To nie dojście Donalda Trumpa do władzy i zapowiedź zamykania granic, wprowadzenia ceł czy nawet nie widmo nowych wojen handlowych rozpocznie proces zmiany ukształtowanego przez dekady zglobalizowanego świata. Ten proces zaczął się znacznie wcześniej, kiedy główny motor i autor globalizacji, czyli USA, przestał ją postrzegać w kategoriach zmian korzystnych wyłącznie dla siebie.
Czytaj więcej
Prezydent elekt Donald Trump zapowiedział, że w pierwszym dniu urzędowania wprowadzi zaporowe cła na import towarów od trzech najważniejszych partnerów handlowych Stanów Zjednoczonych - Meksyk, Kanadę i Chiny.
Dojście do władzy Trumpa to owoc spiętrzenia się różnych nurtów frustracji Amerykanów, zwłaszcza z niższych klas społecznych, sierot po zamykanych fabrykach, przenoszonych w tańsze miejsca zglobalizowanego świata. Prezydent elekt obiecał odzyskać dla nich tę część utraconej Ameryki. To był jeden z ważnych elementów jego kampanii i tę zapowiedź po objęciu urzędu zamierza realizować.
Jak Władimir Putin próbował zatrzymać globalizację
Ale Donald Trump nie zdoła zdemontować globalizacji. Nie da już się wrócić do świata pełnej hegemonii Zachodu czy nawet świata dwubiegunowego. Postęp cywilizacyjny nie daje szans na powrót do tradycyjnych, zamkniętych państw narodowych. Prezydent elekt może za to dodatkowo przyspieszyć globalną korektę, która nabrała rozpędu wraz z rosyjską agresją na Ukrainę.
Globalizacja została już przycięta właśnie z tego dawnego drugiego świata. Tego, który nie wyznaje dziś wartości cywilizacji Zachodu. Przycięta opętańczą wizją „ruskiego miru”. Wizją dyktatora, który zamierzał strącić z piedestału globalną walutę – petrodolara kojarzonego z hegemonią USA. Ale mimo że na początku wojny Putin próbował narzucić Zachodowi rozliczenia za sprzedaż surowców w rublach czy rozliczać je na rynkach azjatyckich w walutach narodowych, okazało się to za mało, aby zachwiać amerykańską walutą i globalnym porządkiem.