Steinbeck do Moskwy jechał wprawdzie na długo przed otrzymaniem Nagrody Nobla, ale nie będzie wielkiej przesady w twierdzeniu, że był najbardziej fetowanym z żyjących amerykańskich powieściopisarzy. Wybitniejszy Faulkner nigdy nie zdobył sobie tak szerokiej publiczności, Francis Scott Fitzgerald zmarł w czasie II wojny światowej, gwiazda Ernesta Hemingwaya powoli przygasała, a pokolenie pisarzy, którzy doświadczyli wojny na własnej skórze – jak Kurt Vonnegut, Joseph Heller czy J.D. Salinger – jeszcze nie doszło do głosu.
Steinbeck zaś miał za sobą pasmo sukcesów. W 1939 roku ukazała się jego najważniejsza powieść, „Grona gniewu", która z miejsca stała się bestsellerem, sprzedając się w nakładzie 430 tysięcy egzemplarzy. W dodatku opus magnum Steinbecka docenili krytycy, uznając „Grona" za rzecz wybitną, książkę na poziomie Hemingwaya i Faulknera, a nawet dzieło dekady. Rok później amerykański pisarz dostał Pulitzera, a w ciągu ledwie pięciu lat na ekrany trafiło pięć ekranizacji jego utworów, w tym „Grona gniewu" z Henrym Fondą i napisane specjalnie dla Alfreda Hitchcocka „Koło ratunkowe", pod którym zresztą ostatecznie nie chciał się podpisać (studio nie ustąpiło, nazwisko Steinbecka w latach 40. gwarantowało przyciągnięcie publiczności).
Nie taki diabeł straszny?
Po wojnie jednak autor „Na wschód od Edenu" znalazł się na rozdrożu. Owszem, był u szczytu sławy, jego książki sprzedawały się świetnie, a jedno z hollywoodzkich studiów oferowało mu zawrotną na owe czasy sumę pięciu tysięcy dolarów za każdy tydzień pracy w roli scenarzysty.
Tyle że w tym czasie zdążyło się posypać jego życie osobiste, i to dwukrotnie. Najpierw rozwiódł się z Carol Henning (to jej „Grona gniewu" zawdzięczają genialny tytuł, zresztą wspierała męża w najtrudniejszych dla niego czasach), a potem ożenił się z młodszą o ćwierć wieku Gwyn Conger. Małżeństwo od początku układało się źle. Wprawdzie Steinbeckowie doczekali się dwóch synów, ale gdy w 1947 roku fotograf Robert Capa, już wówczas niezwykle ceniony za zdjęcia z wojny domowej w Hiszpanii i II wojny światowej, zaproponował Johnowi wyjazd do Rosji, żeby pokazać, jak wygląda życie za żelazną kurtyną, ten nie wahał się ani chwili. Uznał, że to świetny pomysł, który pozwoli mu przebywać z dala od Gwyn, z którą rozwiódł się ledwie rok później.
Co tak naprawdę – poza chęcią ucieczki od żony i zainteresowaniem ze strony redakcji „Herald Tribune" – stało za wyjazdem do Rosji, nie sposób powiedzieć. Trudno jednak dopatrywać się tu działalności radzieckiego wywiadu. Jeśli z jakąś agencją wywiadowczą Steinbeck miał coś wspólnego, to z CIA, do której zgłosił się z propozycją współpracy w 1952 roku i dla której poprzedniczki, Office of Strategic Services (Biuro Służb Strategicznych), pracował podczas wojny.