Pojawiły się propozycje nowelizacji prawa przedstawione przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Karnego. Kontrowersje wzbudził zamiar przywrócenia zakazu wykorzystywania tzw. owoców zatrutego drzewa – dowodów uzyskanych za pomocą czynu zabronionego. Pomysł pochwaliła Helsińska Fundacja Praw Człowieka. I ja też pochwalę. Aczkolwiek niektórzy prokuratorzy, jak za czasów Ziobry, są zachwyceni możliwością ich wykorzystywania.
Czym są „owoce zatrutego drzewa”
Termin „fruit of the poisonous tree” został użyty w 1939 r. przez amerykańskiego sędziego Felixa Frankfurtera w sprawie Nardone vs United States. Tzw. reguła wyłączania dowodów wywodzi się z IV poprawki do konstytucji USA.
Czytaj więcej
Zakaz wykorzystywania nielegalnie zdobytych dowodów w procesie karnym – to główne założenie projektu, nad którym pracę rozpoczął właśnie Sejm. Możliwe, że czeka nas koniec z tzw. owocami zatrutego drzewa.
Słynny amerykański futbolista O.J. Simpson, który na podstawie zgromadzonych dowodów ponad wszelką wątpliwość zamordował swoją żonę, został uniewinniony na tej właśnie zasadzie. I USA od tego nie upadły. Ani ich wymiar sprawiedliwości. Reguła ta obowiązuje zresztą nawet w amerykańskim postępowaniu cywilnym – dowody uzyskane przez państwo (organy ścigania) w toku czynności operacyjnych z naruszeniem norm konstytucyjnych są niedopuszczalne także w procesach cywilnych między państwem a obywatelem!
Jakie dowody powinny podlegać odrzuceniu
Czytam w komentarzach, że „brakuje wyważenia wartości, znalezienia balansu między prawidłowością procedur a dążeniem do odkrycia prawdy o badanym zdarzeniu”. Moim zdaniem między wolnością obywateli a zamordyzmem państwa nie ma co „wyważać”.