Problem dialogu katolicko-żydowskiego w Polsce, ujawniony przypadkiem w wyniku konfliktu księdza Wojciecha Lemańskiego z arcybiskupem Henrykiem Hoserem, nie sprowadza się, jakby niektórzy chcieli, tylko i wyłącznie do przewin Kościoła katolickiego wobec Żydów. Trzeba tu też wskazać postawę społeczności żydowskiej. Najważniejsze jest jednak to, że odpowiedzialność za tę sytuację ponosi w zasadniczym stopniu samo środowisko dialogowe.
Jak twierdzi ksiądz Lemański, podglebiem jego konfliktu z arcybiskupem Hoserem jest to, że się zaangażował w szerzenie idei dialogu. Fakt ten świadczy o stanie, w jakim ów dialog się znajduje. To marazm, stagnacja, depresja. Widać tu również rzeczywisty stosunek hierarchii kościelnej do idei dialogu. Oczywiście to uogólnienie w przypadku takich wyjątków jak arcybiskup Stanisław Gądecki czy arcybiskup Henryk Muszyński jest niesprawiedliwe. Niemniej przyznać należy, że szczególnego entuzjazmu dla dialogu z wyznawcami judaizmu w polskim episkopacie nie widać.
Podobnie rzecz wygląda po stronie żydowskiej. Przyczyny takiego, a nie innego stosunku zarówno Żydów, jak i katolików do dialogu są niezmiennie te same: wielowiekowy antyjudaizm w nauczaniu Kościoła zniechęcający Żydów do otwarcia się przed katolikami, płytka interpretacja Pisma Świętego będąca przypadłością obu wspólnot, wreszcie to, co chyba najbardziej tu ciąży, czyli stale nie do końca wyjaśniona historia najnowsza wzajemnych relacji polsko-żydowskich.
Powtarzana ciągle myśl o korzeniach antysemityzmu w antyjudaizmie Kościoła staje się coraz cięższa do strawienia
W rozmowach z katolickimi hierarchami zaangażowanymi w dialog argumentem mającym wyjaśniać postawę Kościoła jest abstrakcyjność partnera, czyli Żydów. Nie było z kim dialogować – jednomyślnie tłumaczyli się arcybiskup Muszyński, arcybiskup Gądecki czy śp. arcybiskup Życiński. Faktem jest, że Żydów religijnych w Polsce ostała się garstka. A w okresie posoborowym – w latach 70. i 80. – nie było ich praktycznie wcale. Faktem jest również to, że pomimo tego braku zdarzały się zaproszenia rabinów z zagranicy (głównie z USA) na wykłady na KUL, ba, zdarzały się również szabatowe kolacje na tej uczelni. Świadczy to o tym, że można było jeśli nie dialogować, to przynajmniej zmieniać swój stosunek do wyznawców judaizmu i pomału się wobec nich otwierać. Brakowało jednak woli. Zaczęło się to zmieniać dopiero wskutek spotkań Jana Pawła II z przedstawicielami społeczności żydowskiej podczas jego pielgrzymek do Polski. Wtedy nastąpiło wzajemne otwarcie, ale nie na długo.