Skoro wszystko można przewidzieć, to skąd więc wziął się ten kryzys finansowy?
Właśnie stąd, że hipotezy, na których są oparte finanse jako nauka okazały się błędne, zaczęły szwankować. Ten kryzys to nie przypadek czy jednorazowa anomalia, czy pomyłka, ale konsekwencja takiego właśnie podejścia do gospodarki. Coraz wyraźniej widać, że ujmowanie świata w kategoriach rachunku prawdopodobieństwa nie ma sensu. To jest podstawowy problem. Wszyscy wiemy przecież, że zawsze istnieje niepewność i mogą się wydarzyć rzeczy, których sobie nie wyobrażamy. Takiego zdarzenia nie da się ująć w kategoriach prawdopodobieństwa, wobec takich zajść rachunek prawdopodobieństwa jest bezradny. Jeśli spojrzymy na ponad 2000 lat historii Zachodu, to zobaczymy, że zdarzyło się jednak w niej bardzo wiele rzeczy nieprzewidywalnych.
Druga, fundamentalna kwestia to błędność tej drugiej, antropologicznej hipotezy: że człowiek jest tylko maksymalizatorem przychodów finansowych. Absurdalność tej tezy ukazuje choćby przykład zalodzonych chodników. Właściciele domu mają obowiązek pokrycia szkód, które wynikną ze złego utrzymywania domu - tj. np. nie zadbania o chodnik przylegający do niego. Z punktu widzenia finansów, rozwiązaniem jest wykupienie przez właściciela ubezpieczenia, które pokryłoby koszty leczenia ewentualnego urazu spowodowanego przez śliski chodnik. Ale dla przechodnia, który tego urazu doznaje, nie jest to tylko kwestia kosztów leczenia, ale szeregu innych problemów w pracy, domu itd. I tu właśnie widać absurdalność patrzenia na świat tylko w kategoriach finansowych, w kategoriach zysków i strat. Tu widać, jak ten paradygmat się łamie i jak nauka finansów – podniesiona do rangi światopoglądu - pominęła kwestie epistemologiczne, antropologiczne, ale również etyczne. Dochodzimy bowiem do pytania, komu ten obecny system służy, czy chodzi maksymalizację zysku mojego, zysku świata, czy korporacji?
Jak mogło dojść do tego, że kryzys, który zaczął się w Stanach Zjednoczonych od kryzysu na rynku kredytów hipotecznych, przeniósł się do Europy i objawił się w postaci kryzysu zadłużenia państw? Czy w ogóle jest są to zjawiska powiązane?
Cała gospodarka świata zachodniego przez ostatnie 30 lat opierała się na lewarowaniu i finansowaniu przedsięwzięć poprzez kredyt - przy małym udziale własnego wkładu. Chodziło w tym m.in. o to, aby przenieść ryzyko na kogoś innego. Było lewarowanie przedsiębiorstw, lewarowanie poprzez instrumenty pochodne, ale też lewarowanie samych gospodarstw domowych. Ludzie zadłużali się tylko po to, aby mieć rzeczy, których dzisiaj nie mogliby mieć, ale mogliby mieć je jutro. W pewnym sensie bylo to , na duża skale, sprzedawanie czy przynajmniej zastawianie swojej przyszłości. W taki sam sposób działały jednak nie tylko przedsiębiorstwa, instytucje finansowe i gospodarstwa domowe, ale też całe państwa. Wzrost gospodarczy ostatnich dekad był możliwy tylko dzięki niesamowitemu rozrostowi długu - i to długu wszystkich kategorii, państwa, firm i gospodarstw domowych. Różnica między kryzysem w Ameryce, a tym europejskim jest tylko w proporcjach, w jakich zadłużały się państwa, przedsiębiorstwa i rodziny, ale to część tego samego nastawienia.
Od połowy lat 80. nasza gospodarka jest oparta na długu, była szprycowana długiem. Dlaczego do tej pory to działało? Bo ludzie byli optymistami, bo wierzyli, że wraz ze wzrostem gospodarczym, wzrostem cen mieszkań, wszyscy będą spłacać swoje długi i wszystkim to wyjdzie na dobre. Dzisiaj, kiedy ten optymizm upadł, system stanął i działa teraz jakby w próżni. Być może cały ten wzrost gospodarczy jaki obserwowaliśmy był fikcyjny. I teraz będziemy musieli za niego zapłacić. Działalność sfery finansowej, która właśnie od lat 80. zaczęła być namacalną i bardzo ważną częścią gospodarki, była tutaj kluczowa. Mówiła nam ona, że dzięki finansistom możemy spokojnie żyć w świecie bardziej niebezpiecznym – czytaj mniej zrównoważonym - niż przedtem, bo to ryzyko wynikające z braku równowagi, które wyprodukujemy, finanse są w stanie rozpracować, rozparcelować i kontrolować tak, że w sumie nie będzie ono tak groźnie. Wobec tego, wszystkie dyscypliny budżetowe, dyscypliny bilansu handlowego do tamtej pory pod dość rygorystyczną kontrolą, przestały być ważne. Finansiści powiedzieli wtedy: "nie bójcie się", zadłużanie się nie jest takie straszne, bo poprzez działalność finansową to wszystko da się wyprowadzić na prostą, można z nim żyć. Ta bomba wybuchła w 2007 roku, kiedy okazało się, że to ryzyko i dług chowane pod dywan, mimo że niewidoczne, było realne.