Strzembosz: Najważniejsza rzecz w kulturze? Nie przeszkadzać!

Kultura według Donalda Tuska ma bowiem nieskończony szereg zadań: po pierwsze, drugie, tysięczne i ostatnie – nie przeszkadzać!

Publikacja: 31.07.2024 04:30

Donald Tusk

Donald Tusk

Foto: PAP/Marcin Obara

Wiele lat temu Donald Tusk przegrał z filmowcami wojnę o ustawę o kinematografii. Spotkał się potem z nami i przyznał, że nie miał racji. A zaraz potem usiłował uciąć 50 proc. kosztów uzyskania w umowach o dzieło. Ponieważ umowy te są nadużywane – zwłaszcza w świecie PR i tzw. ekspertów, którzy pisane na zamówienie „ekspertyzy” nazywają dziełami, by odliczyć sobie trochę grosza od podatku, zaproponowałem wtedy, by nie wylewać dziecka z kąpielą, tylko po prostu ograniczyć przywilej do autentycznych twórców, co można zrobić na dwa sposoby: otwarty – zapisując w ustawie, że koszty uzyskania 50 proc. przysługują tylko dziełom, które są lub mogą być tantiemizowane; albo zamknięty – po prostu umieszczając katalog dzieł mających 50 proc. kosztów uzyskania.

Czytaj więcej

Sondaż dla "Rzeczpospolitej": Czy sprawa aborcji pokona koalicję rządzącą?

Wziął mnie wtedy na bok pewien kumaty działacz ówczesnego PO i powiedział w prostych i uprzejmych słowach mniej więcej tak: „Głupi naiwniaku i ciemny człowieku, tu nie chodzi o pieniądze, tylko by twórcy zrozumieli, że jak wchodzą politykom w paradę na jednym poletku, to równocześnie ryzykują pogrom na innym poletku, by sobie nie myśleli, że mogą wszystko – dlatego na dłuższą metę lepiej jest prosić, niż się domagać”.

Piratów więcej niż twórców?

Zapamiętałem tę lekcję, choć wyciągnąłem z niej odmienne wnioski – uznałem, że jeżeli twórcy chcą być naprawdę obywatelami, to muszą nieustannie przypominać władzy w możliwie dosadny sposób, że władza pracuje dla nas, a nie my dla niej. To mi przyprawiło gębę hunwejbina i wroga PO, ale póki o niezależność i podmiotowość upominali się też inni liderzy środowisk twórczych, tacy jak ówczesny prezes Związku Kompozytorów Polskich Jerzy Kornowicz czy prezes SFP Jacek Bromski, władza zmuszona była do dialogu i poważnego traktowania przynajmniej niektórych postulatów środowisk twórczych. Oczywiście nie było mowy o dokończeniu transformacji kinematografii z chałupnictwa w przemysł, bo filmowcy byli najbardziej winni. Więc natychmiast po objęciu władzy w 2007 r. PO skasowała projekt „Miasteczka filmowego”, co pozwoliło innym krajom o słabszej tradycji, takim jak Węgry czy Rumunia, rozwinąć zamiast Polski nowoczesny przemysł filmowy.

Nie było też mowy o ustawie o zachętach inwestycyjnych, którą na złość PO wprowadził dopiero następny rząd PiS. Ale w 2009 roku twórcom udało się przejąć organizowany przez Ministerstwo Kultury Kongres Kultury w Krakowie, pokłosiem którego była obywatelska ustawa medialna, początkowo poparta i przez PiS i PO, ale utopiona przez PO po katastrofie smoleńskiej, oraz powstanie ruchu Obywatele Kultury, który domagał się przeznaczania minimum 1 proc. budżetu państwa na kulturę. Ruch był w dużej mierze inicjowany przez zwolenników PO: Pawła Potoroczyna, Beatę Stasińską, Katarzynę Mazurkiewicz, Michała Merczyńskiego czy Beatę Chmiel, ale zatoczył dużo szersze kręgi, stając się na chwilę dość ważnym ruchem społecznym.

Nie było też mowy o ustawie o zachętach inwestycyjnych, którą na złość PO wprowadził dopiero następny rząd PiS

Należałem do niego także ja, choć akurat miłośnikiem rządu nie byłem. Ruch się de facto skończył, gdy zaproponowałem rozszerzenie grona koordynatorów na ludzi popierających PiS, by lobbowanie mogło być skutecznie podparte groźbą utracenia poparcia ludzi kultury na rzecz opozycji. Propozycja została z oburzeniem odrzucona, przy okazji okazało się, że Beata Chmiel konsultuje wszystkie ważne ruchy z ministrem Michałem Bonim, tym samym, który kiedyś na pytanie, czemu rząd nie zwalcza internetowego piractwa, odpowiedział zgrabnie: „bo piratów jest więcej niż twórców” i który promował taki kształt cyfryzacji zasobów polskiej kultury, że stałyby się one własnością Google’a.

Pogrom ludzi kultury

Obywatele Kultury zaczęli się więc kisić we własnym gronie i poza legendą niewiele zostało. Na pewno nie moc sprawcza, co udowodnił następny rząd PiS, który Obywateli Kultury po prostu zignorował, co było tym łatwiejsze, że w ich gronie nie miał żadnych zwolenników. Ale lekcja z Obywatelami Kultury została jednakowoż przez Donalda Tuska jakoś zapamiętana, gdyż nową ministrą kultury została Hanna Wróblewska, jedna z liderek ruchu, ówczesna szefowa Zachęty, następnie przez PiS z tej Zachęty usunięta. Tym ruchem ustrzelił dwie pieczenie – przede wszystkim zapewnił sobie spokój w środowisku Obywateli Kultury, bo kto będzie atakował jedną z liderek?

Czytaj więcej

Była dyrektor Zachęty, Hanna Wróblewska, zastępuje Bartłomieja Sienkiewicza

A po drugie, po załatwieniu najważniejszej rzeczy, czyli przejęciu mediów publicznych przez Bartłomieja Sienkiewicza, uczynił szefem resortu kogoś bez realnego znaczenia politycznego i bez charakteru ani zdolności do samodzielnej gry. Bo w międzyczasie środowiska twórcze znów zaczęły się domagać podmiotowego traktowania i reformy prawa autorskiego, które realizowałoby zasady europejskiej dyrektywy żądającej ustanowienia tantiem z internetu dla twórców. Po masowych protestach, których twarzą były dwie reżyserki filmowe, Elżbieta Benkowska i Katarzyna Warzecha, jeszcze w czasach Sienkiewicza, padła obietnica uwzględnienia postulatów twórców, a po kolejnych protestach polskich wydawców, także postulatów rodzimego przemysłu wydawniczego. Już wtedy wiedziałem, że choć sprawy na jednym poletku zostały załatwione, na innym czeka nas, ludzi kultury, pogrom.

Warto tu zauważyć, że wobec słabości ministra, w imieniu ministerstwa dużą część polityki prowadzi samozwańczo Maciej Dydo, dyrektor departamentu, blisko związany z polskimi menedżerami Netfliksa. To on w dużej mierze naraził rząd na protesty twórców, a równocześnie wobec części twórców pozycjonuje się jako ich rzecznik, jedyna osoba, która może cokolwiek w ministerstwie załatwić.

Tylko z pozoru wygląda to na ryzykowną grę, skoro sprawca kłopotów rządu z twórcami dobrze wie, że w resorcie jest tylko jedna kompetentna osoba, wiceminister Andrzej Wyrobiec

Ogłasza za plecami swych przełożonych np. przeniesienie praw do archiwów filmowych z Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych (WFDiF) do FINA, gdzie udało mu się dyrektorem zrobić swego protegowanego, oraz zabranie WFDiF na rzecz FINA świetnego, darmowego portalu 35mm.online, który był oczkiem w głowie śp. Włodzimierza Niderhausa, wieloletniego dyrektora WFDiF.

Tylko z pozoru wygląda to na ryzykowną grę, skoro sprawca kłopotów rządu z twórcami dobrze wie, że w resorcie jest tylko jedna kompetentna osoba, wiceminister Andrzej Wyrobiec, tak zajęty gaszeniem wszystkich pożarów, że niemożliwym jest, by także kontrolował samowolkę jakiegoś dyrektora departamentu, skądinąd eksperta w wazeliniarstwie.

Po co Donaldowi Tuskowi słabe Ministerstwo Kultury?

Jeśli natomiast ktoś by zadał pytanie, po co Donaldowi Tuskowi słabe Ministerstwo Kultury, to odpowiedź nadeszła w ostatnich dniach. Resortowi w ramach korekty budżetu zabrano MILIARD złotych, a ministra zamiast protestować i mobilizować twórców, usiłuje utrzymać to w tajemnicy. Obywatele Kultury śpią w letargu, koleżanki atakować nie będą, więc w ten sposób budżet na kulturę po 15 latach od Kongresu Kultury w Krakowie spadł znów poniżej 1 proc. budżetu państwa!

Następnym sprawdzianem będzie kwestia procesu, jaki SFP pod wodzą Jacka Bromskiego wytoczyło rządowi PiS. Jest to proces o dochody twórców z czystych nośników utracone przez wieloletni brak nowelizacji listy czystych nośników. Od 17 lat ciągle są na tej liście kasety VHS czy kasety magnetofonowe, o których młodzi ludzie nawet nie wiedzą, że istniały, nie ma natomiast smartfonów, komputerów, laptopów czy twardych dysków w dekoderach służących wprost do kopiowania filmów, seriali czy muzyki. Proces obejmuje trzy z 17 lat zaniedbań, a wyliczone straty wyłącznie filmowców wynoszą 420 mln zł.

Skoro tak dobrze idzie z uległą ministrą, to może jeszcze fajniej będzie mieć uległych prezesów stowarzyszeń

Na ostatnim zjeździe SFP Maciej Dydo naciskał na wycofanie się z tego procesu, bo wie, że jest przegrany. Podobne procesy wygrano już w kilku krajach europejskich, a w ślad filmowców mogą przecież pójść kompozytorzy i piosenkarze, wydawcy książek i audiobooków itp. itd. I przede wszystkim, mając wyrok w ręku, domagać się rekompensaty za 17 lat, a nie tylko trzy. Jeśli nowy prezes SFP Grzegorz Łoszewski wycofa się z tego procesu, to jaśniejszy będzie powód zainteresowania zmianą władz stowarzyszenia przez Ministerstwo Kultury. Skoro tak dobrze idzie z uległą ministrą, to może jeszcze fajniej będzie mieć uległych prezesów stowarzyszeń. Kultura według Donalda Tuska ma bowiem nieskończony szereg zadań: po pierwsze, drugie, tysięczne i ostatnie – nie przeszkadzać!

Wiele lat temu Donald Tusk przegrał z filmowcami wojnę o ustawę o kinematografii. Spotkał się potem z nami i przyznał, że nie miał racji. A zaraz potem usiłował uciąć 50 proc. kosztów uzyskania w umowach o dzieło. Ponieważ umowy te są nadużywane – zwłaszcza w świecie PR i tzw. ekspertów, którzy pisane na zamówienie „ekspertyzy” nazywają dziełami, by odliczyć sobie trochę grosza od podatku, zaproponowałem wtedy, by nie wylewać dziecka z kąpielą, tylko po prostu ograniczyć przywilej do autentycznych twórców, co można zrobić na dwa sposoby: otwarty – zapisując w ustawie, że koszty uzyskania 50 proc. przysługują tylko dziełom, które są lub mogą być tantiemizowane; albo zamknięty – po prostu umieszczając katalog dzieł mających 50 proc. kosztów uzyskania.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Ambasador Izraela: Oskarżenia o ludobójstwo przypominają pomówienia o mord rytualny
Opinie polityczno - społeczne
Lin Chia-lung: Należy włączyć Tajwan w struktury ONZ, aby zapewnić pokój w regionie Indo-Pacyfiku
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: AfD w dawnej NRD i Trump w pasie rdzy. Oto skutki niełatwej transformacji
analizy
Jacek Nizinkiewicz: Jest jeden kandydat PiS, który miałby szansę zostać prezydentem RP
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Jak rozpadły się mity o liberalnej polityce i państwie
Materiał Promocyjny
Citi Handlowy kontynuuje świetną ofertę dla tych, którzy preferują oszczędzanie na wysoki procent.