Bond, nie „dziewczyna Bonda”

Sir Owen O’Malley, brytyjski poseł pełnomocny na Węgrzech, podczas wojny wspominał, że ona kwitła w niebezpieczeństwie. Inni ludzie to także potwierdzali – szła na wojnę jak na coctail party.

Publikacja: 22.11.2013 22:59

Bond, nie „dziewczyna Bonda”

Foto: materiały prasowe

Red

Dlaczego zajęła się pani postacią pierwszej kobiety szpiega w szeregach brytyjskiego wywiadu?

Zobacz na Empik.rp.pl


Clare Mulley, autorka biografii Krystyny Skarbek:

W Wielkiej Brytanii najbardziej znaną kobietą agentką stała się Charlotte Gray. Była to fikcyjna postać wyposażona przez pisarza Sebastiana Faulkesa w niezwykłą urodę i odwagę, która jednak nie dokonuje niczego wielkiego. O kobietach w czasie wojny, walki wywiadów zwykło się mówić w kategoriach romantycznych i tragicznych. Krystyna Skarbek nie pasuje do tego schematu. Była piękna i do tego niezwykle inteligentna. Książkę napisałam z dwóch powodów: chciałam pokazać realną postać, która zaprzeczała stereotypom na temat kobiet, a zwłaszcza ich skuteczności w wywiadzie. A przy okazji opowiedzieć, jak okrutna była historia Polski w czasie okupacji, bo pierwotnie pisałam dla czytelników w swoim kraju.

Skąd pani o tym wiedziała?

Na studiach dowiedziałam się sporo o polskiej historii i polityce, poza tym wiele lat temu gościłam w waszym kraju jako nauczycielka angielskiego. Uczyłam w Bydgoszczy, która może nie jest najładniejszym polskim miastem, ale o niesamowitej historii. Swego czasu znałam byłego agenta, który z kolei znał kogoś z otoczenia Krystyny Skarbek. Zmarł, zanim dojrzałam do tego, by opowiedział mi o niej. Strasznie tego żałowałam i zdecydowałam się zgłębić historię Krystyny Skarbek alias Granville, bo tego nazwiska używała później.

W książce „Kobieta Szpieg. Polka w służbie Jego Królewskiej Mości" uznała pani Krystynę Skarbek za owoc mezaliansu. Jej ojciec to potomek zacnego starego polskiego rodu, który popadł w długi i z tego powodu musiał zawrzeć związek małżeński ze Stefanią Goldfeder, córką żydowskiego bankiera, która przechodzi konwersję. Dzieci z mieszanej rodziny nie są zwykle akceptowane i stają się urodzonymi rebeliantami.

Jej pochodzenie na pewno miało wpływ na jej postawę. Nigdy nie była w pełni zaakceptowana na arystokratycznych salonach z powodu swojego żydowskiego pochodzenia. Jej ojciec był bankrutem – to też nie powód do chwały. A poza tym była rozwódką, bo z pierwszym mężem, przemysłowcem niemieckiego pochodzenia, rozeszła się po sześciu miesiącach. Te wyzwania jakoś ją naznaczyły, bo była przez los spychana na margines, a chciała być na środku sceny.

Brytyjczycy zaryzykowali, przyjmując kobietę jako agenta Kierownictwa Operacji Specjalnych mającej prowadzić tajne operacje dywersyjne na tyłach wroga, ale się nie zawiedli. Podsumujmy jej najważniejsze osiągnięcia.

Jako agentka brytyjska na Węgrzech wraz z Andrzejem Kowerskim, polskim oficerem, który także był agentem SOE, stworzyli siatkę kurierską do przerzucania ludzi, pieniędzy, broni i materiałów wybuchowych do Polski i materiałów wywiadowczych do okupowanego kraju. Pracując w Budapeszcie, zdobyła dowody na przygotowania do operacji „Barbarossa", czyli inwazji Niemiec na ZSRR. Skomunikowała polską podziemną grupę konspiracyjną Muszkieterów z brytyjskim wywiadem. We Francji nawiązała kontakt pomiędzy włoskim i francuskim ruchem oporu, który działa po jednej i po drugiej stronie Alp. Dzięki jej akcji na stronę aliantów przeszedł cały garnizon, bo służyli w nim Polacy, a ona przez megafon zachęciła ich do dezercji. Uratowała życie kuriera Związku Walki Zbrojnej Włodzimierza Ledóchowskiego, ocaliła Andrzeja Kowerskiego z rąk gestapo, we Francji uratowała życie oficera i swojego dowódcę Francisa Cammaertsa, organizując wykupienie trzech ludzi Ruchu Oporu z rąk Niemców na krótko przed egzekucją. Proszę sobie wyobrazić – poszła do tłumacza z SS i oświadczyła mu, że jest brytyjską agentką, która może zapewnić mu ocalenie, gdy wkroczą alianci, jeśli on w zamian uwolni trójkę skazanych na śmierć.

Wraz z Kowerskim zapisali się w historii wywiadu w ten sposób, iż Krystyna Skarbek była pierwszą kobietą, która ukończyła kurs spadochronowy, a jej towarzysz – pierwszym inwalidą, który został spadochroniarzem, gdyż stracił część nogi przed wojną.

To prawda. Oboje z Kowerskim mogli być omyłkowo zlikwidowani przez Polaków. Zostali oskarżeni przez polski wywiad o współpracę z Niemcami, co mogło się dla nich fatalnie skończyć. Mieli już jednak swoje brytyjskie kontakty i świetną opinię, więc po dłuższej kwarantannie przywrócono ich do służby w SOE, pilnując jedynie, by nigdy nie zajmowali się sprawami polskimi.

Pisze pani, że bezpośrednie zagrożenie życia ją ekscytowało.

Kochała adrenalinę. Sir Owen O'Malley, brytyjski poseł pełnomocny na Węgrzech, podczas wojny wspominał, że ona kwitła w niebezpieczeństwie. Inni ludzie to także potwierdzali – szła na wojnę jak na coctail party. Kiedy w Budapeszcie policja waliła do drzwi, ona nie wydawała się przerażona ani trochę, była właśnie podekscytowana – wiemy o tym z relacji Kowerskiego, z którym była wspólnie aresztowana. Przetrzymała wówczas wyjątkowo brutalne przesłuchanie w Budapeszcie.

Niezwykła jest też historia o tym, jak we Francji wraz z towarzyszem schroniła się w krzakach, gdy zobaczyli niemiecki patrol graniczny. Żołnierze ich nie zauważyli, ale alzackie owczarki pobiegł w ich kierunku. Gdy pies zbliżył się do Krystyny, ta wiedziała, jak się z nim obejść, bo zawsze kochała zwierzęta. Powiedziała coś do niego po cichu, po czym wyjęła gęsi tłuszcz, który służył do natłuszczania butów, i podetknęła psu pod nos. Ten polizał i poszedł sobie dalej. Jadąc w pociągu w okupowanej Polsce, przewoziła paczkę z przesyłkami dla wywiadu. Już zbliżał się patrol żandarmów, kiedy ona kokieteryjnie uśmiechnęła się do współpasażera – umundurowanego oficera gestapo, po czym podała mu paczkę na przechowanie, mówiąc, że to herbata z czarnego rynku. Gestapowiec okazał się dżentelmenem i oddał przesyłkę po kontroli.

Służba Krystyny Skarbek składa się z historii, których scenarzysta bałby się napisać ze strachu, że uznano by je za zbyt niewiarygodne. Przypomnijmy, że Włodzimierza Ledóchowskiego, kuriera ZWZ, uratowała w charakterystyczny dla siebie sposób; kiedy zatrzymał ich słowacki żandarm na drodze za Koszycami, zerwała szklany naszyjnik i zaczęła krzyczeć, że giną jej diamenty. W zamieszaniu oboje zdołali uciec.

Historię Ledóchowskiego znam dobrze, bo jego syn udzielił mi niezwykłej gościny; podczas zbierania materiałów w Polsce korzystałam z jego mieszkania na warszawskiej Starówce. Myślałam często o tym, jak sama zachowałabym się na miejscu Krystyny w różnych sytuacjach, i los sprawił, że mogłam sobie to uzmysłowić. Pewnego dnia na warszawskiej Starówce nagle przed sobą na ulicy zobaczyłam oficera w mundurze Wehrmachtu, który wyskoczył z motocyklu, machając przed nosem karabinem maszynowym. Zaczął krzyczeć coś po polsku. Cała zdrętwiałam, przez myśl przeszło mi nawet, że zwariowałam. Chwilę później okazało się, że niechcący weszłam na plan filmu o II wojnie światowej, ale ja byłam bliska płaczu. Nie sądzę, abym nadawała się do takich misji, w jakich brała udział Krystyna. Ona była dwukrotnie aresztowana, jako pół-Żydówka i brytyjski szpieg miała się czego bać, ale nigdy tego nie okazała.

Widać, że Krystyna pani  imponuje. W tamtej epoce mogła uchodzić za rozwiązłą, ale dla pani jest ona kobietą wyzwoloną, która cieszy się seksem, jak zwykli to czynić mężczyźni.

Wojna wywróciła wszystko także w sprawach obyczajowych. Dlaczego kobieta, która walczyła jak mężczyźni, a nawet przewyższająca ich odwagą miałaby zachowywać się inaczej od nich? Trudno, żebym ją potępiała za to, że chciała wycisnąć z życia co się da. Pamiętajmy, w jakim napięciu oni żyli! W takich chwilach człowiek zachowuje się inaczej; łaknie każdej chwili życia. Średnia długość życia agenta, który był przerzucany z Wysp do Francji, wynosiła około sześciu tygodni. Wydawałoby się, że brytyjska agentka, w połowie Żydówka, uciekająca patrolom granicznym brawurowo na nartach i angażująca się w najbardziej straceńcze misje, nie będzie w stanie przeżyć wojny. A jednak Krystynie się to udało. Trudno jej wyrzucać, że chciała cieszyć się każdą chwilą swojego życia.

Owszem, używała swojego seksapilu do celów wywiadowczych, ale nie ma dowodu, by z kimś przespała się,  żeby coś załatwić. Krążyła anegdota o tym, jakoby miała przespać się z niemieckim oficerem z getta, który miał wydobyć jej matkę z Pawiaka, ale ta historia jest nieprawdziwa. Po prostu daty tu nie pasują; kiedy jej matkę aresztowano, Krystyny w okupowanej Polsce nie było.

Relacja z Andrzejem Kowerskim była chyba dla niej najważniejsza, jednocześnie jednak widywano ją z innymi mężczyznami.

Zdrada to dziwne pojęcie w tym kontekście. Kowerski był jej wieloletnim kochankiem, ale przede wszystkim przyjacielem, kimś, kto naprawdę ją rozumiał. Czy Skarbek go zdradzała? Tak, choć sam Kowerski też był z kimś innym. Nawet jeśli nie byli z sobą w sensie fizycznym, to była to romantyczna relacja.

Czy superagentka zabiła kogoś osobiście? Podobno zwykła się chwalić przypiętym do łydki nożem.

Kiedy rozmawiała z Polakami po wojnie, wymachiwała tym nożem i zapewniała, że zrobiła z niego użytek. Ale nie mamy dowodu, że kogokolwiek zabiła, choć wydaje mi się, że byłaby do tego zdolna. Nie lubiła pistoletów, bo uważała je za zbyt głośne, zdarzało się jednak, że brała z sobą granaty ręczne. Ale jej najlepszą bronią był mózg.

To ciekawe, że w raportach nie promowała siebie, jej relacje są suche i dotyczą wyłącznie faktów. Po wojnie lubiła koloryzować, co chyba utrudniło pani pracę.

Lubiła w rozmowach ubarwiać opowieści o swoich przygodach, ale często robiła to dla sprawy. We Francji podczas akcji uwalniania trójki partyzantów skazanych na śmierć mówiła, że alianci są już tuż-tuż, a ona sama jest krewną generała Montgomery'ego i może wszystkim kolaborantom ocalić życie po zwycięstwie sił sprzymierzonych. To prawda, że po wojnie czuła się zmarginalizowana i ubarwiała swoje opowieści. Jedna z historii, jaką wówczas opowiadała, dotyczyła jej lądowania ze spadochronem we Francji. Ponoć, lecąc w dół, nagle zobaczyła pod sobą wieżę kościoła – bała się, że  spadnie prosto na nią i zginie. Sekundy dzieliły ją od katastrofy, ale udało jej się bezpiecznie wylądować obok. Z raportu z akcji wynika, że Krystyna wylądowała bez żadnych przeszkód. Koloryzowała, bo chciała mieć wdzięczne audytorium. Ale nie była mitomanką; nie twierdziła, że dokonała czegoś, czego nie dokonała.

Co było największą klęską Krystyny Skarbek? To, że nie udało się jej uratować matki?

Tak, jej matka była uparta jak Krystyna. Nie była nawet zarejestrowana jako Żydówka i mieszkała poza gettem. Krystyna, gdy dostała się do okupowanej Warszawy w 1940 roku, błagała ją, by uciekała, sama przygotowywała akcję wywiezienia matki poza okupowaną Polskę. Matka nie dała się przekonać – na swoją zgubę. W 1942 roku została aresztowana i przewieziona na Pawiak. Ironia historii polega na tym, że więzienie na Pawiaku powstało w latach 30. XIX wieku podczas reformy więziennictwa, którą wprowadzał Fryderyk Skarbek, ojciec chrzestny Chopina, przodek Krystyny.

Ta książka jest odważnym przedsięwzięciem: o Krystynie Skarbek ukazało się już kilka pozycji...

Pierwsza książka o niej ukazała się bodajże w 1975 roku napisana przez Madeleine Masson, pisarkę pochodzącą z Południowej Afryki (ukazała się ona w Polsce ponad rok temu pt. „Wojna, moja miłość. Krystyna Skarbek – ulubiona agentka Churchilla"). Przeprowadziła ona wywiad z Andrzejem Kowerskim, który mniej więcej w tym czasie rozpoczął energiczne działania na rzecz obrony czci Krystyny. To z jego inicjatywy zaniechano publikacji kilku książek na temat Krystyny, m.in. pamiętnika Włodzimierza Ledóchowskiego, fantastycznej lektury.

Zna ją pani?

Powiedzmy, że miałam do niej wgląd. Dotarłam także do niepublikowanych wspomnień jej drugiego męża Jerzego Giżyckiego, pisarza i dyplomaty, z którym przed wojną wyjechała do Afryki. Masson przeprowadziła z nim wywiad i głównie z jego perspektywy pokazana jest Krystyna w tej książce. Nie sądzę, byśmy przy opowiadaniu historii tej wspaniałej kobiety potrzebowali tak jednostronnego oglądu. Ukazała się także książka Jana Lareckiego, który zresztą bardzo pomógł mi w pisaniu mojej książki. Ale jako pierwsza miałam możliwość skorzystać z zasobów SOE. Sięgnęłam m.in. do raportów dotyczących jej zabójstwa. Skorzystałam też z prywatnych archiwów rodzinnych; m.in. dotarłam do jej listów, które przechowuje wnuczka Owena O'Malley, brytyjskiego dyplomaty. Dotarłam do członków rodziny Skarbek, widziałam się z francuskimi weteranami, którzy walczyli ramię w ramię z Krystyną. Starałam się trzymać faktów, bo zdaję sobie sprawę, że jej życiorys może wydawać się nieprawdopodobny.

W 1949 roku Skarbek została zwolniona ze służby i otrzymała zaledwie 100 funtów odprawy. Dlaczego Wielka Brytania tak okrutnie obeszła się z kobietą, która zrobiła tak wiele dla tego kraju, narażając swoje życie?

To skomplikowana sprawa. Zaraz po wojnie w Zjednoczonym Królestwie panowało wielkie bezrobocie. Mnóstwo ludzi powróciło ze służby z całego świata i nie było dla nich zajęcia. Wielu cudzoziemców nie mogło wrócić do swoich krajów i również powiększali szeregi bezrobotnych. To przydarzyło się nie tylko Krystynie. Nawet Colin Gubbins, jej przyjaciel, szef SOE od 1943 roku, został uznany za niepotrzebnego. Ale rzeczywiście  potraktowano ją wyjątkowo źle: trochę dlatego, że była Polką, a Polacy przestali już być potrzebni. Trochę także z powodu seksizmu; w brytyjskim Ministerstwie Obrony znalazłam listę Polaków, którzy posiadali wyjątkowe uzdolnienia i zasługi i dlatego zdecydowano się zaproponować im różne posady. Są na niej nazwiska samych mężczyzn – m.in. Kowerskiego, który dostał ważną funkcję w brytyjskiej strefie okupacyjnej.

Czy to już wszystkie powody?

Myślę, że lękano się Krystyny również z powodu jej żydowskiego pochodzenia. Po wysadzeniu Hotelu King David w Jerozolimie 22 lipca 1946 roku przez terrorystów z Irgunu dążących do utworzenia państwa Izrael zaczęto usuwać z brytyjskich służb wszystkich, wobec których można było powziąć podejrzenie, że może sympatyzować z żydowskimi bojownikami.

Zaproponowano jej pracę sekretarki, co ona odrzuciła, bo jak wiemy, nie nadawała się do tego zajęcia. Kiedy na krótko zajęła się pracą biurową, nie potrafiła usiedzieć na miejscu, rzucała papierami, inne kobiety nie mogły z nią wytrzymać.

Skoro była ulubioną agentką Churchilla, mogła chyba liczyć na pewne względy...

Nie sądzę, aby kiedykolwiek spotkał Krystynę. Dowiedzieliśmy się o tym zresztą po jej śmierci. Wówczas, w latach 50., miał powstać film o jej życiu, w którym rolę Krystyny miała zagrać Sarah Churchill, córka wielkiego polityka. I to ona miała powiedzieć, że Krystyna Skarbek znana jako Christine Granville miała olśniewać jej ojca swoimi wyczynami.

Po jej zamordowaniu pojawiły się wątpliwości, czy zabójcą powodowała wyłącznie obsesja na punkcie Krystyny. Sugerowano, że zamordowano ją na czyjeś zlecenie, bo zbyt dużo wiedziała.

Jestem przekonana, że tak nie było. To była po prostu patologiczna zazdrość i zraniona ambicja człowieka z nizin społecznych, który dodatkowo miał emocjonalne zaburzenia. Nie mógł mieć Krystyny, to ją zabił. Co prawda tłumaczył się, że chciał ją jedynie zranić, ale relacje świadków nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Dotarłam do akt sądowych, policyjnych, szpitalnych i więziennych raportów, a także do jego bratanka. Nie ma żadnych dowodów na to, że ktoś go inspirował do tego czynu.

A jej romans z Ianem Flemingiem, twórcą Bonda? To właśnie dlatego na niej miał wzorować swoją Vesper Lynd, dziewczynę Bonda.

Mam niespodziankę: Fleming nigdy nawet nie spotkał Krystyny. Nie ma na to żadnych dowodów. Ich romans to dzieło wyobraźni jednego z biografów Fleminga. Sprawa jest o tyle ciekawa, że ów biograf zacytował w książce jeden z listów, jaki rzekomo Krystyna miała pisać do Fleminga. Nikt nie widział tych listów. W międzyczasie prześwietlono twórczość owego biografa i okazało się, że wiele rzeczy nazmyślał, aby lepiej sprzedać swoje książki, dlatego uważam go za wyjątkowo niewiarygodnego.

A jednak...

Owszem, Fleming na pewno słyszał o Krystynie, bo kiedy zginęła, jej historię opisywały wszystkie gazety. „Casino Royale", pierwsza część przygód Bonda, w której pojawia się Vesper Lynd, ukazała się w kwietniu 1953 roku, 10 miesięcy po śmierci mojej bohaterki. Ktoś na konferencji prasowej spytał Fleminga o tę postać, a ten odparł, że tworząc ją, wzorował się na Krystynie. Mój ogromny sprzeciw w ogóle budzi mówienie o Krystynie jako o „pierwowzorze dziewczyny Bonda". Skarbek dokonała tak niezwykłych rzeczy, że to ona mogła być kobiecą wersją słynnego agenta 007.

Dlaczego zajęła się pani postacią pierwszej kobiety szpiega w szeregach brytyjskiego wywiadu?

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi
Materiał Promocyjny
Zarządzenie flotą może być przyjemnością
Plus Minus
Przydałaby się czystka