Nowi patroni z Trzeciej Rzeszy

W kwestii polityki historycznej polska dyplomacja powinna szukać wsparcia w Niemczech na lewicy. Możemy liczyć na sprzeciw SPD i zielonych wobec jakichkolwiek prób relatywizowania niemieckiej winy – pisze publicysta

Publikacja: 25.10.2012 19:09

Grzegorz Górny

Grzegorz Górny

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz rg Rafał Guz

W ostatnich latach w niemieckiej polityce historycznej następuje zauważalna zmiana narracji. Jak słusznie zauważył Piotr Semka („Zły znak z Berlina”), coraz częściej przenikają do niej tezy niemieckich ziomkostw, które winę za powojenne deportacje Niemców przerzucają na Polskę i Czechy. W nowy sposób mówienia o XX-wiecznych tragediach wpisuje się też próba zerwania z niemieckim poczuciem winy za rozpętanie II wojny światowej oraz powiązanie idei pojednania przede wszystkim z cierpieniami wypędzonych.

Elity zmieniają podejście

Proces ten, co zrozumiałe, budzi niepokój wielu Polaków czy Czechów. Ale w samych Niemczech takie podejście także wywołuje sporo kontrowersji. Przykładem niezgody na próbę przeforsowania nowej narracji historycznej są protesty niektórych środowisk przeciwko nadawaniu niemieckim instytucjom publicznym imienia Friedricha Flicka czy Wernhera von Brauna.

W ramach nowej polityki historycznej muzeum w Peenemünde, gdzie hitlerowcy produkowali rakiety V-2, próbowano zamienić w miejsce prezentacji postępu technologicznego

Przypomnijmy: Flick, zwany królem Zagłębia Ruhry, był najbogatszym człowiekiem w Trzeciej Rzeszy, członkiem NSDAP, sponsorem SS, entuzjastą Hitlera, przyjacielem Himmlera i Goeringa. W jego zakładach zbrojeniowych pracowały w straszliwych warunkach dziesiątki tysięcy robotników przymusowych i jeńców wojennych. Skazany podczas procesu norymberskiego na siedem lat więzienia, został zwolniony przedterminowo w 1950 r. Po wyjściu na wolność powrócił w RFN do działalności biznesowej i został jednym z najbogatszych ludzi świata. Zmarł w 1972 r. Do końca życia odmawiał wypłacania jakichkolwiek odszkodowań przymusowym robotnikom ze swoich zakładów, uznając, że nie ma ku temu żadnych podstaw moralnych.

Nie mniejsze zasługi dla Trzeciej Rzeszy miał inny członek NSDAP, sturmbannführer SS Wernher von Braun. Przez lata pracował dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego, będąc m.in. twórcą rakiet balistycznych A-4. Po wojnie oddał się w ręce Amerykanów, którzy skwapliwie skorzystali z jego usług. Von Braun najpierw opracowywał programy rakietowe dla US Army, a następnie projekty kosmiczne w NASA, gdzie został nawet wicedyrektorem całej instytucji. Zmarł w 1977 r.

Kiedy w 2005 r. rządząca Niemcami wielka koalicja CDU – SPD postanowiła powołać do życia Widoczny Znak przeciwko Ucieczkom i Wypędzeniu, dla niektórych środowisk stało się to sygnałem, że zmienia się podejście elit władzy do polityki historycznej. Jednym z przejawów tego procesu stało się powoływanie na patronów dla instytucji publicznych działaczy zasłużonych dla Trzeciej Rzeszy. Oczywiście, odwoływanie się do nich nie miało charakteru rehabilitacji ideologii nazistowskiej. W przypadku takich postaci, jak Flick czy von Braun, podkreślano ich zasługi w rozwoju przemysłu, modernizacji kraju czy postępie technologicznym.

Postęp zamiast zbrodni

Podobna argumentacja powtarza się także w innych przypadkach, np. gdy pojawił się pomysł zmiany charakteru muzeum w Peenemünde. W Trzeciej Rzeszy znajdował się tam ośrodek rakietowy, w którym produkowano pociski balistyczne V-2. Oblicza się, że przy produkcji tych rakiet w kompleksie Mittelbau-Dora straciło życie ok. 20 tys. jeńców wojennych i przymusowych robotników (dla porównania: podczas bombardowań przez V-2 zginęło 1500 osób).

W ramach nowej polityki historycznej próbowano narzucić placówce muzealnej nieco zmieniony charakter. Miała stać się przede wszystkim miejscem prezentacji postępu technologicznego. Na szczęście, przeciwko takim pomysłom zaprotestowało kierownictwo muzeum, dla którego były kompleks zbrojeniowy to także miejsce kaźni, samo Peenemünde zaś stanowi przestrogę dla ludzkości, do czego może prowadzić pęd ku nowoczesności bez żadnych ograniczeń moralnych.

Na skutek akcji protestacyjnej nie doszło także do przerobienia słynnego bunkra Valentin pod Bremą, gdzie produkowano niegdyś U-Booty, w placówkę prezentującą rozwój podwodnej techniki. Przeważyły argumenty przeciwników tego pomysłu przypominające, że podczas budowy monumentalnego bunkra straciło życie ponad tysiąc więźniów, a jeszcze więcej ofiar pociągnęła za sobą wojenna działalność U-Bootów.

We wszystkich powyższych przypadkach próba zrewidowania niemieckiej polityki historycznej natrafiła na zdecydowany opór wielu środowisk politycznych, naukowych, samorządowych. List protestujący przeciw nadawaniu niemieckim szkołom imienia Wernhera von Brauna podpisała choćby była przewodnicząca Bundestagu Rita von Süssmuth z CDU. To pokazuje, że nie wszyscy w Niemczech godzą się na nową narrację historyczną, która banalizuje, relatywizuje bądź rehabilituje niektóre elementy nazistowskiej rzeczywistości. W ten nurt wpisuje się również niedawne oświadczenie niemieckich lekarzy potępiające politykę eugeniczną prowadzoną w Trzeciej Rzeszy.

Więcej aktywności

Nie jest wcale przesądzone, w jakim kierunku rozwinie się polityka historyczna u naszego zachodniego sąsiada. Do przeszłości odchodzi pokolenie Kohla, dla którego niemieckie poczucie winy za zbrodnie wojenne stanowiło istotny czynnik w polityce wewnętrznej i zagranicznej. Do głosu dochodzą natomiast politycy w rodzaju Eriki Steinbach czy Rudiego Pawelki, których rewizjonistyczne idee coraz śmielej zaczynają być obecne w życiu publicznym.


Być może kwestia polityki historycznej stanie się jednym z ważniejszych tematów podczas przyszłorocznej kampanii wyborczej do parlamentu. Tracąca popularność Angela Merkel szuka poparcia ziomkostw i legitymizuje nową narrację dotyczącą przyczyn i skutków II wojny światowej. To z kolei budzi opór socjaldemokratów i zielonych, którzy sprzeciwiają się odejściu od dotychczasowej polityki historycznej, widząc w tym groźbę rehabilitacji faszyzmu.

Takie rozłożenie sił stawia w paradoksalnej sytuacji polską prawicę. Z jednej strony jest jej bliżej do niemieckiej chadecji w kwestiach kulturowych, moralnych i obyczajowych, takich jak przywiązanie do tradycji religijnej czy sprzeciw wobec inżynierii genetycznej. W tych sprawach nie ma bliższego sojusznika niż konserwatywne skrzydło CDU. A jednak to właśnie środowisko jest najmocniej związane ze Związkiem Wypędzonych i najbardziej skłonne do porzucenia narracji o niemieckiej winie za II wojnę światową. Mało tego, w tych właśnie kręgach nadal pielęgnowana jest czarna legenda prymasów Hlonda i Wyszyńskiego, którym wciąż wypomina się, że w okresie powojennym obsadzali polską administracją kościelną tereny byłych niemieckich diecezji.

Na przeciwległym biegunie sytuuje się niemiecka lewica popierająca aborcję, eutanazję czy przywileje małżeńskie dla związków jednopłciowych i entuzjastycznie nastawiona do socjalistycznych projektów przebudowy świata. Wydawać by się mogło, że formację tę dzieli od polskiej prawicy wszystko. A jednak nie. Łączy je bowiem wizja uznania niemieckiej odpowiedzialności za skutki ostatniej wojny, a także sprzeciw wobec jakichkolwiek prób relatywizowania niemieckiej winy.

W takiej sytuacji polska dyplomacja powinna wykazywać więcej aktywności, by pozyskiwać w Niemczech sojuszników gotowych bronić prawdy historycznej oraz uszanować naszą wrażliwość. Mamy po stronie niemieckiej wielu przyjaciół, którzy zaniepokojeni są próbami zmiany obowiązującej narracji i nie godzą się na pisanie historii od nowa.

Autor jest publicystą, był współzałożycielem kwartalnika „Fronda”

W ostatnich latach w niemieckiej polityce historycznej następuje zauważalna zmiana narracji. Jak słusznie zauważył Piotr Semka („Zły znak z Berlina”), coraz częściej przenikają do niej tezy niemieckich ziomkostw, które winę za powojenne deportacje Niemców przerzucają na Polskę i Czechy. W nowy sposób mówienia o XX-wiecznych tragediach wpisuje się też próba zerwania z niemieckim poczuciem winy za rozpętanie II wojny światowej oraz powiązanie idei pojednania przede wszystkim z cierpieniami wypędzonych.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Czas decyzji w partii Razem. Wybór nowych władz i wskazanie kandydata na prezydenta
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Kandydatem PiS w wyborach prezydenckich będzie Karol Nawrocki. Chyba, że jednak nie
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Reiter: Putin zmienił sposób postępowania z Niemcami. Mają się bać Rosji
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Trzeba było uważać, czyli PKW odrzuca sprawozdanie PiS
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Kozubal: 1000 dni wojny i nasza wola wsparcia