Latami przyklejałem na sztabowych mapach symbole grzyba atomowego: niebieskie tam, gdzie uderzenia miały paść z Zachodu, czerwone tu, gdzie miały paść nasze. Nie mogłem nie myśleć, co te grzyby oznaczają...". Tych słów pułkownika Ryszarda Kuklińskiego nie ma w książce wydanej przez „Fakt" w serii „Prawdziwa historia". Jej tytuł: „Ryszard Kukliński: bohater czy zdrajca", a jeszcze bardziej jej treść przeczy jednak tytułowi serii. Zapowiadane na okładce „ujawnienie nieznanych kulis współpracy oficera Ludowego Wojska Polskiego z wywiadem USA" niczego istotnego nie ujawnia, natomiast prawie nie ma informacji o jak najbardziej prawdziwej nuklearnej zagładzie Polski, przyjętej przez Sowietów jako koszt ich ataku na Europę Zachodnią. A to właśnie zdradził NATO „najcenniejszy szpieg CIA w bloku sowieckim", polski patriota, pułkownik Ryszard Kukliński.
Pół zdania na 100 stron
Krzysztof Dubiński, autor książki, przedstawia kilka nowych informacji o działaniach tajnych służb PRL, które zna wyraźnie z pierwszej ręki. Jak choćby to, że po zajęciu Sajgonu przez wojska północnowietnamskie w 1975 r. został tam zaproszony szef polskiego wywiadu MSW i otrzymał wszystkie dokumenty, których nie zdążyli zniszczyć w swojej ambasadzie Amerykanie. Na Kuklińskiego nie znalazł się tam jednak ani jeden kwit. Albo to, że po prawie 20 latach od pobytu pułkownika w Sajgonie podczas śledztwa w jego sprawie odtworzono jego tamtejsze zarobki i wydatki – i wszystko zgadzało się co do grosza.
Ciekawe jest i to, że wbrew przekonaniu Kuklińskiego do ostatniej chwili, czyli ucieczki pułkownika, jego żony i dwóch synów z kraju 7 listopada 1981 r., polski kontrwywiad nie miał pojęcia o jego współpracy z Amerykanami. „Dopiero kilka dni po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego (13 grudnia 1981 r.) centrala wywiadu KGB w Jasieniewie pod Moskwą otrzymała od jednego ze swoich agentów w Stanach Zjednoczonych sygnał, że do USA zbiegł wysoko postawiony polski wojskowy pracujący dla CIA. KGB przekazało tę informację do Warszawy" – ujawnia Dubiński.
Są też obyczajowe smaczki o „koguciku" Kuklińskim i jego kochankach: polskiej blond piękności w Sajgonie; przyjaciółce, której przed wyjazdem z kraju powiedział: „Gdybym miał odwagę, to palnąłbym sobie w łeb", i o tajemniczej agentce, towarzyszącej mu w samolocie do Londynu, którym odleciał z angielskim paszportem i zmienionym przez CIA wyglądem.
Istocie sprawy Kuklińskiego, czyli przeciwstawieniu się zagładzie Polski podczas ataku wojsk Układu Warszawskiego na europejskie państwa NATO, Dubiński poświęca jednak zaledwie pół zdania na prawie 100 stron. Przedstawiając pierwsze spotkanie pułkownika z agentami CIA w Hadze w 1972 r., pisze: „Tłumaczył, że chce podjąć współpracę z armią amerykańską, bo uważa, że agresywna polityka militarna Kremla zmierza do wojny jądrowej, a to grozi zagładą Polsce. Kukliński proponował przygotowanie planu akcji sabotażowej przeciwko armii ZSRR, która utrudni siłom radzieckim przejście przez Polskę na wypadek wojny, oraz zorganizowanie grupy zaufanych oficerów, którzy będą w stanie taką akcję dywersyjną przeprowadzić. Agenci CIA doskonale zdawali sobie sprawę z nierealności tego planu i z całą mocą usiłowali wybić mu go z głowy. – Zginiesz i do niczego nam ani Polsce się nie przydasz – tłumaczyli. – Żeby działać skutecznie, musisz działać w pojedynkę. Najlepiej, jeśli będziesz nas informował o radzieckich planach wojskowych. A my pomożemy ci działać".