Nie myślę o szansach na wyjście z typowego dla demokracji przesilenia konstytucyjnego na linii sądownictwo – inne władze; nie myślę o szansach na zakończenie konfliktu, który od dawna nie jest prawny, lecz polityczny. Zresztą zalecenia Komisji na rzecz Demokracji przez Prawo nikogo nie wiążą, a i ona sama zauważa, że w praktyce nie ze wszystkich się korzysta. Działa poza strukturami UE jako organ doradczy Rady Europy. Nieco inaczej odnosi się do tzw. starych demokracji, inaczej do krajów Europy Środkowej i Wschodniej, bo w związku z przekształceniami ustrojowymi w nich powołano ją w 1990 r. Zupełnie też normalne, że wypowiedzi Komisji będą instrumentalizowane politycznie lub wyrywane z kontekstu przez przedstawicieli UE czy rodzimych polityków lub publicystów.
Atmosfera wizyty studyjnej daje nadzieję, bo świadczy o szacunku do chłodnego prawniczego osądu. W końcu prawnicy nie cieszą się w kraju i na świecie najlepszą opinią. Okazują się natomiast niezbędni jako iuris prudentes, a więc mądrzy w prawie. Nie chodzi bowiem o iuris scientia, czyli o wiedzę. Idzie o prudentia, to jest roztropność i mądrość wyrażające się w biegłości i doświadczeniu porządkowania sytuacji społecznych. Dlatego starożytny jurysta odnotował: iurisprudentia est divinarum atque humanarum rerum notitia, iusti atque iniusti scientia – jurysprudencja to nie tylko wiedza o tym, co sprawiedliwe i niesprawiedliwe, ale znajomość spraw boskich i ludzkich.
Prawo rzymskie uczy, iż iurisprudentia to konkretni ludzie. Uważali, że ich powołaniem niejako kapłańskim jest strzec sprawiedliwości, dążąc do prawdziwej, jak pisał Ulpian, a nie pozornej filozofii. Wąska grupa osób z wyżyn społecznych i intelektualnych zajmowała się prawem w trybie ekskluzywnego hobby. Zorientowani praktycznie nie kalali się nauczaniem innych ani czerpaniem zysków z „profesji". Autonomiczny zawód prawnika wynaleziono właśnie w Rzymie, gdzie czynnikiem prawotwórczym nie był wyrok, ale porada prawnika. Jego praca intelektualna polegała na wykładni istniejącej już wykładni, poddawanej nieustannej aktualizacji przez kolejne generacje jurystów.
Coraz lepiej zdajemy sobie sprawę z tego, że prawo jako system, który ma odpowiedzi na wszystkie pytania, to iluzja. Wiele pozostaje polityce, a jeszcze więcej moralności, ale spójność porządkowi prawnemu nadaje jurysprudencja. Zjawiska dekodyfikacji oraz europeizacja jurysdykcji narodowych uruchomiły mechanizmy dyskusji o tworzeniu prawa, które przypominają sposób działania rzymskich jurystów. Tym bardziej uzasadnione zdaje się dziś sięganie do właściwych im kontrowersji i poszukiwania reguł, prawidłowości i ogólnych pojęć opartych na doświadczeniu poszczególnych rozstrzygnięć. Z końcem XX w. znów zaczęliśmy doceniać podobnie miękkie źródła prawa.
Prawo jawiło się w Rzymie jako kolektywne dzieło rozciągniętej w czasie wspólnoty prawników: inteligentnych i doświadczonych intelektualistów, po których spodziewano się uczciwości, szczerości i bezinteresowności. Wiedzieli, że prawo jest instrumentem realizowania wartości i interesów, ale nie może być instrumentalizowane. I choć sprawny prawnik wszystko zinterpretuje, nie do wszystkiego się posunie. Niezapomnianą ikoną pozostał pogański „święty" i prawniczy męczennik Papinian. Oczywiście zawsze pojawia się element pozaprawny, a każdy znawca prawa jest osadzony w tym również, co pozaprawne. Ekspert pozostaje sobą, nadto musi trzymać się roli. Ujmuje zdanie kolegi, sędziego TK, który pytany podczas rady wydziału, co sądzi o konstytucyjności jakiegoś pomysłu, odpowiedział: „na temat konstytucyjności wypowiadam się tylko w wyrokach".