Jarosław Gowin dwadzieścia lat temu w książce „Kościół po komunizmie" wprowadził rozróżnienie jego polskich członków na katolików „otwartych" i „zamkniętych". Typologia ta od razu zaczęła w niektórych środowiskach kościelnych w Polsce budzić opory, a równocześnie była eksploatowana na wiele sposobów zwłaszcza przez publicystów, interesujących się stanem Kościoła w naszym kraju.
Chociaż niewątpliwie istniała i wtedy korelacja między poglądami politycznymi a „otwartym" lub „zamkniętym" podejściem do katolicyzmu, nie była to jednak kategoria dominująca. Mało kto dopatrywał się bezpośrednich przyczyn rysujących się w Kościele katolickim w Polsce różnic w zapatrywaniach na sprawy polityczne. Jeśli już, raczej doszukiwano się wpływów w odwrotnym kierunku.