W trzecim miesiącu wojny w Ukrainie polski Sejm przystępuje do prac nad zgłoszonym przez PiS projektem zmiany Konstytucji RP. Mają one umożliwić odbieranie majątków rosyjskim oligarchom, którzy jeszcze swego majątku nie sprzedali, ani nie przepisali na kogoś etycznie czystego jak żona cezara. Rządzący przekonują, że bez zmiany konstytucji nie da się skutecznie przeprowadzić całej operacji i istnieje niebezpieczeństwo, że w obecnym stanie prawnym da się skutecznie podważyć podobne decyzje.
Czytaj więcej
Konstytucja musi być przestrzegana od A do Z - mówili liderzy Nowej Lewicy podczas Rady Krajowej Nowej Lewicy z okazji 25-lecia referendum konstytucyjnego.
Jeszcze dwa miesiące temu, gdy pomysł został ujawniony przez PiS, a nawet doszło do rozmowy premiera Mateusza Morawieckiego z politykami opozycji, wydawało się, że zmiana ma szanse powodzenia. Społeczne i polityczne wzmożenie, związane z bezprzykładnym działaniem Rosji, było na tyle intensywne, że można było mówić o tzw. momencie konstytucyjnym, czyli chwili właściwej i dogodnej z punktu widzenia prawnego, społecznego i politycznego, by dokonać zmian w ustawie zasadniczej.
Ale emocje opadły, minął czas, i moment konstytucyjny chyba też – o ile w ogóle był. Świadczy o tym nawet fakt, że posłów uczestniczących w środowej sejmowej debacie nad zmianą konstytucji dało się policzyć na palcach obu rąk. Politycznej zgody ponad podziałami już w tej sprawie nie będzie. I dyskusyjne, czy w ogóle jest taka prawna potrzeba.