Powiedzieć, że sytuacja za sprawą ogólnoświatowej epidemii jest trudna i zaskakująca, to jak nie powiedzieć nic. Z pewnością nikt nie był przygotowany na taki bieg zdarzeń – ani pracownicy, którzy zmuszenie są w przeważającej mierze zostać w domach, ani pracodawcy niemogący wykonywać swoich codziennych obowiązków. Ponad wszelką wątpliwość także ustawodawca, który w bezmiarze swych możliwości nie przewidział zorganizowania państwa w taki sposób, aby prawidłowo funkcjonowało w warunkach, które mamy dziś. Nie tylko bowiem sądy technicznie – ale i przepisy teoretycznie nie uwzględniają tego, z czym przyszło nam się zmierzyć.
Z jednej strony rozprawy pozdejmowane z wokand i odwołane telefonicznie, a biura podawcze sądów pozamykane na głucho, z drugiej zaś – terminy sądowe i ustawowe biegnące jak oszalałe pomimo braku warunków, aby im nie uchybić. Zakaz zgromadzeń i długie kolejki osób zmuszonych nadać listy.
Podchodząc do dotychczas obowiązujących relacji cywilnoprawnych czy pracowniczych bezrefleksyjnie, można z powodzeniem dojść do przekonania, że większość umów nie może być realizowana, a oczekiwane przez niektóre podmioty świadczenia pieniężne są nienależne. Równocześnie, jednakże te same podmioty, które nie mają prawa żądać (np. zapłaty abonamentu lub czesnego), zobowiązane są do dalszego świadczenia (np. na rzecz swoich pracowników).
Czytaj także: Sejm zawiesza terminy sądowe na czas epidemii