Nie ma co udawać: ubiegłoroczny literacki Nobel dla francuskiego pisarza Patricka Modiano zdziwił niemal wszystkich, którzy interesują się literaturą. No, może nad Sekwaną nie było to aż takie zaskoczenie jak gdzie indziej, bo tamtejsza prasa wymieniała w kontekście nagrody jego nazwisko. Ale nigdy się nie dowiemy, czy to skutek przecieku informacji z kręgów zbliżonych do Akademii Szwedzkiej, czy też spekulacji opierających się na tym, że Modiano ma tę samą agentkę literacką co – jeszcze bardziej zaskakujący – francuski noblista sprzed kilku lat Jean Marie Le Clézio.
Francuzi Francuzami, ale czytelnicy na świecie nie mieli pojęcia, kim jest Modiano i czym sobie zasłużył na najważniejszą nagrodę literacką świata. Oczywiście, nie jest to pierwszy przypadek, gdy Akademia Szwedzka zaskoczyła swoją decyzją, której uzasadnienie (laureat został wyróżniony „za kunszt pamiętania i dzieła, w których ukazał najbardziej nieuchwytne losy ludzkie i odkrył świat czasu okupacji") nie wydawało się przekonujące. Pojawiło się też porównanie twórczości Modiano do klasycznego cyklu Marcela Prousta, która to proza dla dzisiejszego czytelnika ekscytująca nie jest, a mówiąc wprost: omija on ją dość szerokim łukiem. Oczywiście ze szkodą dla siebie, ale nikt już dzisiaj nic nie poradzi na to, że oczekujemy narracji szybkiej, takiej, która raczej bawi, niż zmusza do zadumy. Takiej, która porywa akcją, a nie kunsztownością opisów. Idealnym wyborem wydawał się wszystkim poprzedni noblista Mario Vargas Llosa, a nie Modiano, znany tylko specjalistom i doceniany przez wyrafinowanych koneserów literatury.