Po szczęśliwie nieudanej inicjatywie prezydenta dotyczącej referendum, a szerzej – zakresu zmian w konstytucji, pozostało kilka ledwie zasygnalizowanych tematów. Niektóre środowiska wzięły tę inicjatywę na poważnie i przyłączyły się do dyskusji dotyczącej obecności w przyszłej konstytucji płaszczyzn, w której one funkcjonują.
Czytaj także: Czemu te wybory są tak ważne dla gospodarki
Dla mnie ważniejszym wątkiem były nieliczne głosy dotyczące ustrojowego usytuowania samorządu terytorialnego w nowym ładzie systemowym. Niestety wątki te ograniczały się jedynie do kilku szczegółowych pomysłów zmian nienaruszających istoty relacji państwo–samorząd. Wydaje się, że obecnie obie te płaszczyzny biegną obok siebie, zaś państwo ma stosunek do samorządu co najwyżej obojętny, częściej wrogi. Po prostu upartyjnione państwo nie znosi konkurencji. By wyjść z tej spirali ciągnącej w dół samorząd, a w rezultacie całą sferę publiczną, trzeba się zastanowić nie nad zmianami stanu obecnego, ale nad realnym umocowaniem samorządu w ustroju politycznym, czyli wpasowaniu go w najważniejszy proces, którego samorząd często sam pada ofiarą – w proces stanowienia prawa na poziomie krajowym.
Zwycięzca bierze wszystko
Koniecznym zdaje się powrót do zasad checks and balances, kreowania mechanizmów równowagi ważniejszych instytucji państwa, które oddziałując na siebie nawzajem utrzymują ustrój państwa w dynamicznej równowadze. Mechanizmy te, zatopione w dzisiejszej wersji konstytucji, wydają się mieć w miarę upływu czasu jedynie znaczenie deklaratywne. To znaczy – znajdują się w konstytucji, ale ułomne ich wzajemne oddziaływanie powoduje, że nie kreują równowagi.
Nawet postronny obserwator zauważy, że po otrzymaniu po raz drugi władzy przez tę samą ekipę wszystkie mechanizmy wymuszające oglądanie się na inne instytucje czy byłych rządzących z konkurencyjnych ekip – nie działają. Polski system jest stabilny jedynie przy całkowitym zmonopolizowaniu władzy, jeśli bowiem mamy na przykład inną obsadę politycznego klucza prezydenta i parlamentu, to mamy konflikt mogący destabilizować działanie państwa. Jeśli zaś mamy w obu ciałach jedność, to mamy niekontrolowaną władzę w rękach jednej opcji.