Jak wiadomo, o wszystkim powiedziano już wszystko, ale ja spytam: o czym powiedziano najwięcej razy od zarania dziejów?
Jako stary lowelas i pięknoduch, parę lat temu wybrałem się z Kasią do królewskiego Wilanowa, aby na kanwie pięknej wystawy „Amor Poloniae" posłuchać debaty znawców o semantycznej ewolucji różnych miłosnych pojęć. Arcyciekawie mówili wszyscy, lecz zapamiętałem przede wszystkim pana profesora Jana Miodka, który, zwracając uwagę słuchaczy na wyrazistą odmienność zakochania i miłości, wymienił trzy słowa jako wyróżniki tej ostatniej: PEWNOŚĆ, STABILNOŚĆ i BEZPIECZEŃSTWO (zanotowałem na gorąco). Pragnę od siebie dodać jeszcze trzy: DOJRZAŁOŚĆ, BLISKOŚĆ oraz CZUBIASTOŚĆ.
Z moich przebogatych doświadczeń kochliwego sześćdziesięciolatka wynika jasno, po pierwsze, że prawdziwa miłość jest procesem niesłychanie zależnym od czasu: rośnie, rozwija się, zmienia, przekształca, maceruje i właśnie DOJRZEWA przez całe swoje życie. Jako dawny fizyk, porównałbym jej „wykres główny" do fragmentu hiperboli równoosiowej (szybki wzrost od jakichś 10% w stadium zadurzenia, przez jakieś 50% w dniu małżeństwa, do jakichś 75% dziesięć lat później; potem, jeszcze wolniej, do asymptoty 90% na złote gody).
Po drugie, w trakcie tych procesów powstaje niezwykła duchowa BLISKOŚĆ. Pismo mówi, że mąż i żona opuszczają swych rodziców i z wolna stają się „jednym ciałem" (Mk 10, 11-12), a ja bym porównał dojrzałą miłość dwojga ludzi do korzeni dwóch drzew rosnących latami na wyciągnięcie gałęzi: tak są już wzajemnie przerośnięte i tak ze sobą splątane, że trudno orzec, które kłącza i włośniczki do kogo należą. [Dlatego starych drzew nie rozdziela się i nie przesadza. Stare drzewa schną i umierają].
Najdziwniejszym zjawiskiem w takiej miłości jest jej CZUBIASTOŚĆ („kto się lubi, ten się czubi"). Mam na myśli zwykłe spory, czasem kłótnie, niekiedy nawet nawałnice z piorunami i kilkudniową późniejszą ciszą... Wydawałoby się, że tak burzliwe emocje burzą, jak sama nazwa wskazuje, miłosny związek, a tymczasem jest wręcz odwrotnie: mają one (oczywiście w wydaniu umiarkowanym!) moc uzdrawiającą i krzepicielską. Powiem więcej: źle wróżę nazbyt zgodnym stadłom...