W Irlandii piłka to sliotar

Niedzielny mecz z Polską w eliminacjach mistrzostw Europy 2016 będzie w Dublinie wydarzeniem. Ale futbol nie jest najpopularniejszym sportem Irlandii.

Publikacja: 27.03.2015 23:01

W Irlandii piłka to sliotar

Foto: AFP

Poważną konkurencją dla piłki nożnej jest rugby, ale Irlandczycy mają też własne dyscypliny stanowiące powód do dumy. Nazwanie ich sportami narodowymi byłoby uproszczeniem. Są istotnym elementem irlandzkiej kultury. Równie charakterystycznym jak zielona koniczynka czy szklanka guinnessa.

Żeby zrozumieć ten fenomen, trzeba najpierw poznać historię Gaelic Athletic Association (GAA), organizacji stanowiącej fenomen sam w sobie. W XIX wieku Irlandia była częścią Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii. Do rozbudzenia fali rodzącego się nacjonalizmu postanowiono wykorzystać sport. Dlatego 1 listopada 1884 roku w miasteczku Thurles w prowincji Tipperary zostało założone narodowe stowarzyszenie sportowe – właśnie GAA. Stało się ono jednym z elementów umacniania irlandzkiej tożsamości. Podczas wojny o niepodległość 21 listopada 1920 roku (tzw. krwawa niedziela) na meczu futbolu gaelickiego Dublin–Tipperary brytyjska policja wraz z oddziałami pomocniczymi zastrzeliła 14 osób, w tym kapitana zespołu gości Michaela Hogana. Także w niepodległym już kraju polityka ma wpływ na działalność GAA. Stowarzyszenie skupia kluby i zawodników z całej Irlandii, czyli także z Irlandii Północnej stanowiącej terytorium Wielkiej Brytanii.

GAA stała się potęgą, jest największą amatorską organizacją sportową na świecie. W 2300 klubach zarejestrowanych jest pół miliona zawodników. To liczby imponujące w kraju, w którym mieszka nieco ponad 4,5 miliona ludzi. GAA zajmuje się także szeroko rozumianym krzewieniem irlandzkiej kultury – popularyzacją narodowej muzyki, tańca i języka gaelickiego. Jej siedziba i muzeum znajdują się na stadionie Croke Park, który stał się jednym z najbardziej wyrazistych irlandzkich symboli i turystyczną atrakcją Dublina.

Stowarzyszenie zbudowało siatkę powiązań nie tylko w ojczyźnie, ale i na całym świecie. Za granicą znajduje się 330 jego klubów. Jeden w Polsce – Irish Gaelic Football Club Cumann Warszawa. – Dzięki klubowi łatwiej żyć daleko od Irlandii – mówi Andrew Fogarty, student warszawskiej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, prezes i jednocześnie zawodnik Cumann.

Twarda lekcja życia

GAA zarządza czterema narodowymi irlandzkimi sportami. Dwa mają mniejsze znaczenie – handball (polega na odbijaniu ręką małej kauczukowej piłeczki od ściany) i rounders (zbliżone zasadami do baseballu). Dwa pozostałe – futbol gaelicki i hurling – są w Irlandii ogromnie popularne. Ich zasady zostały tak sprytnie pomyślane, że mecze obu są rozgrywane na takim samym trawiastym boisku. Na końcowych liniach stoją bramki podobne do tych w piłce nożnej, tylko słupki wystają wysoko ponad poprzeczkę. Jeśli piłka wpadnie do siatki, zdobywa się trzy punkty. Jeśli przejdzie między słupkami ponad poprzeczką – jeden. – Hurling to szybka gra, wymaga sporych umiejętności technicznych – wyjaśnia Fogarty.

Piłka nazywa się sliotar. Jest obciągnięta skórą i twarda jak kamień. Uderzana hurleyem, drewnianym kijem z szeroką łopatką, osiąga prędkością nawet 150 kilometrów na godzinę. Wtedy kontakt z nią nie należy do przyjemnych. Dlatego zawodnicy występują w kaskach z drucianą siatką zabezpieczającą twarz. Akcje błyskawicznie przenoszą się z jednego końca boiska na drugi, nie ma mowy o przestojach. Zawodnicy popisują się podbijaniem w biegu sliotaru hurleyem niczym rakietą tenisową.

W futbolu gaelickim akcje nie są tak szybkie. Nie ma bowiem możliwości, by z taką samą prędkością wykopać piłkę (nieco cięższą od tej używanej w piłce nożnej) na drugą stronę boiska. W grze można używać rąk, ale nie przypomina ona rugby, jak czasami błędnie jest opisywana. Piłki nie podaje się nogą po murawie, częściej kozłuje i wykopuje.

Ponieważ oba sporty są dość kontaktowe, dochodzi w nich często do spięć między zawodnikami. Wtedy sędziowie... nie interweniują. Stają z boku i uważnie obserwują zdarzenie. Czekają, aż zawodnicy obu drużyn sami rozdzielą najbardziej krewkich uczestników bójki. Dopiero wtedy wkraczają do akcji i wymierzają kary.

Obie dyscypliny zaczynają uprawiać dzieci w wieku sześciu–siedmiu lat. I to nie tylko chłopcy, ale też dziewczynki. Żeńska odmiana hurlingu ma nawet swoją nazwę – camogie, ale rozgrywana jest według tych samych zasad. Irlandki są więc kobietami z charakterem, skoro tak wcześnie dostają twardą lekcję życia na sportowym boisku. W tym kraju nie trzeba organizować akcji zniechęcającej do załatwiania sobie zwolnień z WF.

– Każdego, kto przyjeżdża do Irlandii, zaprowadziłbym na mecze hurlingu i futbolu gaelickiego – mówi Fogarty. – To element naszej narodowej tożsamości, więc warto go poznać. W niedzielę państwowa telewizja transmituje najważniejsze mecze. Oba sporty wykorzystywane są w reklamach miejscowych produktów, nie mogło ich też zabraknąć w irlandzkiej literaturze. W „Ulissesie" Jamesa Joyce'a można znaleźć wzmiankę o meczu hurlingu. W polskim przekładzie Macieja Słomczyńskiego są to „zawody hurleyowe na trawie w Clonturk Park". Obszerniejsze wątki sportowe znajdują się w innym dziele Joyce'a – „Portrecie artysty z czasów młodości". Pojawiają się na przykład „chłopcy z piętnastki futbolowej" (drużyny w futbolu i hurlingu liczą piętnastu zawodników). Jest też ekspresyjny fragment opisujący mecz (w tłumaczeniu Zygmunta Allana): „Byłem w Buttevant – nie wiem, czy wiesz, gdzie to jest – na meczu hokejowym. Grała drużyna Croke's Own Boys z drużyną Fearless Thurles. Żebyś ty wiedział, Stefku, co to była za haratanina! Okropna! Mój stryjeczny, Fonsy Davin, grał tego dnia w bramce drużyny z Limerick i podarli na nim całe ubranie, a połowę czasu był w ataku i wrzeszczał jak zwariowany. Nie zapomnę tego dnia do końca życia. Naraz jeden z graczy z drużyny Croke's huknął go okropnie kijem hokejowym i przysięgam Bogu, że o mały włos nie dostał w samą skroń. Bóg mi świadkiem, że byłoby po nim, gdyby go był wtedy trzasnął zagiętym końcem".

Nie wiadomo, dlaczego hurling został potraktowany przez tłumacza jak hokej na trawie. W rzeczywistości nie ma z nim wiele wspólnego.

Gdyby zapytać Irlandczyków o najważniejsze ich święto, z pewnością bezkonkurencyjny byłby Dzień Świętego Patryka obchodzony 17 marca. Ma charakter i narodowy, i religijny, więc trudno o bardziej irlandzkie odniesienie. Logicznymi kandydatami do kolejnych miejsc w rankingu wydają się pierwsza i trzecia niedziela września. Wtedy w Dublinie odbywają się dwa finały krajowych rozgrywek, odpowiednio: All-Ireland Senior Hurling Championship i All-Ireland Senior Football Championship.

Tylko w Irlandii

To takie dwa miejscowe Super Bowl. Marzeniem każdego Irlandczyka jest zdobycie jednego z ponad osiemdziesięciu tysięcy biletów na któryś z finałów na trybuny stadionu Croke Park. GAA stara się sprawiedliwie dzielić karty wstępu wśród członków swoich klubów. – Nasz dostaje zawsze przydział dwóch biletów – wyjaśnia Alison Jones, zawodniczka i jednocześnie skarbniczka Cumann Warszawa. – Ale wiele osób przyjeżdża wtedy do Dublina, nawet nie mając biletów, tylko by poczuć atmosferę meczu. Gdy zaczyna się finał, Irlandia zamiera. Komu nie udało się dostać na stadion, ogląda mecz w najbliższym pubie.

Kapitan zwycięskiej drużyny wygłasza przygotowaną wcześniej przemowę w języku gaelickim. Taka jest tradycja.

Oba finały różnią się jednak od amerykańskiego Super Bowl, bo występujący w czołowych drużynach zawodnicy, choć mają status narodowych gwiazd, pozostają amatorami. GAA twardo broni swych zasad – patriotyzmem się nie handluje. Nikt nie będzie na nim zbijał majątku. Dlatego największe gwiazdy hurlingu pracują lub się uczą: Richie Hogan (z Kilkenny) to nauczyciel w szkole podstawowej, Patrick Horgan (Cork) – dyrektor handlowy, Tony Kelly (Clare) jest studentem. Tak samo gwiazdy futbolu gaelickiego: Colm Cooper (Kerry) – urzędnik bankowy, Michael Murphy (Donegal) – student, i Colm Boyle (Mayo) – policjant.

Może się więc zdarzyć, że w jeden z wrześniowych poniedziałków kibic będzie obsłużony w banku czy restauracji przez gwiazdę niedzielnego finału. To jest możliwe tylko w Irlandii.

Plus Minus
„Lipowo: Kto zabił?”: Karta siekiery na ręku
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Plus Minus
„Cykle”: Ćwiczenia z paradoksów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Justyna Pronobis-Szczylik: Odkrywanie sensu życia
Plus Minus
Brat esesman, matka folksdojczka i agent SB
Plus Minus
Szachy wróciły do domu