Gdy w 2005 roku opuszczałem kapłaństwo i zakon jezuitów, zaprzyjaźniona profesor Hanna Świda-Ziemba zadała mi jedno pytanie: „a czy pan ma kogoś?" i zaraz dodała, „no bo wie pan, nie jest dobrze człowiekowi być samemu". Moja odpowiedź wyraźnie ją uspokoiła i przeszliśmy do naszych zwykłych tematów, czyli rozmowy o możliwości dogadania się wierzących z niewierzącymi i co tak naprawdę ludzi łaczy. Zwykle dochodziliśmy do wniosku, że tym najmocniejszym spoiwem relacji międzyludzkich jest przyjaźń, a w sytuacjach wyjątkowych, akurat nam oboje to się przydarzyło, miłość, najlepiej gdy jest odwzajemniona.
Dodam może, że Świda-Ziemba była ateistką, choć wolała mówić o sobie, że „jest agnostykiem w sensie dosłownym". Ten agnostycyzm nauczył jej nieufności do prawd wygłaszanych nazbyt głośno i ze zbytnią pewnością siebie. Jednak znacznie ważniejsza była jej czułość w podejściu do życia i różnych sposobów artykułowania jego sensu. Zwłaszcza ludzi młodych, o których napisała kilka ważnych książek. Można powiedzieć, że oboje byliśmy sobą autentycznie zaciekawieni.
Ideologia singli
To wspomnienie obudził we mnie z jednej strony abp Marek Jędraszewski, a z drugiej prezes PiS Jarosław Kaczyński. Ten pierwszy, gdy z pasją w niedzielnym kazaniu w Kalwarii Zebrzydowskiej mówił właśnie o znaczeniu więzi międzyludzkich, a ten drugi, gdy z prawdziwą troską odpowiadał na pytania dziennikarzy związane z obecną sytuacją w naszym kraju. Jędraszewski łączył w kazaniu zamknięcie na drugiego człowieka z ateizmem, a co więcej, podpierał się w tym wywodzie św. Pawłem, który jak wiadomo, przez wielu ateistów, jak choćby przez Alaina Badiou czy Slavoja Žižka, jest bardzo ceniony jako niezwykle skuteczny ideolog chrześcijański. Zresztą sam apostoł Paweł jest wzorem otwartości na innych, czego przykładem jest jego mowa na Areopagu ateńskim.
Tymczasem Jędraszewski powiada, że „św. Paweł mówi, że nikt z nas nie żyje dla siebie i nie umiera dla siebie. Jesteśmy otwarci na innych. Dzięki nim i z nimi żyjemy. Pełne życie człowieka oznacza jego otwarcie, najpierw na Boga, wbrew coraz bardziej agresywnym ideologiom materialistycznym i ateistycznym, które pragną wedrzeć się do naszych serc i umysłów". Otóż zdaniem wielu ateistów to właśnie odejście od wiary, pojmowanej jako „opium dla ludu" umożliwia pełne zaangażowanie się w relacje z innymi. Ten spór jest nierozstrzygalny, jedynym kryterium jest rozdział 25 Ewangelii Mateusza, gdzie mowa jest o praktyce życiowej.
Jednak najbardziej zdumiewające w kaznodziejskim wywodzie Jędraszewskiego okazały się jego rozważania o „ideologii singli" i, to już tradycyjnie, o „niebezpieczeństwach ideologii LGBT". Sprawa niby znana, bo przecież krakowski metropolita nas już z tą problematyką oswoił, ale jednak, jak się okazuje, potrafi ciągle wydobyć nowe aspekty. Mam nieodparte wrażenie, że arcybiskup ciągle rozmyśla o LGBT. Właśnie rozmyśla jako singiel, a więc człowiek samotny, bo w tym, co mówi, trudno dostrzec nawet ślady rozmów z ludźmi, których z taką pasją piętnuje i stygmatyzuje.