W demokracji, jeśli grupa społeczna ma jakieś potrzeby, troski i oczekiwania, to rolą polityków jest je podjąć, przygotować rozwiązania, a następnie przekonywać, że właśnie ich partia wdroży je najlepiej i to na nich warto oddać głos. Zdumiewające, że politycy nie postrzegają problemów mężczyzn w ten sposób!
Mężczyźni mają dosyć protekcjonalnego tonu i traktowania ich jako problem
Przemówić powinien zwłaszcza przykład Kamali Harris: najpierw jej sztab mężczyzn ignorował, następnie wypuścił reklamy „Hidden vote”, które mężczyznę portretowały jako chcącego narzucić wybór innym. Tuż przed głosowaniem demokraci rozpaczliwie apelowali do męskiego elektoratu, aby kierował się nie własnym interesem, lecz „obowiązkiem wobec tych, których kochają”. Bez rezultatu: tylko 42 proc. mężczyzn zagłosowało na Harris. Kandydatce demokratów udało się nawet zniechęcić młodych – jeszcze w 2018 r. 19 pkt proc. więcej młodych mężczyzn głosowało na demokratów; w 2024 r. było to 13 pkt proc. na ich niekorzyść.
Czytaj więcej
We współczesnych liberalnych demokracjach faceci czują się coraz gorzej. I mają do tego pewne realne powody. Jakkolwiek może to dla kogoś brzmieć śmiesznie, to mają wrażenie dyskryminacji. Czy słusznie?
Ewidentnie zmieniły się nastroje i świadomość społeczna. Mężczyźni mają dosyć protekcjonalnego tonu i traktowania ich jako problem i przedmiot, a nie podmiot polityk publicznych. Na dodatek dzięki mediom społecznościowym ta grupa uzyskała samoświadomość własnych interesów oraz wspólny język i poczucie siły.
Spójrzmy teraz na Polskę. Według badania IPSOS aż 49 proc. Polaków uważa, że „zaszliśmy tak daleko w promowaniu równości płci, że dyskryminujemy mężczyzn”. Wyniki te zostały przyjęte przez publicystów ze zdumieniem i dezaprobatą. Tymczasem w rzeczywistości jest wiele przykładów, że tak właśnie się dzieje.