Dlaczego to nie działa?
Pokolenie Europejczyków urodzonych tuż po klęsce hitlerowskich Niemiec cieszy się zasłużoną emeryturą i może mówić o dużym szczęściu – przeszło przez życie bez wojny. Przez poprzednie stulecia kontynentem wstrząsały mniejsze i większe konflikty, co kilkanaście lat, i wydawało się, że z każdym kolejnym stuleciem ludzie mądrzeją. Ale to nie była prawda i dopiero równowaga strachu, czyli pewna gwarancja zagłady od broni jądrowej, przyniosła długi okres pokoju w Europie. Ten tak skuteczny mechanizm sprawdzający się przez pół wieku i kawałek następnego dziś już nie działa. I trzeba zapytać – dlaczego?
Kreml właśnie zmienia obowiązującą doktrynę wojenną; nowa ma dopuszczać prewencyjne uderzenia jądrowe. Z Pentagonu dochodzą głosy, że użycie taktycznej broni jądrowej na polu walki nie byłoby aż tak wielką tragedią, jak sobie wyobrażamy. Ponadto amerykański prezydent już ogłosił, że wycofa się z traktatu INF o rakietach średniego zasięgu podpisanego przez Reagana i Gorbaczowa w 1987 roku. Z uprzejmości zakładam, że dzisiejsi politycy i wojskowi nie oszaleli; musi więc być jakaś głębsza przyczyna owego oswojenia strachu przed konfliktem jądrowym. Nowe technologie wojskowe gwarantujące zwycięstwo jednej stronie? Globalna katastrofa ekonomiczna? Najazd kosmitów? Konia z rzędem temu, kto rozwiąże tę zagadkę. Jedno jest natomiast pewne: wróciła zimna wojna w swej pełnej krasie. A miało być tak pięknie.
Miał nastąpić prawdziwy koniec historii – historii światowych wojen. Upadło Imperium Zła i skompromitowała się napędzające je komunistyczna ideologia „sprawiedliwości społecznej", którą przez dziesięciolecia Sowieci trzymali za gardło zachodnie demokracje. Skończyła się zimna wojna i wyścig zbrojeń, w których cieniu żyło kilka już pokoleń i na chwilę świat odetchnął z ulgą. A Europa zajęła się beztroską konsumpcją. Na chwilę.
Świat wielobiegunowy
Bo już wkrótce się okazało, że nowa, postkomunistyczna Rosja nie spełnia oczekiwań Zachodu i po okresie Jelcynowskiej smuty zadziwiająco szybko się pozbierała, a nowy prezydent ani myśli dać się zwasalizować Amerykanom i na wszelkie próby reaguje agresją. Europa tym bardziej była rozczarowana, mając jeszcze w pamięci skuteczną denazyfikację Niemiec po upadku III Rzeszy. Miała prawo się spodziewać, że po upadku drugiego totalitarnego systemu, który zatruwał jej życie przez większość stulecia, nastąpi wzorem denazyfikacji Niemiec również dekomunizacja w nowej Rosji. Nic takiego się nie stało. Przywrócono wprawdzie starą nazwę dawnej stolicy carów – Petersburg, ale obwód nadal nazywa się „leningradzki" i niech to będzie symbolem owych „przemian", by nie wdawać się w powszechnie znane szczegóły. Konflikt wisiał w powietrzu.
Na domiar złego Kreml zakwestionował przywództwo Stanów Zjednoczonych w nowym, jednobiegunowym świecie, postulując świat wielobiegunowy, w którym Rosja odzyskałaby należną jej rolę wraz z nowymi potęgami czy też kandydatami na potęgi – państwami BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, Republika Południowej Afryki). To się nie mogło Amerykanom podobać i ciąg znanych wydarzeń, które miały miejsce i mają aż do dziś – na Bliskim Wschodzie, Ukrainie, w Gruzji czy Mołdawii jest efektem owej niezgody Waszyngtonu na pomysły Moskwy. Żadna ze stron nie zamierza respektować interesów drugiej: Amerykanie rosyjskich w strefie postsowieckiej, Rosjanie amerykańskich na Bliskim Wschodzie i gdziekolwiek indziej. Zaczęły się „misje stabilizacyjne", „interwencje pokojowe", „wspomaganie demokratycznych przemian", „wojny hybrydowe" itp., czyli stare i dobrze znane lokalne wojny zastępcze aż do ostatniego tubylca. W stosunkach dyplomatycznych między Wschodem a Zachodem powiało chłodem, a media obu stron straszą gorącym konfliktem światowym. Biorąc nawet poprawkę na specyfikę tzw. wolnych mediów, dla których pokój to żaden news, bo na nim nie zarobią, można kolokwialnie powiedzieć, że coś jest na rzeczy.
Jedynym wytłumaczeniem braku reakcji cywilizowanych, europejskich społeczeństw na retorykę wojenną jest przeświadczenie, że wojna w Europie w XXI wieku jest pomysłem zbyt absurdalnym, by traktować go poważnie. Po raz pierwszy w historii Europa zaznała tak długiego okresu pokoju i bezprecedensowego dobrobytu, a wychowanym w tych warunkach pokoleniom wydaje się, że właśnie tak ma być już zawsze.