W poniedziałek po południu dowiedzieliśmy się, że premier Mateusz Morawiecki, kierując pod koniec sierpnia wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, podjął starania, by sądy prowadzące sprawy o odszkodowania związane z epidemią koronawirusa nie mogły same badać bezprawności działań państwa wobec obywatela w toku procesu odszkodowawczego, lecz by musiały w osobnym trybie pytać o to ten Trybunał.
Do TK zaskarżony został przepis kodeksu cywilnego, który mówi o odszkodowaniu od państwa „za szkodę wyrządzoną przez niezgodne z prawem działanie lub zaniechanie przy wykonywaniu władzy publicznej". Odszkodowanie może być zasądzone, jeśli będzie poprzedzone „właściwym postępowaniem". „Właściwym" – czyli w rozumieniu premiera sąd sam nie może stwierdzić np., że rozporządzenie antycovidowe, stany zagrożenia epidemicznego czy epidemii zostały wprowadzone z pominięciem regulacji o stanach nadzwyczajnych. Wszystko uzależnia od TK.
Nie od dziś wiadomo, że obecny Trybunał, kierowany przez Julię Przyłębską, której nielicujące z sędziowskim urzędem kontakty z liderem obozu rządzącego nieraz już były krytykowane, nie jest monolitem i za wcześnie, by spekulować, jaki będzie wyrok. Liczy się jednak wrażenie – a jest ono takie, że władza wszelkimi sposobami chce się zabezpieczyć przed odpowiedzialnością i najwyraźniej sama widzi, że może ją ponieść.
Rzecz także w tym, że sądy właśnie zaczynają badać „sprawy covidowe" dotyczące zakupu maseczek i całej masy innych ograniczeń swobód obywatelskich oraz gospodarczych. Również „wybory pocztowe" organizowane przez wicepremiera Jacka Sasina i wydatkowane na ten cel wielomilionowe kwoty zapewne doczekają się orzeczeń sądowych. Wniosek do Trybunału może zamrozić te postępowania na nie wiadomo jak długo. I być może to jest skutkiem tej akcji zakładanym przez władze.
Czytaj też: