Nie ma co udawać: ubiegłoroczny literacki Nobel dla francuskiego pisarza Patricka Modiano zdziwił niemal wszystkich, którzy interesują się literaturą. No, może nad Sekwaną nie było to aż takie zaskoczenie jak gdzie indziej, bo tamtejsza prasa wymieniała w kontekście nagrody jego nazwisko. Ale nigdy się nie dowiemy, czy to skutek przecieku informacji z kręgów zbliżonych do Akademii Szwedzkiej, czy też spekulacji opierających się na tym, że Modiano ma tę samą agentkę literacką co – jeszcze bardziej zaskakujący – francuski noblista sprzed kilku lat Jean Marie Le Clézio.
Francuzi Francuzami, ale czytelnicy na świecie nie mieli pojęcia, kim jest Modiano i czym sobie zasłużył na najważniejszą nagrodę literacką świata. Oczywiście, nie jest to pierwszy przypadek, gdy Akademia Szwedzka zaskoczyła swoją decyzją, której uzasadnienie (laureat został wyróżniony „za kunszt pamiętania i dzieła, w których ukazał najbardziej nieuchwytne losy ludzkie i odkrył świat czasu okupacji") nie wydawało się przekonujące. Pojawiło się też porównanie twórczości Modiano do klasycznego cyklu Marcela Prousta, która to proza dla dzisiejszego czytelnika ekscytująca nie jest, a mówiąc wprost: omija on ją dość szerokim łukiem. Oczywiście ze szkodą dla siebie, ale nikt już dzisiaj nic nie poradzi na to, że oczekujemy narracji szybkiej, takiej, która raczej bawi, niż zmusza do zadumy. Takiej, która porywa akcją, a nie kunsztownością opisów. Idealnym wyborem wydawał się wszystkim poprzedni noblista Mario Vargas Llosa, a nie Modiano, znany tylko specjalistom i doceniany przez wyrafinowanych koneserów literatury.
Zapomniany sen
Ten i ów wygrzebał jednak z pamięci jakiś tytuł powieści, bo szybko się okazało, że w latach 80. i 90. ubiegłego wieku wydano w Polsce kilka utworów tego pisarza, ale mało kto potrafił sobie przypomnieć, o co w nich chodziło. Nic dziwnego: w tej prozie nie ma fajerwerków słownych, nie ma „ognia", krzyku. Można powiedzieć, że to proza zapisująca szept i opisująca sytuacje, o jakich przez dziesięciolecia mówi się szeptem. Nie ma też wartkiej akcji – jest natomiast wydobywanie z pamięci tego, co wcześniej zostało skazane na zapomnienie, wyparte z niej przez bohaterów i narratorów. Nawet więc jeśli przywracane wspomnienia układały się w opowieści o dramatach, jeśli pisarz dokładał elementy romansu czy czarnego kryminału, to te dramaty czytelnik oglądał jakby przez mgłę, niewyraźnie i w sposób, który nie pozwalał mu się do nich zbliżyć. Nic więc dziwnego, że narzucony przez Modiano narracyjny dystans sprawiał, że jego proza dość szybko gubiła się w pamięci czytelnika jak zapominany sen.
Może to porównanie odsłania kulisy przyznania właśnie Patrickowi Modiano Nagrody Nobla? Może członkowie Akademii Szwedzkiej doszli do wniosku, że mówi on o tak ważnych sprawach, że nie zasługują one na utonięcie w naszej zbiorowej niepamięci. I może polscy wydawcy podzielają tę opinię, bo do księgarń błyskawicznie trafiły wznowienia powieści Modiano, a także jedna dotychczas u nas niewydana. Teraz nawet ci, którzy wcześniej nie mieli okazji poznać twórczości ubiegłorocznego noblisty, mogą sobie o niej wyrobić własną opinię. Wprawdzie te sześć powieści to zaledwie czwarta część prozatorskiego dorobku pisarza – który oprócz tego jest autorem scenariuszy filmowych, tekstów piosenek i utworów dla dzieci – ale daje dobre wyobrażenie o tym, co Modiano pisze. Adam Thirlwell miał rację, stwierdzając w „Guardianie", że jest on prawdopodobnie najbardziej powtarzalnym powieściopisarzem w światowej literaturze.
Co powtarza? Rzecz pozornie banalną: że pamięć zamazuje przeszłość i że sami chętnie korygujemy jej zawartość, by poczuć się lepiej. Lecz kiedy przypomnimy sobie, jak i kiedy Modiano debiutował, to te stwierdzenia nabierają innego wymiaru. Bo choć wspomnienia generalnie są sprawą indywidualną dla każdego z nas, to istnieje też coś, co nazywane bywa pamięcią zbiorową i co podlega rozmaitym manipulacjom. I to już jest sprawa polityczna, bo z tego bierze się tzw. polityka historyczna, która bywa skutecznym narzędziem kształtowania opinii.
Modiano od chwili swojego debiutu w 1968 roku rozgrzebuje tę francuską pamięć zbiorową i za pomocą subtelnych, wyciszonych powieści podkłada pod nią ładunki wybuchowe. Głównym celem jego ataku był wykreowany przez gaullistów w latach powojennych mit, że Francuzi jak jeden mąż stawili okupantowi zdecydowany opór i mają powody do dumy, ba, że należy się im miejsce wśród państw, które wniosły największy wkład w rozprawienie się z hitleryzmem.