Polski patriota

Liczę, że film „Jack Strong" sprawi, iż pułkownik Kukliński pozostanie „bohaterem niewygodnym" ?już tylko dla tych wojskowych z PRL, którzy mając jego wiedzę, nie mieli jego odwagi – pisze publicysta.

Publikacja: 24.01.2014 01:00

Andrzej Krajewski

Andrzej Krajewski

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz rg Rafał Guz

Red

Latami przyklejałem na sztabowych mapach symbole grzyba atomowego: niebieskie tam, gdzie uderzenia miały paść z Zachodu, czerwone tu, gdzie miały paść nasze. Nie mogłem nie myśleć, co te grzyby oznaczają...". Tych słów pułkownika Ryszarda Kuklińskiego nie ma w książce wydanej przez „Fakt" w serii „Prawdziwa historia". Jej tytuł: „Ryszard Kukliński: bohater czy zdrajca", a jeszcze bardziej jej treść przeczy jednak tytułowi serii. Zapowiadane na okładce „ujawnienie nieznanych kulis współpracy oficera Ludowego Wojska Polskiego z wywiadem USA" niczego istotnego nie ujawnia, natomiast prawie nie ma informacji o jak najbardziej prawdziwej nuklearnej zagładzie Polski, przyjętej przez Sowietów jako koszt ich ataku na Europę Zachodnią. A to właśnie zdradził NATO „najcenniejszy szpieg CIA w bloku sowieckim", polski patriota, pułkownik Ryszard Kukliński.

Pół zdania na 100 stron

Krzysztof Dubiński, autor książki, przedstawia kilka nowych informacji o działaniach tajnych służb PRL, które zna wyraźnie z pierwszej ręki. Jak choćby to, że po zajęciu Sajgonu przez wojska północnowietnamskie w 1975 r. został tam zaproszony szef polskiego wywiadu MSW i otrzymał wszystkie dokumenty, których nie zdążyli zniszczyć w swojej ambasadzie Amerykanie. Na Kuklińskiego nie znalazł się tam jednak ani jeden kwit. Albo to, że po prawie 20 latach od pobytu pułkownika w Sajgonie podczas śledztwa w jego sprawie odtworzono jego tamtejsze zarobki i wydatki – i wszystko zgadzało się co do grosza.

Ciekawe jest i to, że wbrew przekonaniu Kuklińskiego do ostatniej chwili, czyli ucieczki pułkownika, jego żony i dwóch synów z kraju 7 listopada 1981 r., polski kontrwywiad nie miał pojęcia o jego współpracy z Amerykanami. „Dopiero kilka dni po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego (13 grudnia 1981 r.) centrala wywiadu KGB w Jasieniewie pod Moskwą otrzymała od jednego ze swoich agentów w Stanach Zjednoczonych sygnał, że do USA zbiegł wysoko postawiony polski wojskowy pracujący dla CIA. KGB przekazało tę informację do Warszawy" – ujawnia Dubiński.

Są też obyczajowe smaczki o „koguciku" Kuklińskim i jego kochankach: polskiej blond piękności w Sajgonie; przyjaciółce, której przed wyjazdem z kraju powiedział: „Gdybym miał odwagę, to palnąłbym sobie w łeb", i o tajemniczej agentce, towarzyszącej mu w samolocie do Londynu, którym odleciał z angielskim paszportem i zmienionym przez CIA wyglądem.

Istocie sprawy Kuklińskiego, czyli przeciwstawieniu się zagładzie Polski podczas ataku wojsk Układu Warszawskiego na europejskie państwa NATO, Dubiński poświęca jednak zaledwie pół zdania na prawie 100 stron. Przedstawiając pierwsze spotkanie pułkownika z agentami CIA w Hadze w 1972 r., pisze: „Tłumaczył, że chce podjąć współpracę z armią amerykańską, bo uważa, że agresywna polityka militarna Kremla zmierza do wojny jądrowej, a to grozi zagładą Polsce. Kukliński proponował przygotowanie planu akcji sabotażowej przeciwko armii ZSRR, która utrudni siłom radzieckim przejście przez Polskę na wypadek wojny, oraz zorganizowanie grupy zaufanych oficerów, którzy będą w stanie taką akcję dywersyjną przeprowadzić. Agenci CIA doskonale zdawali sobie sprawę z nierealności tego planu i z całą mocą usiłowali wybić mu go z głowy. – Zginiesz i do niczego nam ani Polsce się nie przydasz – tłumaczyli. – Żeby działać skutecznie, musisz działać w pojedynkę. Najlepiej, jeśli będziesz nas informował o radzieckich planach wojskowych. A my pomożemy ci działać".

Ryszard Kukliński uznał, że nie można godzić się na unicestwienie Polski w imię planów Moskwy

Plan ataku na Fidżi

Teza o przekazywaniu przez Kuklińskiego Amerykanom radzieckich planów wojskowych jest jednak negowana. Najbardziej przez generała Wacława Szklarskiego ze Sztabu Generalnego, który na pytanie o to, w jakim stopniu Kukliński zaszkodził strategicznym interesom militarnym Moskwy, odpowiada: „Uważam, że w stopniu niewielkim. Kukliński do radzieckich dokumentów o charakterze strategicznym nie miał dostępu. Znałem dobrze Rosjan i wiem, że nie dowierzali żadnemu z państw Układu Warszawskiego, a w najmniejszym stopniu Polsce. Znałem plany użycia sił Wojska Polskiego wydzielanego na wypadek wojny. Do dzisiaj jestem przekonany, że plany te w rzeczywistości miały charakter operacji maskującej. Dowództwa państw sojuszniczych uzgadniały z Moskwą takie plany, ale najprawdopodobniej w sztabie generalnym armii radzieckiej istniały zupełnie inne dokumenty, których poza Rosjanami nikt na oczy nie widział".

Trudno nie przetrzeć oczu ze zdumienia. Coroczne ćwiczenia wojsk Układu Warszawskiego były jedynie „operacją maskującą"? Wolne żarty! Ich polski planista, pułkownik Kukliński, mówił: „Nie miałem żadnego bezspornego dowodu istnienia sowieckich planów ataku na zachodnią Europę, ale przecież do takiego niespodziewanego ataku Sowieci stale trenowali swoje i nasze wojska. Założenie ćwiczeń, które przez tyle lat przygotowywałem, było co prawda inne: to my odpowiadamy na atak NATO, ale Sowieci nie bawili się w taką ostrożność. Stwierdzali krótko: »Mieżdunarodnaja obstanowka bystro obostriełas« – sytuacja międzynarodowa gwałtownie się zaostrzyła. I dalej następowały już rozkazy, co należy robić. Nie mogę więc powiedzieć, że przekazałem Amerykanom kompletne radzieckie plany wojenne, ale na pewno poważną ich częścią było strategiczne rozwinięcie sił zbrojnych Układu Warszawskiego do wojny, radziecki plan mobilizacyjny drugiego rzutu, który znajdował się za wschodnią granicą Polski. Znałem też radzieckie plany wojenne pierwszego rzutu, który stacjonował w Niemczech – jak zostaną użyte, w jakim ruszą kierunku".

Jeśli więc w radzieckim sztabie generalnym istniały dokumenty, których żaden z sojuszników nigdy nie widział, to zawierały one takie same plany ataku na Zachodnią Europę, jakie przez lata były ćwiczone, a nie plany natarcia na Wyspy Fidżi czy Ziemię Ognistą. To oczywiste.

Szerokie tory na Śląsk

Moim zdaniem mowa o „operacji maskującej" przez generała Szklarskiego ma inny cel: to „operacja czyszcząca" sumienia polskich generałów z odpowiedzialności za zgodę na plany unicestwienia własnego kraju. Pułkownik Kukliński mówił na ten temat: „Ile osób w polskiej armii miało wiedzę taką jak ja? Myślę, że co najmniej wszyscy pracujący w Zarządzie Operacyjnym Sztabu Generalnego, czyli ci, którzy planowali wojnę. W zarządzie były dwa oddziały, pracowało w nich ponad 100 oficerów plus ich zwierzchnicy. To, co ja wiedziałem, musiało być zatem znane setkom ludzi, chociaż mogli oni nie chcieć sięgać tak głęboko, jak ja sięgnąłem. W swoim oficerskim gronie nieraz rozmawialiśmy o perspektywie przyszłej wojny, ale publicznie o ofensywnych planach Układu Warszawskiego nie mówiłem nigdy".

Wiedziało zatem ponad 100 osób, ale tylko on uznał, że nie można godzić się na unicestwienie Polski w imię planów Moskwy: „Zachód nie zdawał sobie sprawy, jak szybko ten drugi rzut strategiczny, mający przechodzić przez Polskę, mógł być gotowy. Chodziło mi więc o to, żeby dozbroić Zachód, żeby planów wojennych Związku Radzieckiego w ogóle nie można było wprowadzić w życie, żeby stały się nierealne. Tylko to mogło uchronić Polskę przed 400 do 600 uderzeniami jądrowymi planowymi przez NATO dla powstrzymania inwazji na Europę".

Tych informacji próżno szukać w książce Dubińskiego. Nic dziwnego, bo inaczej pytań o odpowiedzialność tych, którzy planowali marsz Frontu Polskiego w ramach Układu Warszawskiego na Zachód, nie sposób byłoby uniknąć.

A że nie były to tylko plany na papierze, świadczy budowa przez PKP w latach 70. XX w. prawie 400-kilometrowej szerokotorowej linii kolejowej od granicy z radziecką Ukrainą do Sławkowa w woj. śląskim. Oficjalnie miała służyć do przewozu rudy żelaza, faktycznie – do szybkiego transportu czołgów i rakiet z ZSRR jak najdalej na Zachód. „W planie perspektywicznym Rosjanie przewidywali przestawienie całej polskiej i NRD-owskiej kolei żelaznej od granic ZSRR aż do Łaby na trakcję szerokotorową – na koszt sojuszników" – informował NATO pułkownik Kukliński.

To, jak skutecznie ten jeden człowiek zmienił prawdopodobny przebieg przyszłej wojny, ocenił Zbigniew Brzeziński: „Informacje Kuklińskiego umożliwiły nam przygotowanie planów zniszczenia systemu dowodzenia i kontroli, zamiast zmasowanego kontrataku na czołowe pozycje przeciwnika, co uderzyłoby w całą Polskę". Chodziło o system „Albatros", trzech bunkrów dowodzenia na czas wojny w Polsce, Bułgarii i na zachodzie ZSRR, które dzięki informacjom Kuklińskiego NATO mogło unicestwić w kilka godzin od rozpoczęcia wojny przez Układ Warszawski.

Z długą bronią

Wiosną 1998 r., podczas pierwszej wizyty pułkownika w kraju „w mediach zwracano uwagę na szczelną obstawę, z jaką poruszał się Kukliński" – pisze Dubiński. – To ma być taki delikatny sygnał dla pułkownika, że nie może w kraju czuć się zbyt pewnie – miał mu powiedzieć jeden z oficerów BOR. „Pułkownik Kukliński dobrze zrozumiał ten dyskretny sygnał. W kraju, w którym komunistyczny dyktator, gen. Jaruzelski, spokojnie poruszał się w dyskretnym towarzystwie tylko dwóch ochroniarzy, jego chronić musiała cała grupa z długą bronią gotową do strzału. Miał świadomość, że dla wielu Polaków nie jest już zdrajcą. Dla wielu jest bohaterem. Ale bohaterem niewygodnym, najlepiej oglądanym z daleka" – podsumowuje Dubiński.

Liczę, że wchodzący do kin film Władysława Pasikowskiego „Jack Strong" sprawi, iż pułkownik Kukliński pozostanie „bohaterem niewygodnym" już tylko dla tych wojskowych z PRL, którzy mając jego wiedzę, nie mieli jego odwagi. Bo tylko do nich może odnosić się znana wypowiedź generała Jaruzelskiego: „Jeśli Kukliński jest bohaterem, to my wszyscy jesteśmy zdrajcami".

Autor jest dziennikarzem, był korespondentem TVP w Waszyngtonie, jest autorem książki o płk. Ryszardzie Kuklińskim „Zasługa dla Polski". Wypowiedzi pułkownika Kuklińskiego pochodzą z tej właśnie książki

Latami przyklejałem na sztabowych mapach symbole grzyba atomowego: niebieskie tam, gdzie uderzenia miały paść z Zachodu, czerwone tu, gdzie miały paść nasze. Nie mogłem nie myśleć, co te grzyby oznaczają...". Tych słów pułkownika Ryszarda Kuklińskiego nie ma w książce wydanej przez „Fakt" w serii „Prawdziwa historia". Jej tytuł: „Ryszard Kukliński: bohater czy zdrajca", a jeszcze bardziej jej treść przeczy jednak tytułowi serii. Zapowiadane na okładce „ujawnienie nieznanych kulis współpracy oficera Ludowego Wojska Polskiego z wywiadem USA" niczego istotnego nie ujawnia, natomiast prawie nie ma informacji o jak najbardziej prawdziwej nuklearnej zagładzie Polski, przyjętej przez Sowietów jako koszt ich ataku na Europę Zachodnią. A to właśnie zdradził NATO „najcenniejszy szpieg CIA w bloku sowieckim", polski patriota, pułkownik Ryszard Kukliński.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Jak uwolnić Andrzeja Poczobuta? Musimy zacząć działać
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa Ukraina–USA, czyli jak nie stracić własnego kraju