Reklama

Estera Flieger: Panie prezydencie, proszę dać Eisenbergowi polskie obywatelstwo

Polska się zmieniła, ale czy my sami to widzimy? Jeśli spojrzymy na kraj oczami bohaterów filmu „Prawdziwy ból” Jesse’ego Eisenberga, okaże się, że Polska zachwyca. Może czas więc pożegnać się z kompleksami?

Publikacja: 15.11.2024 04:38

Amerykański aktor Jesse Eisenberg na premierze filmu "Prawdziwy Ból" w swojej reżyserii

Amerykański aktor Jesse Eisenberg na premierze filmu "Prawdziwy Ból" w swojej reżyserii

Foto: PAP/Albert Zawada

Łona i Weber w jednym z moich ulubionych utworów „Co tam, mordo?” rapują: „Co poradzić, gdy ponure mnie tu wjeżdża saudade”. To pewien rodzaj melancholii właściwy kulturze Portugalii, ale także hiszpańskiej Galicji. „Rodzaj nostalgii związanej z silną waloryzacją przeszłości, kontemplacją przemijania i piękna rozkładu, odbieranej z subtelną dumą i radością, w sposób pozytywny”, definiuje internetowa encyklopedia. To coś jak kurz, który unosi się w tlącym jeszcze powietrzu schyłkowym latem. Nic więc dziwnego, że szczecińscy raperzy opiewają go w rytmie samby.

Ale jeśli istnieje coś takiego jak „polska dusza”, to galicyjskie „saudade” pasuje jak ulał i do naszej Galicji – Wschodniej. I świetnie, bardzo czule sportretował je właśnie Jesse Eisenberg – reżyser i scenarzysta filmu „Prawdziwy ból”.

„Prawdziwy ból” Jesse’ego Eisenberga: Polska bez kompleksów

David i Benji (Eisenberg i Kieran Culkin) to kuzyni. Ich babcia przeżyła Zagładę i wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. W testamencie zapisała mężczyznom pieniądze na wycieczkę do Polski. Odłączają się od zorganizowanej grupy i stają wreszcie u drzwi jej domu. Jeden z bohaterów jest poukładany, drugi zupełnie pogubiony. Wcześniej oddaleni, teraz próbują się zrozumieć.

Czytaj więcej

Estera Flieger: Jaka Polska jest warta poświęceń?

Amerykańscy Żydzi przyjeżdżają do Polski poszukiwać korzeni? Byłam sceptyczna. Spodziewałam się tego co zawsze: stereotypy, szarzyzna i nic nowego. A okazało się, że to jeden z tych filmów, który przypomina, za co kocha się kino. I Polskę. Widziana oczyma Amerykanów zachwyca: zielona, sentymentalna, sfilmowana przy pomocy palety barw ciepłych. Wypełnione architekturą kadry, muzyka Chopina. Ale żadnego kiczu i epatowania bólem, który ma zresztą różne wymiary. Jest jak u Leopolda Staffa, który w „Przedśpiewie” pisał: „I pochwalam tajń życia w pieśni i w milczeniu / Pogodny mądrym smutkiem i wprawny w cierpieniu”.

Reklama
Reklama

Kreacje Eisenberga i Culkina są wielkie

Kiedy David i Benji lokalizują dom babci, nie spotyka ich nic złego, a wręcz przeciwnie – młody syn sąsiada bez trudu rozmawia z nimi po angielsku, jest ciekawy drogi, którą pokonali, ma w sobie sporo empatii. Polska się zmieniła, ale czy my sami to widzimy? Jeśli spojrzymy na kraj oczami dwóch Amerykanów, okaże się, że zachwyca. Może czas więc pożegnać się z kompleksami?

Jest to obraz wrażliwy, a kreacje Eisenberga i Culkina są wielkie. Reżyser, scenarzysta i aktor zresztą stara się o polskie obywatelstwo. Nam tej jego czułości wobec siebie samych czasem brakuje. Kiedy my się tej chopinowskiej wierzby wstydzimy – bo tandeta, bo egzaltacja – Eisenberg czaruje „galicyjskim” saudade, wiedząc, gdzie ma przeszywać, i medytując nad splecionymi ze sobą pięknem i bólem przemijania.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Komu podziękować za transformację
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Gdyby Rosjanie finansowaliby dziś Leszka Millera, użyliby bitcoina
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Żaryn: Strategia bezpieczeństwa USA? Histeria niewskazana, niepokój uzasadniony
Analiza
Rusłan Szoszyn: Łukaszenko uwolnił opozycjonistów. Co to oznacza dla Białorusi
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Świat jako felieton Donalda Trumpa
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama