jeszcze takie straszne. Niestety, nasza oligarchia, w odróżnieniu od weneckiej czy holenderskiej, okazała się kompletnie pozbawiona instynktu państwowego.

Hetman litewski Michał Kazimierz Pac z rozmysłem sabotował militarne poczynania Sobieskiego. Zdarzało mu się nawet dezerterować w trakcie kampanii. Jego następca Kazimierz Jan Sapieha robił wszystko, by wojsko litewskie nie zdążyło dotrzeć pod Wiedeń i cel ten osiągnął. „Niełatwo byłoby wskazać w Europie, a nawet chyba na świecie, drugie państwo, w którym by nastąpił podobny upadek znaczenia władzy centralnej i w ogóle degeneracja aparatu władzy" – oceniał Zbigniew Wójcik, najwybitniejszy znawca epoki króla Jana. Taki stan bardzo cieszył państwa ościenne. Trzy lata po wiedeńskiej batalii powstał swoisty fanklub złotej wolności. Brandenburgia zawarła najpierw ze Szwecją, a potem z Austrią, umowę o wspieraniu wszystkimi siłami patologicznego ustroju Rzeczypospolitej.

Demoralizacja polskiej klasy politycznej wyrażała się między innymi w powszechnej korupcji. Najsprytniejsi potrafili sprzedawać swoje poparcie po kilkakroć. W 1683 roku agenci Leopolda, chcąc doprowadzić do szybkiego zawarcia sojuszu z Rzeczpospolitą, musieli wydać 70 tysięcy florenów na łapówki. Za 150 tysięcy Hieronim Lubomirski zgodził się stanąć na czele prywatnej armii, która walczyłaby po stronie cesarza. Do państwowej kasy miało zaś trafić subsydium opiewające na 360 tysięcy. Bez popadania w przesadę można powiedzieć, że cesarz kupił sobie pomoc Polaków.

Sam Sobieski poniewczasie żałował swego udziału w Lidze Świętej i próbował zawrzeć z Turkami separatystyczne porozumienie. Fiasko kolejnych wypraw na Podole i Wołoszczyznę oraz działalność austriackich agentów wpływu (zaliczał się do nich również jego własny syn Jakub) uniemożliwiły ten manewr. Rzeczpospolitej Obojga Narodów pisane było nie odrodzenie, lecz długa, bolesna agonia. Militarnym sukcesom z pierwszej połowy panowania Jana III towarzyszyły postępujący polityczny paraliż, ekonomiczna zapaść i regres kultury. Nawet geniusz na tronie nie zdołałby odwrócić tych procesów, podobnie jak nic nie mogło uratować II RP w 1939 roku. Fakt, że państwo polsko-litewskie po śmierci Sobieskiego istniało jeszcze 100 lat, zasługuje na miano cudu.

Ci wspaniali wąsacze

Jedyny w swoim rodzaju splot wielkości i dekadencji, chwały i hańby, jakim było panowanie króla Jana, to idealny materiał na literackie lub filmowe arcydzieło. A jednak połamali sobie na nim zęby wszyscy, na czele z Sienkiewiczem. Szanse na przełamanie tego trendu są niewielkie, bo także w historycznych debatach, które przewalają się przez media, króluje przekaz zero-jedynkowy. Rytualne pojedynki, jakie staczają wyznawcy czarnej i białej legendy polskich dziejów, przeczą twierdzeniu, że tylko prawda jest ciekawa. Dawna Rzeczpospolita może być przedmiotem dumy lub wstydu – tertium non datur.

Najświeższym przykładem infantylizmu w podejściu do historii, tym razem włoskiego chowu, jest „Bitwa pod Wiedniem". Decyzja o dofinansowaniu tego dzieła przez Polski Instytut Sztuki Filmowej wynikła chyba z kompleksów (nareszcie ktoś zainteresował się naszym bohaterem!). Widzowie mogą się wszakże poczuć oszukani, bo Sobieski jest tu postacią epizodyczną. Ciężar fabuły dźwiga na swych wątłych barkach wspomniany Marco d'Aviano. Mnich uzbrojony w krzyż Jana Pawła II jest ucieleśnieniem bon motu króla, że pod Wiedniem „Bóg zwyciężył". To on, przez swego wysłannika, podpowie groteskowemu cesarzowi, gdzie ma szukać sojuszników, i pokaże Polakom, którzy zabłądzili na Kahlenbergu, właściwą drogę na szczyt wzgórza.

Film rozbrajająco naiwny w treści i w formie zawiera aktualny przekaz polityczny. Europejczycy mają szansę powstrzymać napór islamu tylko wtedy, gdy się zjednoczą w „obronie wiary i tradycji". Zniewieściałych, opływających w dostatki dekadentów z Zachodu uratują męscy, pewni siebie i wąsaci Słowianie. Marco d'Aviano broni tureckiego imigranta przed agresją miejscowych, lecz nie ma wątpliwości, gdzie jest „prawdziwy Bóg". Rozwój wypadków potwierdza jego przekonanie, że chrześcijaństwo jest religią wolności, islam zaś – religią niewoli. Kara Mustafa po zdobyciu Wiednia zamierza zamienić wszystkie kościoły w meczety (co jaskrawo odbiega od tureckich praktyk wobec podbitych krajów). Właściwym celem jego pochodu nie jest zresztą stolica Habsburgów, lecz Rzym – stolica papieży.

Nie wróżę „Bitwie pod Wiedniem" sukcesu w kinach, choć od totalnej klęski frekwencyjnej pewnie uratuje go dziatwa szkolna. Za jakiś czas telewizja wyemituje wersję serialową. Szydercy, którzy nabijali się z „Czarnych chmur", poczują się wtedy głupio.

Autor jest krytykiem filmowym i historykiem

Mikołaj I, przejeżdżając obok warszawskiego pomnika Sobieskiego, miał powiedzieć: „Oto pierwszy głupiec, który pomagał Austrii. Ja jestem drugim". Car był rozgoryczony postawą Habsburgów, którzy za pomoc udzieloną w walce z węgierskimi powstańcami odpłacili mu czarną niewdzięcznością. Podczas wojny krymskiej Franciszek Józef odmówił Rosji choćby dyplomatycznego wsparcia, nad Dunajem wręcz cieszono się z klęsk ponoszonych przez carskich generałów.

Anegdota z pomnikiem wzięła się zapewne stąd, że przed laty Mikołaj ufundował nowy sarkofag dla serca Jana III, przechowywanego w stołecznym kościele Kapucynów. Wyrażała zaś rozpowszechnione od czasów rozbiorów przekonanie Polaków o austriackiej przewrotności. Stanisław Staszic, nawiązując do wiedeńskiej odsieczy, z przekąsem zauważał, że to nie wyznawcy islamu, lecz chrześcijanie „rozszarpali Rzeczpospolitą".

Pół wieku później Teofil Lenartowicz napisał głośny poemat „Sen króla Jana", w którym odpoczywającemu po bitwie monarsze ukazał się duch Leonidasa i namawiał go wyzwolenia Greków. Gdy towarzysząca Sobieskiemu szlachta zaprotestowała, heros ukazał Polakom przerażającą wizję przyszłości. Oto z austriackiego podpuszczenia tłuszcza pali dwory i morduje potomków triumfatorów spod Wiednia. Obudziwszy się, król „co prędzej w kościół bieżał/ i godzin cztery krzyżem leżał/ i prosił Boga, we łzach smutny/ by się nie sprawdził sen okrutny". Była to, nader przejrzysta dla współczesnych, aluzja do rzezi galicyjskiej z 1846 roku.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Plus Minus
„Filmy na życie. Przewodnik na każdą okazję”: Filmoterapia
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Plus Minus
„Jednorożce. Pojedynek w chmurach”: Zblokowani tęczą
Plus Minus
„Portrety par niezwykłych”: Miłość od pierwszego szkicu
Plus Minus
„Sztuka pięknego życia”: Po prostu życie
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Sabina Pierużek-Nowak: Krwawe konsekwencje. Samice mają walczyć
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay