Ksiądz Lemański podzielił Jasienicę

Ks. Lemański nas podzielił – mówią mieszkańcy Jasienicy. Do tego stopnia, że przed ubiegłorocznymi świętami Bożego Narodzenia zwolennicy księdza rozprowadzali opłatki przez... zakład fryzjerski. Nie były to opłatki zwyczajne. Święcił je osobiście ksiądz Wojciech.

Aktualizacja: 18.10.2014 20:24 Publikacja: 18.10.2014 02:00

Ksiądz Lemański podzielił Jasienicę

Foto: Reporter, Witold Rozbicki Witold Rozbicki

Ciepłe, słoneczne popołudnie. Na boisku szkolnym w Jasienicy koło Tłuszcza gromadzą się dzieciaki, by pograć w piłkę. Liderem jest 13-letni Janek. On tu rządzi i formuje drużyny. „Twoi starzy nie są za Lemańskim, z nami nie grasz" – słyszy wyrok drugoklasista i zapłakany, powłócząc nogami, idzie do domu. Choć ksiądz Wojciech Lemański zniknął ostatecznie z Jasienicy w sierpniu, jego nazwisko wciąż elektryzuje mieszkańców. Niby życie wraca do normy, ale w powietrzu czuć napięcie, a parafianie są podzieleni. Dialog Kościoła arcybiskupa Henryka Hosera z Kościołem „lemanitów" jest trudny. Wystarczy iskra, a znów wybuchnie pożar.

Najcięższa obelga

Lemanitów" jest około 50, niewielu jak na 4-tysięczną miejscowość. To oni stanowili trzon regularnych pielgrzymek do Treblinki, urządzanych przez księdza Wojciecha, działali w jego radzie parafialnej, a po przyjściu nowego proboszcza, księdza Krzysztofa, poszli do niego z interwencją w sprawie macew, które w lipcu znikły z lewej nawy kościoła. Zastąpił je wizerunek św. Ojca Pio.

– To nie była miła rozmowa, choć kulturalna, bo ksiądz Krzysztof dba o jakość dyskusji – zdradza jeden ze świadków. – Pozostali przy zdaniach rozbieżnych. Ksiądz nie przywrócił macew, „lemanici" upierali się, że powinny zostać na znak pojednania z narodem żydowskim. Ksiądz tłumaczył, że miejsce płyt nagrobnych jest na cmentarzu. Wtedy usłyszał, że jakby ktoś zniszczył nagrobek jego rodziców, to chyba chciałby, żeby ktoś umieścił go w synagodze. Oskarżenia o antysemityzm nie padły, ale było blisko.

„Antysemita" to od czasów księdza Wojciecha najcięższa obelga w Jasienicy. Dlatego o macewach nikt nie mówi głośno, chyba że dobrze.

Pojawiły się kilka lat temu, sprowadzone przez księdza Lemańskiego z cmentarza żydowskiego w Mińsku Mazowieckim. Lekko omszałe, stanowiły element wystroju jasienickiej świątyni, tak jak stojąca w prezbiterium skrzynia z ewangeliarzem z drzwiczkami w kształcie zwojów Tory. Te też po nastaniu księdza Krzysztofa Kozery znikły.

– I dobrze, bo choć nie mam nic przeciwko Żydom, to nie wyobrażam sobie, by w synagodze znalazło się miejsce dla krzyża albo Pisma Świętego – mówią sąsiedzi parafii. Jak większość naszych rozmówców nie chcą podać imion. Boją się „lemanitów". – Oni nie są przyjemni. Łatwo przypinają łatkę wroga Kościoła, postępu, pojednania – wyjaśniają.

Ksiądz Krzysztof przekonuje, że teraz wystrój świątyni katolickiej spełnia odpowiednie kryteria, a elementy nagrobne powinny wrócić na cmentarz. Napisał w tej sprawie nawet list do Gminy Żydowskiej w Warszawie, w którym proponuje zwrot macew.  Ale tych dziesięciu, które od trzech lat stanowią przykościelny cmentarzyk nienarodzonych, zwracać nie zamierza. Pod płytami, z których jedną zdobi napis „Pamięci dzieci Narodu Żydowskiego pomordowanych przez »Herodów«", regularnie palą się znicze.

– I palić się będą. Hoser mógł usunąć stąd księdza Wojciecha, ale nie usunie świadomości. Przez Jasienicę przejeżdżały pociągi z transportami do Treblinki. Tym ludziom należy się pamięć – mówi nam jedna z „lemanitek". Też anonimowo, bo, jak twierdzi, skoro druga strona się nie ujawnia, to i ona nie będzie wychodziła przed szereg. Nowy proboszcz nie chce mówić ani o polityce, ani o swoim poprzedniku. – Moim zadaniem jest w pokoju serca głosić naukę Pana Jezusa. Nigdy w swoich homiliach, kazaniach nie odwoływałem się do spraw politycznych – zapewnia nas ksiądz Kozera, poprzednio wikariusz warszawskiej parafii przy Głębockiej na Targówku. – I tak pozostanie.

To całkiem inaczej niż ksiądz Wojciech Lemański, legendarny już proboszcz podtłuszczańskiej parafii, któremu 22 sierpnia tego roku za nieposłuszeństwo arcybiskup warszawsko-praski Henryk Hoser wręczył dekret suspendujący, czyli zakaz pełnienia funkcji kapłańskich. Na ambonie polityki niby nie było, ale poza nią – już tak. A to na blogu w portalu Natemat.pl, a to w programie u Tomasza Lisa czy Moniki Olejnik. Ksiądz Lemański nie stronił od kontrowersji i powoli budował własny Kościół.

Urodził się w Legionowie we wrześniu 1960 r. Na roku w seminarium duchownym było ich ponad 30. Większość jest dziś proboszczami, kilku profesorami seminaryjnymi, jeden został nawet arcybiskupem i nuncjuszem apostolskim w Gruzji, Armenii i Azerbejdżanie. Święcenia kapłańskie przyjmowali w 1987 roku z rąk ówczesnego prymasa Polski kardynała Józefa Glempa. – Wojtek zawsze był oryginałem. Odstawał od reszty. Miał własną wizję Kościoła – opowiada jeden z kolegów seminaryjnych. – Trudny charakter.

Wizja osobna

Zadziorność i konfliktowość spowodowały, że w pierwszej parafii – Rzeczycy na Mazowszu – wytrzymał tylko rok. Odszedł po sporze z proboszczem. W kolejnej parafii w podwarszawskim Milanówku wytrzymał dwa lata. W 1990 r. zdecydował się na wyjazd na Białoruś. „Trzy lata po święceniach wyjechałem do ZSRR przekonany, że jadę pomagać starszemu schorowanemu księdzu. Ale arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz mnie oświecił: u nas nie ma wikariuszy, gdy ksiądz sobie nie radzi, dostaje jedną parafię, jak już okrzepnie, drugą, a potem trzecią. Widzę, że ksiądz sobie poradzi, daję księdzu dekret na cztery parafie" – opowiadał w jednym z wywiadów.

Na Białorusi był proboszczem w Świrze, Szemietewie, Niestaniszkach, Zaświrze. Do Polski wrócił w 1997 r. i rozpoczął pracę w tworzonej diecezji warszawsko-praskiej. Ówczesny biskup Kazimierz Romaniuk powierzył mu kierowanie parafią w Otwocku-Ługach. I ksiądz Lemański pewnie byłby tam proboszczem do dziś, gdyby w 2000 r. nie wybuchła sprawa mordu Żydów w Jedwabnem. „Wiadomość o tej zbrodni przyjąłem bez sprzeciwu" – wspominał na łamach „Tygodnika Powszechnego". „Jeżeli się coś takiego wydarzyło, to trzeba za to przeprosić. Zbadać, pomodlić się, upamiętnić".

Ksiądz Wojciech powoli zaczyna odkrywać Otwock żydowski. Rok później wraz ze Zbigniewem Nosowskim, naczelnym miesięcznika „Więź", zakłada Społeczny Komitet Pamięci Żydów Otwockich i Karczewskich, który porządkuje okoliczne kirkuty, jeździ do Jedwabnego i Treblinki i działa na rzecz dialogu polsko-żydowskiego.

Jednocześnie krytykuje biskupów za to, że o Żydach nie pamiętają. Kardynałowi Józefowi Glempowi dostaje się za to, że nie widzi potrzeby przepraszania za Jedwabne. Inni hierarchowie obrywają, bo żaden nie przyszedł na pogrzeb Ireny Sendlerowej. A kiedy umiera sprawiedliwa wśród narodów świata Antonina Wyrzykowska,  która przechowywała Żydów z pogromu w Jedwabnem, to na jej pogrzebie obok wikariusza miejscowej parafii (który na dodatek myli imię zmarłej) jest tylko ksiądz Lemański. Na taką postawę hierarchii duchowny znajduje tylko jedno określenie: „tępota". „Najbardziej boli postawa Kościoła hierarchicznego, który jakby odwrócił się do tego problemu plecami i nie chce do niego wracać. A to kwestia, która dotyka Kościoła w całym kraju" – opowiada dziennikarce „Tygodnika Powszechnego".

Działania na rzecz pamięci o ofiarach Shoah ksiądz Lemański przywozi do Jasienicy, do której w 2006 roku przenosi go ówczesny ordynariusz warszawsko-praski abp Sławoj Leszek Głódź. Wtedy ksiądz Lemański od roku działa w Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów. Za rolę kustosza pamięci o polskich Żydach prezydent Lech Kaczyński przyznaje mu Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

W Jasienicy, przez którą – jak opowiada wiernym – przejeżdżały transporty do obozu w Treblince, chce przywracać pamięć o pomordowanych Żydach. Na początku napotyka opór, ale powoli miejscowi zaczynają z nim jeździć do Treblinki. Raz w roku w niedzielę. Po co? Bo ksiądz chce im pokazać religijnych Żydów. „W tym roku pojechało ze mną do Treblinki 100 osób z mojej parafii, dwa autokary! Rabin Schudrich był zdumiony, jak ze łzami w oczach śpiewali psalmy pogrzebowe. A tydzień wcześniej połowa z tych ludzi była u ojca Rydzyka!" – chwalił się duchowny w 2012 roku Robertowi Mazurkowi na łamach „Plusa Minusa".

Jasieniczanie pomagają też umieścić w lewej nawie swojego kościoła macewy z Mińska Mazowieckiego. Potem w prezbiterium pojawia się szafka na księgi liturgiczne w kształcie Tory. A wokół świątyni powstaje żydowsko-katolicki cmentarzyk poświęcony nienarodzonym dzieciom. Oczywiście z macew.

W parafii zwolenników dialogu przybywa. To oni najgłośniej będą bronić księdza, któremu za nieposłuszeństwo abp Henryk Hoser najpierw zakaże wypowiedzi w mediach, potem odsunie od pełnienia funkcji proboszcza, a na jego miejsce wyznaczy administratora.

Podzielił bardziej ?niż komunizm

Afera wybucha w lipcu 2013 roku, gdy parafię ma przejąć wyznaczony przez arcybiskupa duchowny. Obrazki sprzed kościoła Narodzenia Pańskiego transmitują wszystkie stacje telewizyjne. Sprawa co prawda przycicha na kilka miesięcy, ale ze zdwojoną siłą eksploduje w tegoroczną Niedzielę Palmową.

Choć w sobotę ksiądz Lemański otrzymuje dekret zakazujący mu pełnienia jakiejkolwiek posługi w jasienickim kościele, zasiada w konfesjonale i zaczyna spowiadać wiernych. Następnego dnia przyjeżdża odprawić mszę. Administrator parafii ksiądz Grzegorz Chojnicki nakazuje mu opuścić kościół, ale ksiądz Wojciech zajmuje miejsce w jednej z ław. Kilka minut później opuszcza świątynię. Wraz z nim wychodzi spora grupa wiernych. Zaczyna się przedziwna okupacja kościoła. Biskup podejmuje decyzję o jego bezterminowym zamknięciu.

Zdaniem sąsiadki plebanii Niedziela Palmowa była końcem panowania księdza Lemańskiego w Jasienicy. – Do tego dnia wszyscy byli za nim, nawet ci, którzy nie do końca zgadzali się z jego przekonaniami, bo wierzyli, że w konflikcie z kurią chodzi o wiarę. Ale on, przychodząc wtedy do kościoła, celowo wywołał awanturę, chciał skłócić ludzi – tłumaczy nam.

Wtóruje jej pani Kasia, 30-latka, która uważa, że księdza Lemańskiego zmieniła sława. – Dawniej był prawdziwym kapłanem. Swojej charyzmy używał, żeby łączyć ludzi, przyciągać ich do Boga. W Niedzielę Palmową zrozumiałam, że jest inaczej. Widział, że po jego odejściu ludzie blokują wejście do kościoła, nie dają innym się modlić. Pokazywały to wszystkie telewizje i nie wierzę, że tego nie oglądał. Był trzy kilometry dalej, w Tłuszczu, i nie pofatygował się, żeby przyjechać i powiedzieć swoim zwolennikom, że tak nie można, że kościół jest dla wszystkich – tłumaczy.

„Lemanitom" ma za złe tworzenie podziałów nawet między dziećmi. – Mój syn usłyszał od starszych kolegów, że nie może zagrać z nimi w piłkę, bo nie jest za Lemańskim. To drugoklasista, nawet nie wie, o co chodzi w całym tym konflikcie – dodaje.

Według innej jasieniczanki sytuacja z boiska odzwierciedla podział w całej miejscowości. – Gdyby narysować mapę domów za  Lemańskim i przeciw niemu, wyszłaby szachownica. Ten człowiek podzielił nas bardziej niż komunizm. Jest trochę jak w byłej Jugosławii. Kiedyś sąsiedzi, dziś są prawie gotowi się pozabijać. Ludzie, którzy się razem wychowywali, ledwo odpowiadają sobie na „cześć", a jak spotkają się w sklepie, mówią o pogodzie. Lemański nas podzielił – opowiada.

Do tego stopnia, że przed ubiegłorocznymi świętami Bożego Narodzenia opłatki „lemanici" rozprowadzali przez miejscowy... zakład fryzjerski. Nie były to opłatki zwyczajne. Święcił je osobiście ksiądz Wojciech, a nie jakiś tam administrator.

Sąsiadka plebani dodaje. – Nastawiał jednego przeciw drugiemu i nie znosił sprzeciwu. Ludzie mówią, że jak się uwziął, to potrafił odmówić nawet miejsca na cmentarzu albo nie chciał ochrzcić dziecka – zdradza.

Jej mąż uważa, że te cechy się zaostrzyły, gdy księdza zaczęła pokazywać telewizja. – Nagle uwierzył, że jest najważniejszy. Jakby to był jego Kościół, a nie Boga. Jak arcybiskup Hoser postanowił go odsunąć, powiedział: „Nie będziemy zmieniać ustanowionych przeze mnie praw". Jakby stracił rozum.

Dialog ?katolicko-katolicki

Zdaniem pani Kasi duchowny pociągał osobowości szukające przygody: – Takie, którym w życiu czegoś brakuje. A że Jasienica nie jest centrum rozrywki, chwycili się księdza, polsko-żydowskiego dialogu, a potem wojny o kościół – tłumaczy.

Ale jednocześnie ubolewa, że księdza Wojciecha pamięta się dziś tylko z judaików i awantur z arcybiskupem. – To był przede wszystkim znakomity gospodarz. Przez siedem lat zrobił w kościele piękne witraże, obłożył ściany boazerią, wyłożył kostką chodnik na cmentarzu za kościołem i zamówił na nim oświetlenie. Zadbał nawet o to, by równomiernie obciążyć dzwonnicę, bo wcześniej wszystkie trzy dzwony wisiały na samej górze i groziły zawaleniem, a ksiądz najcięższy przeniósł na dół. Nie wspominam już o jego działalności dla dzieci. Jedno z pomieszczeń na plebani udostępnił na świetlicę, na boisku zrobił skate park. Naprawdę dbał o ludzi – mówi pani Kasia.

Dziś mieszkańcy Jasienicy modlą się głównie o spokój. – Chcemy normalności. Nowy proboszcz jest dla nas stworzony. To taki dobry pasterz, bez ambicji politycznych. Jak trzeba ochrzcić dziecko, nie robi problemów. Od razu powiedział, że pierwszy nam będzie mówił „Szczęść Boże" i zaczepiał na ulicy. Wyszedł do nas z sercem – chwali nowego kapłana pani Kasia.

Ksiądz Krzysztof spodziewał się, że w Jasienicy nie będzie lekko, ale jasieniczanie zaskoczyli go życzliwością. – Od początku chciałem tu przyjść. Przeczuwałem, że po 23 latach kapłaństwa mogę otrzymać jakieś probostwo i że być może będzie to Jasienica. I kiedy biskup pomocniczy Marek Solarczyk zapytał, czy odpowiadałoby mi to miejsce, powiedziałem: Tak – wspomina. Dodaje, że kiedy 27 lipca na mszy wprowadzającej go do parafii zobaczył tłum, już wiedział, że będzie dobrze. – Cieszyłem się, że tak wielu ludzi przyszło mnie powitać, ale szczególnie wzruszyła mnie obecność osób z parafii, w których dotąd służyłem: z Głębockiej, z Matki Bożej Częstochowskiej w Wołominie, Matki Bożej Królowej Polskich Męczenników na Grochowie, św. Wacława w Marysinie Wawerskim i z Chrystusa Króla na Targówku. To pokazało, że ludzie mnie akceptują. I że podobnie będzie tutaj.

Niedawno media znów napisały o proboszczu parafii Narodzenia Pańskiego Jasienicy pod Tłuszczem. Ksiądz Krzysztof wypowiedział się na temat Dariusza K. (byłego męża Edyty Górniak), który pod wpływem narkotyków zabił na przejściu dla pieszych 63-latkę. Proboszcz Kozera twierdzi, że K. jest dobrym człowiekiem, tylko się zagubił. Wie, o czym mówi, bo to on w 2005 r. udzielał ślubu znanej piosenkarce i przez kilka lat był duchowym opiekunem rodziny.

Jasieniczanie – przynajmniej ci od Hosera – wolą takie newsy niż kolejne żółte lub czerwone paski na ekranie telewizora z informacją o blokowaniu wejścia do kościoła. Nie chcą już transmisji na żywo z awantur pod świątynią. I tak naprawdę mają już dość dziennikarzy. Dwa miesiące po oficjalnym przedstawieniu księdza Kozery przez abp. Henryka Hosera w Jasienicy pozornie jest spokojnie. Niedzielne msze gromadzą wiernych z obu stron barykady, a w rozmowach po nabożeństwie przeważa temat nadchodzących wyborów. – Jak o polityce nie słychać z ambony, to aż chce się o niej rozmawiać – mówi pan Piotr, emeryt.

Opuszczamy Jasienicę w niedzielę późnym popołudniem. Po szkolnym boisku znów biegają chłopcy. Bawią się w wojnę. Tak jak ich ojcowie 20 lat temu. Ale dziś dobrych Polaków i złych Niemców zastąpili „lemanici" i ci od Hosera. Jasienica potrzebuje dialogu, ale już nie żydowsko-katolickiego, tylko katolicko-katolickiego.

Ciepłe, słoneczne popołudnie. Na boisku szkolnym w Jasienicy koło Tłuszcza gromadzą się dzieciaki, by pograć w piłkę. Liderem jest 13-letni Janek. On tu rządzi i formuje drużyny. „Twoi starzy nie są za Lemańskim, z nami nie grasz" – słyszy wyrok drugoklasista i zapłakany, powłócząc nogami, idzie do domu. Choć ksiądz Wojciech Lemański zniknął ostatecznie z Jasienicy w sierpniu, jego nazwisko wciąż elektryzuje mieszkańców. Niby życie wraca do normy, ale w powietrzu czuć napięcie, a parafianie są podzieleni. Dialog Kościoła arcybiskupa Henryka Hosera z Kościołem „lemanitów" jest trudny. Wystarczy iskra, a znów wybuchnie pożar.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Plus Minus
Socjolog wskazuje wiek kluczowej grupy wyborców. Który kandydat do niej dotrze?
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Dlaczego nauczanie Franciszka dla wszystkich było niewygodne?
Plus Minus
Jakim kanclerzem będzie Friedrich Merz? Angela Merkel do końca kopała pod nim dołki
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Jakiego papieża potrzebuje Kościół
Plus Minus
Jacek Chwedoruk: Donald Trump chce walczyć z dwoma megatrendami