Reklama
Rozwiń

Wojciech Olejniczak wreszcie samodzielny?

Odrzucając Partię Demokratyczną lider SLD uwolnił się od zbędnego balastu i celnie uderzył w lewicową konkurencję – pisze socjolog z Uniwersytetu Śląskiego

Aktualizacja: 02.04.2008 08:18 Publikacja: 02.04.2008 01:31

Wojciech Olejniczak jest powszechnie krytykowany za wystąpienie SLD z LiD. Jeśli pominąć styl tego rozwodu ( nie było nazbyt eleganckim powiadomić o tym partnerów koalicyjnych poprzez media), to decyzję Olejniczaka należy uznać za słuszną – z dwóch co najmniej powodów.

Po pierwsze, zwiększa to (choć nie gwarantuje) szanse młodego lidera lewicy na utrzymanie się na swoim stanowisku po nadchodzącym kongresie partii. Zdecydowana większość działaczy SLD od początku była sceptyczna wobec współpracy z PD i „zdrajcami od Borowskiego”. Przywódca SdPl jest traktowany w Sojuszu jako zaprzaniec, który w najtrudniejszym dla partii matki czasie wbił jej nóż w plecy, zakładając swoją formację. A środowisko PD jest w SLD traktowane podejrzliwie jako pochodzące z innego łoża (dodajmy – z prawego, w dwojakim tego słowa znaczeniu).

Olejniczak był promotorem zbliżenia z tymi środowiskami i współpracy w ramach LiD. Zachęcała go do tego część starszych kolegów, ze szczególnym uwzględnieniem Aleksandra Kwaśniewskiego, dla którego alians z „pedekami” był realizacją marzeń z połowy lat 90. o historycznym kompromisie. Ale ta współpraca była kontestowana przez ogromną część aparatu eseldowskiego i było prawie pewne, że jej realizator – właśnie Olejniczak – poniesie tego negatywne konsekwencje na czerwcowym kongresie partii.

Olejniczak jest szefem SLD, a nie premierem Polski. Dlatego ma prawo i obowiązek myśleć tylko o interesie swojej partii

Decyzję młodego szefa SLD należy więc ocenić jako zmierzającą w kierunku uprawdopodobnienia scenariusza pozostania przy władzy w partii. Odbiera ona najważniejszy argument jego głównemu przeciwnikowi w wyścigu do fotela przewodniczącego partii Grzegorzowi Napieralskiemu. W efekcie zwiększa szanse wyborcze Olejniczaka.

Ta decyzja jest słuszna również z perspektywy interesów całego SLD. Partia ta była trzonem koalicji LiD i jej głównym płatnikiem. Sojusz bił na głowę swych partnerów w liczbie działaczy, zasobach finansowych, majątku, strukturach itp. A to znaczy, że utrzymywał swoich konkurentów do przywództwa na lewicy! Taktyka zaiste samobójcza.

Zamiast jak najszybciej pozbyć się owej konkurencji i pozostać hegemonem w centrolewicowej przestrzeni politycznej, wwiózł na swoich barkach do parlamentu przedstawicieli PD i SdPl. Nie dało mu to zbytnich zysków wyborczych, bo można chyba zaryzykować tezę, że wynik samodzielnego SLD byłby bardzo zbliżony do tego, jaki uzyskał LiD, a pozwoliło na przedłużenie życia konkurentom i ich obecność w Sejmie.

O ile można było postąpić w ten sposób przed wyborami 2007 roku, kiedy oczekiwano, że zjednoczenie na lewicy przyniesie wzrost notowań wspólnej centrolewicowej listy, o tyle dziś, gdy okazało się to mrzonką, utrzymywanie tego stanu rzeczy byłoby zupełnie nierozumne.

Przyjrzyjmy się prawicy – PO wykorzystuje każdą okazję, by „grillować” PiS, niszcząc tym samym konkurencję na prawicy, i jest to jak najbardziej słuszne z punktu widzenia interesów Donalda Tuska oraz jego kolegów. Także Jarosław Kaczyński korzysta z każdej okazji, by niszczyć rywali, ze szczególnym uwzględnieniem PO.

Dlaczegóż SLD miałby się zachowywać inaczej? Dziś ma szansę na dobicie konkurentów i skwapliwie z tego korzysta.

Z punktu widzenia interesów Sojuszu stało się to i tak o pół roku za późno. Gdyby wystartował w poprzednich wyborach parlamentarnych samodzielnie, miałby także 40 – 50 posłów, ale za to o Borowskim czy Onyszkiewiczu nikt by dzisiaj nie mówił.

Olejniczak jest szefem SLD, a nie premierem Polski. Dlatego ma prawo i obowiązek myśleć o swoim interesie i interesie swojej partii. Z tego punktu widzenia jego decyzja o zakończeniu przez Sojusz dotychczasowej współpracy w ramach LiD jest jak najbardziej racjonalna. Był jej zwolennikiem, gdy była szansa, że przyniesie ona profity polityczne SLD. Porzucił tę kooperację, gdy nadzieje te się nie sprawdziły. Jedną decyzją uwolnił swoją formację od niepotrzebnego balastu i uderzył w konkurencję na lewicy, a równocześnie osłabił szanse wyborcze wewnątrz Sojuszu swego największego rywala.

Często zarzucano mu, że jest w swych decyzjach niesamodzielny. Jeśli tę ostatnią podjął po nielicznych konsultacjach, i to raczej ze Sławomirem Sierakowskim z „Krytyki Politycznej” niż z Aleksandrem Kwaśniewskim czy Krzysztofem Janikiem, dobrze by to o nim świadczyło.

Opinie polityczno - społeczne
Daniel Jankowski: W te Święta nie zapominajmy o chrześcijanach w Syrii
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Wieczna wigilia
Opinie polityczno - społeczne
Roman Kuźniar: Lekcje Chrobrego w sprawie Unii, Rosji i PiS
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Dlaczego Polakom potrzeba dobrej woli
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Orbán udziela azylu Romanowskiemu: potężny cios w PiS i jedność Unii Europejskiej
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku