Co jest sednem „demokracji”? Jak się wydaje, jest nim fakt wolnych wyborów dokonywanych przez elektorat.
Na przestrzeni dziejów rozszerzająco zmieniano definicję elektoratu, któremu przysługuje czynne prawo wyborcze. Stopniowo elektorat stawał się formalnie coraz obszerniejszy. W zapomnienie poszły już ograniczenia stanowe, majątkowe, związane z wykształceniem, płcią itp.
Jednak dokonujący się postęp nie zawsze oznaczał ulepszenia stanu istniejącego. I tak np. stopniowo obniżano wiek uprawniający do uczestniczenia w głosowaniu. W Polsce już pustogłowy, 18-letni gołowąs może współdecydować o wyborze tego lub innego kandydata na posła lub nawet prezydenta.
Wydaje mi się, że system wprowadzony, bodajże przez kanclerza Bismarcka, w Prusach miał więcej sensu (w tym systemie uprawione do głosowania były „głowy rodzin”, minimum wieku wynosiło 25 lat). Ale szczęśliwie ciągle jeszcze czynnego prawa wyborczego nie mają u nas dzieci – jakkolwiek niektóre z nich mogą mieć więcej rozsądku niż wielu dorosłych.
Z drugiej strony nie istnieje górna granica wieku uprawniającego do udziału w głosowaniu. Uważam to za poważna wadę systemu obecnego. Jest biologiczną prawidłowością, że z wiekiem pogarszają się zdolności umysłowe (a i fizyczne). Nie idzie tu nawet o rosnącą z wiekiem częstotliwość nasilającej się demencji. Jest jednak faktem pewne „dziecinnienie” seniorów i ich ograniczonych możliwości rozumienia szybko zmieniającego się świata…