Jawność życia publicznego od lat jest sloganem powtarzanym jak mantra przez polityków wszystkich opcji. To szczególna domena opozycji, która chce w ten sposób wywrzeć presję na rządzących, wykazując brak transparentności w ich działaniu i nieszczerą relację z wyborcami. I mimo że taka jawność zapisana jest w konstytucji, ustawach i poparta szeregiem orzeczeń sądów i Trybunału Konstytucyjnego, cały czas coś zgrzyta i szwankuje. Obywatele ciągle mają problem z łatwym dostępem do dokumentów urzędów czy włodarzy gminnych. A im wyżej w administracji, tym jest trudniej. O to trwa nieustanny bój przed sądami. Niestety, trzeba determinacji i lat, aby wyegzekwować tę fundamentalną, konstytucyjną zasadę.
W tej bitwie o jawność działania państwa wciąż niezdobytą twierdzą pozostaje transparentność „kuchni” partii politycznych – i to bez względu na opcję polityczną. Szczególną alergię na jawność politycy mają w kwestiach finansów. Podchodzą do obowiązków nałożonych przepisami prawa w sposób minimalistyczny lub pokrętny. Nasila się to szczególnie w okresach okołowyborczych.
Czytaj więcej
SN wstrzymał sprawy dotyczące m.in. Solidarnej Polski. To ważna decyzja dla systemu kontroli partyjnych pieniędzy.
Zasady są jasne. Konstytucja i orzecznictwo sądowe wskazują, że partia publiczna spełnia funkcje publiczne. Teoretycznie każde ugrupowanie ma bowiem szanse na zdobycie władzy, a politycy – na zajmowanie najwyższych stanowisk państwowych, zarówno we władzy ustawodawczej, jak i wykonawczej. Mogą zatem mieć realny wpływ na funkcjonowanie państwa i zarządzanie jego majątkiem. Z tego punktu widzenia transparentność finansowa wydaje się czymś podstawowym, bezdyskusyjnym.
W Polsce mamy dziś mieszany system finansowania partii – z budżetu państwa oraz wpłat zewnętrznych, prywatnych. Czerpią z tego komitety wyborcze, ale też indywidualnie konkurujący ze sobą politycy. W walce o władzę może się więc pojawić pokusa pójścia na skróty w kierunku finansowania działalności np. z pieniędzy różnych grup nacisku, które swój rachunek wystawią po wyborach. Zasada jawności działa więc hamująco. Kontrowersyjne źródła finansowania mogą mieć swój realny koszt prawny, ale też polityczny.