Marek Budzisz: Potrzebujemy „pokoju Bożego” między PO i PiS, bo ważą się losy Polski

W imię przyszłości i przetrwania państwa polskiego Donald Tusk i Jarosław Kaczyński muszą zakończyć polsko-polską wojnę domową i zmienić swe polityczne strategie. Każda z nich nie tylko jest polaryzacyjna, pozbawiająca Polskę narodowej jedności, ale również oznacza, że jej finał będziemy oglądać w tym samym czasie, kiedy decydować się będzie przyszłość naszego świata.

Publikacja: 14.01.2025 04:49

Donald Tusk, Jarosław Kaczyński

Donald Tusk, Jarosław Kaczyński

Foto: PAP/Radek Pietruszka

21 stycznia Donald Trump obejmuje władzę w Stanach Zjednoczonych. Już teraz, na podstawie wielu wypowiedzi prezydenta elekta i jego współpracowników, ale też podjętych działań widać, że czekają nas daleko idące zmiany. W kwestii zakończenia wojny w Ukrainie najważniejsze decyzje – określające zarówno kształt pokoju, jak i szerzej ujmując: mające wpływ na geostrategiczną sytuację w naszym regionie – zapadną w najbliższych miesiącach.

Czytaj więcej

Zaprzysiężenie Donalda Trumpa: Kiedy obejmie urząd prezydenta USA?

Donald Trump powiedział niedawno, że zakończenia wojny można spodziewać się w ciągu 180 dni od jego inauguracji. Większym optymistą jest generał Keith Kellog, specjalny wysłannik Trumpa ds. Ukrainy i Rosji, którego zdaniem, aby zaprowadzić pokój, Ameryka potrzebowała będzie 100 dni. Kellog niedługo odwiedzi Kijów, podobnie jak premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer, który ma po raz pierwszy od zwycięskich dla niego wyborów udać się do stolicy Ukrainy. Jak wynika z doniesień Bloomberga, jedzie on tam po to, aby przedyskutować warunki wysłania brytyjskich żołnierzy, którzy już po zakończeniu aktywnej fazy wojny mieliby wchodzić w skład międzynarodowego korpusu stabilizacyjnego.

Ukraina potrzebuje szybko pokoju

Byłem w Kijowie wraz z zespołem Strategy & Future w zeszłym tygodniu i z wielu rozmów, jakie tam mieliśmy z przedstawicielami świata polityki, ekspertami, ale również wojskowymi, wynika w gruncie rzeczy podobny obraz. „»Zasobów wytrwałości« starczy nam jeszcze na pół roku” – powiedział mi jeden z rozmówców w mundurze. Potem Ukraina nie upadnie, ale będzie coraz gorzej.

Czytaj więcej

"FT": Dostawy broni dla Ukrainy. Donald Trump zdecydował i postawi warunki?

Nawet jeśli te szacunki są zbyt pesymistyczne, to i tak mówimy o najbliższych sześciu, może dziewięciu miesiącach, kiedy trzeba doprowadzić do zakończenia wojny. Na jakich warunkach się to dokona, może okazać się jedną z najważniejszych decyzji również dla Polski, bo ograniczenie suwerenności naszego sąsiada w konsekwencji może też prowadzić do osłabienia i naszego położenia.

Ten kalendarz geostrategiczny nie koresponduje, niestety, z polskim kalendarzem politycznym. Oznacza to, że jeśli zainteresowani będziemy wyłącznie wyborami prezydenckimi, których pierwsza tura ma się odbyć w połowie maja, a finał 1 czerwca, to albo nie będziemy mieć wpływu na najważniejsze dla naszej przyszłości decyzje geostrategiczne, albo nasz udział w kształtowaniu regionalnego porządku będzie ograniczony.

Stanie się tak dlatego, że strategie polityczne obydwu najważniejszych graczy, a mam na myśli Platformę Obywatelską i PiS, nie tylko destruują nasze państwo, ale również osłabiają pozycję przetargową tych, którzy sprawują władzę.

Samobójcze strategie PO i PiS, kiedy decydują się losy Ukrainy

Nie wypowiadam się często w sprawach polskiej politycznej wojny domowej, ale teraz odstąpię od tej zasady, bo sprawy są zbyt poważne. Zacznę od opozycji, która chce wygrać wybory prezydenckie, a następnie, niesiona falą tej wiktorii, doprowadzić do rozpadu obecnej koalicji. I albo zawiązać nową większość w Sejmie, albo rozwiązać parlament i przeprowadzić zwycięskie dla siebie wybory. Rządząca dziś koalicja z premierem Donaldem Tuskiem na czele nie skrywa zaś intencji, w świetle których wprowadzenie jej kandydata do Belwederu będzie pierwszym krokiem na drodze do „domknięcia systemu”, osłabienia opozycji, „zrobienia porządku” z niewygodnymi mediami.

Każda z tych politycznych strategii jest nie tylko polaryzacyjna, pozbawiająca Rzeczpospolitą narodowej jedności, ale również oznacza, że jej finał będziemy oglądać w tym samym czasie, kiedy decydować się będzie przyszłość naszego sąsiada, a niewykluczone, że w dłuższej perspektywie również nas. Zajęci wówczas własnymi sporami nie będziemy mieć ani energii, ani pozycji, ani też szacunku i wsparcia sojuszników niezbędnych do tego, aby wpływać na kształt kluczowych dla naszej przyszłości decyzji.

Jarosław Kaczyński i Donald Tusk muszą – innymi słowy – dziś zdecydować, czy chcą w polskiej historii, w której już są obecni, zapisać się w kategorii polityków rzędu Piłsudskiego i Dmowskiego, czy może raczej płk. Koca i prezesa Bieleckiego. Ci ostatni to również istotne dla II Rzeczypospolitej postacie, ale jednak nieco innego niż dwaj pierwsi formatu.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Jarosław Kaczyński zmienia PiS tak, by wszystko zostało po staremu

Co powinni dziś zrobić Jarosław Kaczyński i Donald Tusk

W imię przyszłości i przetrwania państwa polskiego muszą oni zakończyć polsko-polską wojnę domową i zmienić swą polityczną strategię. Prezes Kaczyński powinien, moim zdaniem, zrezygnować z marzeń o destrukcji obecnej większości i przedterminowych wyborach parlamentarnych, jeśli popierany przezeń kandydat wygra wybory prezydenckie. Z kolei Donald Tusk winien zejść z drogi, na której się znajduje i która znaczona jest represjami wobec działaczy opozycji, groźbami wobec niewygodnych mediów czy wstrzymywaniem należnej subwencji budżetowej dla największej partii opozycji. Czyli Kaczyński powinien oświadczyć: „damy wam dokończyć kadencję”, a Tusk zrezygnować z „dorzynania watahy”, by zająć się sprawami Polaków.

Inicjatywa jest w tym wypadku po stronie rządzących, którzy muszą wykonać pierwszy krok. Jeśli premier tego nie zrobi, to wojna polsko-polska będzie trwać – opozycja, nie mając wyboru, będzie się bronić, a jeśli wygra wybory prezydenckie, Polska zostanie politycznie sparaliżowana. To, co dziś obserwujemy w przypadku Francji i Niemiec, stanie się udziałem naszej ojczyzny, z tą wszakże różnicą, że nasz potencjał jest znacznie mniejszy.

Czytaj więcej

Sondaż: Donald Tusk jest dobrym premierem? Wiemy, co sądzą Polacy

Wyzwania międzynarodowe wymagają ogłoszenia w Polsce „pokoju Bożego” między PO i PiS

Dlaczego trzeba dziś ogłosić w Polsce polityczny „pokój Boży”? Powód jest zasadniczy. Otóż nowa administracja USA do momentu, kiedy okrzepnie, a zajmie jej to najwyżej trzy miesiące, decydowała będzie o kierunku amerykańskiej „wielkiej strategii”. Nie będzie „porzucenia Europy”, czego obawia się wielu komentatorów, raczej należy spodziewać się zmiany priorytetów, przesunięcia akcentów. Ta „depriorytetyzacja” – jak nowy kształt amerykańskiej polityki nazwali eksperci The Marathon Initiative – oznaczać będzie, że Ameryka większe ciężary w zakresie bezpieczeństwa przełoży na sojuszników. Ale jej docelowy model może przybrać jedną z dwóch formuł.

W pierwszej, którą roboczo możemy określić mianem „izraelskiej”, Waszyngton wybiera sobie kluczowego sojusznika, który odgrywa w danym regionie rolę siły pierwszego reagowania gwarantującej równowagę. Amerykanie utrzymują zdolność do interwencji, ale ograniczoną do sytuacji, kiedy pojawić się może groźny i rosnący w siłę rywal regionalny. W przypadku Europy Środkowej możemy mieć raczej do czynienia z grupą państw odgrywających rolę „Izraela Wschodu”, co wynika z faktu relatywnej słabości naszej części Europy wobec Rosji.

Drugi wariant oznacza skupienie się Waszyngtonu na kontroli „łańcucha eskalacji”. Chodzi o utrzymanie takich zdolności, aby być w stanie kontrolować ewentualną przyszłą wojnę zarówno horyzontalnie, jak i wertykalnie, czyli dbać o to, aby nie przekształciła się ona z lokalnego starcia w regionalne czy globalne i nie doszła do poziomu konfliktu nuklearnego. Z grubsza jak ten wariant wygląda, możemy dowiedzieć się, obserwując politykę administracji Joe Bidena wobec Ukrainy.

O jaką politykę zagraniczną USA powinna walczyć Polska

Ani w „wariancie izraelskim”, którego praktyczną realizację też mogliśmy obserwować w tym roku na Bliskim Wschodzie, ani tym bardziej w modelu „kontroli eskalacyjnej” Stany Zjednoczone nie angażują się bezpośrednio, choć gołym okiem widać, który z nich jest lepszy dla państw takich jak Polska. Musimy optować za „wariantem izraelskim” dla naszego regionu, bo on oznacza transfer technologii, również wojskowej, wsparcie militarne i kapitałowe, obecność wojskową Amerykanów zabezpieczających tyły i znacznie większą samodzielność zagrożonych państw.

Czytaj więcej

Andrzej Duda nie leci na inaugurację. Dlaczego Donald Trump go odrzucił?

W modelu „kontroli eskalacyjnej” Ameryka nie musi wiele zmieniać. Może wojskowo być nadal obecna przede wszystkim w Niemczech i Włoszech, nie jest zmuszona do transferu technologii i kapitału na rzecz sojuszników, których ciężar gatunkowy mógłby w wyniku takich posunięć wzrosnąć. Ten model zakłada też, niestety, że państwa takie jak Polska stają się raczej terenem przyszłego ewentualnego starcia, a nie wysuniętym bastionem.

Możemy być umocnionym bastionem, ale tylko w modelu izraelskim. On też zakłada, że ewentualna wojna z Rosją będzie toczona na Białorusi. Takiego starcia NATO nie wygra, jeśli nie wzrosną zdolności naszych sił zbrojnych, Amerykanie nie zmienią dyslokacji swych sił w Europie (bo nie możemy pozostawić odkrytych tyłów) i w gronie kolektywnego „Izraela Europy” nie będzie Ukrainy.

Dlaczego Polska potrzebuje strategicznego sojuszu z Ukrainą

Rola naszego sąsiada jest w tym wypadku kluczowa z trzech powodów – obecnego potencjału wojskowego, doświadczeń i umiejętności wyniesionych z trwającej wojny i najważniejszego: tego, że flankuje ona rosyjskie siły. Ukraina też musi rozwiązać strategiczny problem, jaki stanowi dziś dla niej Białoruś, bo nie może normalnie funkcjonować ze świadomością, że Rosjanie po okresie „pieriedyszki” uderzą z terenu ich północnego sąsiada, odcinając jej kanały zaopatrzenia. Ten czynnik, a mowa o podstawowym interesie strategicznym, a nie żadne marzenia o braterstwie i przyjaźni, jest najlepszym fundamentem przyszłego sojuszu między Polską a Ukrainą. To porozumienie wzmacnia też siłę odstraszania. Rosjanie nie zaryzykują uderzenia na Polskę (nie dotyczy to Bałtów i Finlandii), o ile będziemy w sojuszu strategicznym z flankującą ich siły od południa Ukrainą.

Z tego też powodu polskie elity w nadchodzących miesiącach, zamiast tracić energię na jałowe i groźne dla naszych interesów państwowych spory, winny zacząć myśleć i działać na rzecz przejścia do modelu „Izrael Wschodu”, wzajemnie się wspierając. Nie stanie się nim Ukraina, bo już jest państwem zbyt osłabionym, ale ten model może zostać zbudowany w oparciu o sojusz państw mających podobny interes strategiczny.

Czytaj więcej

Michał Kujawski: Relacje polsko-ukraińskie są znacznie lepsze, niż mogłoby się wydawać

Jak zostać kolektywnym „Izraelem Wschodu”

Myślę, że pierwszy krok prócz Polski winny wykonać państwa skandynawskie i bałtyckie, a także tradycyjnie zainteresowana naszym regionem Wielka Brytania. Krokiem drugim, ale na rzecz jego wykonania musimy już dziś zacząć pracować, winno być wprowadzenie do tej „koalicji chętnych” Ukrainy. Może się to dokonać jedynie w wyniku zawarcia polsko-ukraińskiego sojuszu strategicznego. I wreszcie kolejnym posunięciem, ale w tej, a nie innej kolejności, winno być doproszenie do tego formatu Niemiec i Holandii. W przeciwnym razie nasi zachodni sąsiedzi, którzy nie mogą pozbyć się myśli, iż są predestynowani do roli przywódczej w Europie, nie uznają równorzędności partnerów, a to jest warunkiem zaakceptowania nowego ładu zarówno w Warszawie, jak i w Kijowie.

Jest jeszcze jedna kwestia, o której musimy pamiętać. W Ukrainie wraz z zawarciem porozumienia o zawieszeniu broni odbędą się wybory prezydenckie i parlamentarne. Po moich rozmowach w Kijowie jestem pewien dwóch spraw. Po pierwsze, nastąpią tam głębokie przegrupowania. Po drugie, są siły zainteresowane strategicznym porozumieniem z Polską. Jeśli i tym razem przeoczymy rysującą się szansę, to nie ułożymy, na nowych zasadach, stosunków z naszym ukraińskim sąsiadem. Nie zbudujemy regionalnego aliansu, który zapewni nam pokój, a Ukrainie zdolności do odbudowy. Nie wpłyniemy wreszcie na korzystny dla nas przebieg i końcowy kształt ewolucji amerykańskiego systemu bezpieczeństwa.

Panowie Tusk i Kaczyński! Pora nawiązać kontakt z rzeczywistością (geostrategiczną) i wreszcie zacząć myśleć o wielkiej strategii Polski, bo bez niej może się okazać, że wasze walki będziecie toczyć w przyszłości na emigracji.

Autor

Marek Budzisz

Historyk, dziennikarz, publicysta, członek think tanku Strategy & Future

21 stycznia Donald Trump obejmuje władzę w Stanach Zjednoczonych. Już teraz, na podstawie wielu wypowiedzi prezydenta elekta i jego współpracowników, ale też podjętych działań widać, że czekają nas daleko idące zmiany. W kwestii zakończenia wojny w Ukrainie najważniejsze decyzje – określające zarówno kształt pokoju, jak i szerzej ujmując: mające wpływ na geostrategiczną sytuację w naszym regionie – zapadną w najbliższych miesiącach.

Donald Trump powiedział niedawno, że zakończenia wojny można spodziewać się w ciągu 180 dni od jego inauguracji. Większym optymistą jest generał Keith Kellog, specjalny wysłannik Trumpa ds. Ukrainy i Rosji, którego zdaniem, aby zaprowadzić pokój, Ameryka potrzebowała będzie 100 dni. Kellog niedługo odwiedzi Kijów, podobnie jak premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer, który ma po raz pierwszy od zwycięskich dla niego wyborów udać się do stolicy Ukrainy. Jak wynika z doniesień Bloomberga, jedzie on tam po to, aby przedyskutować warunki wysłania brytyjskich żołnierzy, którzy już po zakończeniu aktywnej fazy wojny mieliby wchodzić w skład międzynarodowego korpusu stabilizacyjnego.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Ilu prezydentów wytrzyma Polska?
Opinie polityczno - społeczne
Uroczystość zaprzysiężenia Trumpa będzie przeglądem nowego układu sił
Opinie polityczno - społeczne
Jakub Chabik: Dlaczego mężczyźni są w Polsce dyskryminowani?
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Duet Trump–Musk. Najważniejszy stand-up świata i jego konsekwencje
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Krzyżak: Czy święty papież Polak pomoże Karolowi Nawrockiemu wygrać wybory