Już antyczni Rzymianie doskonale wiedzieli, że matka jest zawsze pewna. Prawdę tę przyoblekli w znaną każdemu prawnikowi paremię mater semper certa est i uczynili podstawą ustalania macierzyństwa prawnego. Rzymianie wiedzieli też, że pewność ta nie rozciąga się na ojca dziecka. Więcej niż skromne możliwości dowodowe w tym zakresie powodowały, że ciekawość ojcostwa musiała ustąpić fikcji prawnej, nawet jeśli pokrywającej się z rzeczywistością. Skonstruowano więc tzw. domniemania, które opierały się na mniejszym lub większym prawdopodobieństwie ojcostwa. Przede wszystkim ojcem dziecka „został więc” mąż matki.
Mimo upływu blisko 2000 lat (i pojawienia się nowych możliwości w medycynie) wiele się nie zmieniło. Również w prawie polskim. Nadal podstawową rolę odgrywa domniemanie, że ojcem dziecka jest mężczyzna będący mężem matki. Jeśli go nie ma, w grę wchodzi „dobrowolne uznanie ojcostwa” oraz „przymusowe”, gdyż sądowe, ustalanie, czy wskazany przez matkę „obcy” mężczyzna współżył z nią fizycznie.
Oczywiście, wzbogaciły się możliwości dowodowe. Te dzisiejsze (na czele z badaniem DNA) pozwalają w sposób pewny ewentualne wątpliwości rozwiać i definitywnie przeciąć spór. Z takich czy innych względów prawodawcy ciągle jeszcze poprzestają na domniemaniach.
Nie tylko alimenty
Rzecz jednak nie będzie dotyczyła współczesnych możliwości w zakresie ustalania ojcostwa (albo macierzyństwa). Chodziło będzie o wiedzę, a dokładniej o prawo do wiedzy o rodzicielstwie. Prawo dziecka do tej wiedzy.
Mogłoby się wydawać, że nie ma tu o czym mówić. Przecież wiedza o już ustalonym ojcostwie (i macierzyństwie) jest oczywista i pozyskiwana przez zainteresowanych bez wysiłku, a w szczególności bez kłopotów prawnych. W sposób nad wyraz naturalny.