Dyskusja nad rolą zadań domowych w edukacji jest ważna, szczególnie gdy stajemy w obliczu perspektywy arbitralnego, niemalże apodyktycznego rozwiązania tej kwestii przez panią minister Barbarę Nowacką. Kiedy rodzice mają dość tego dodatkowego obowiązku (pilnowania dzieci przy domowych lekcjach), a sami przecież też pamiętają czasy, kiedy zamiast na podwórku musieli przesiadywać nad książkami, rzecz wydaje się przesądzona.
Po co właściwie są prace domowe
Gilbert Keith Chesterton rozważał takie pochopne podejście do reform: w poprzek drogi biegnie ogrodzenie, które krytykowany przez niego typ reformatora od razu będzie chciał zniszczyć, jako że wydaje mu się ono zbędne, niepotrzebne. Tymczasem tak długo, jak nie rozumiemy, po co to ogrodzenie tam jest – argumentuje Chesterton – nie wolno nam go tknąć. Dopiero kiedy tego zrozumienia nabędziemy, jego usunięcie będzie mogło zostać uzasadnione. Prace domowe, podobnie jak to ogrodzenie, wydają się jedynie przeszkadzać (rodzicom w spokoju, dzieciom w gapieniu się w telefony). Być może warto się jednak najpierw zastanowić, po co one właściwie są.
Czytaj więcej
Do konsultacji publicznych trafił projekt rozporządzenia Ministra Edukacji zmieniający rozporządzenie w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy w szkołach publicznych. Projekt dotyczy wycofania się szkół podstawowych z zadawania i oceniania prac domowych.
Zacznijmy więc od rzekomo bezsensownego „wkuwania na pamięć niepotrzebnych wersetów”, jak napisał Bogusław Chrabota w magazynie „Plus Minus” („Zadania domowe a sprawa polska”, 2 lutego). Może i redaktor Chrabota ma rację w tym, że są one niepotrzebne (o ile założymy, że wiedza powinna mieć charakter praktyczny, co oczywiste nie jest – nie o tym jednak chcę tu pisać). Nie wynika z tego jednak, że ich „wkuwanie” również takie jest. Aleksander mógł zapamiętać „Iliadę” tak, jak Tukidydes mógł zapamiętać raz usłyszaną mowę Peryklesa czy Platon słowa Sokratesa podczas jego obrony przed ateńskim sądem dlatego, że pamięć się ćwiczy. Nie jest ona zasobem gotowym, ofiarowanym nam w takiej czy innej mierze, ale bardziej przypomina mięsień, który będzie zdolny do większego wysiłku, gdy będziemy nad nim pracować (wspomniany Platon ponoć zniechęcał swoich uczniów do zapisywania i sporządzania notatek właśnie po to, by uczyli się oni zapamiętywać). Kultura antycznej Grecji to kultura pamięci – istniały nawet specjalne szkoły poświęcone sztuce zapamiętywania. Dziś zapomnimy nawet kupić jajek, o ile nie zanotujemy sobie tego z przypomnieniem na smartfonie, o numerach telefonów do rodziny nawet nie wspominając (a pamiętanie tych numerów nie było niczym niesamowitym jeszcze pokolenie temu!).
Czytaj więcej
Czyż edukacja polega na wymuszaniu za wszelką cenę przewidzianych przez starszych zachowań? A nie inspirowaniu, budzeniu głodu wiedzy, prezentowaniu dobra i piękna?