Jak informowały „Fakty” TVN, kobieta poczuła się źle po zażyciu tabletki poronnej (jak twierdzi, ciąża zagrażała jej życiu i zdrowiu), zawiadomiła swoją lekarkę o złym samopoczuciu fizycznym i psychicznym i udała się na oddział ratunkowy krakowskiego szpitala. Tam czekała na nią już policja zaalarmowana zawiadomieniem lekarki, która poinformowała o sytuacji dyżurnego ratunkowego numeru 112.
Czytaj więcej
W sprawie aborcji Jarosław Kaczyński nie posiada własnych przekonań, dlatego cynicznie rozgrywa ten temat, kompletnie nie rozumiejąc, czego właściwie dotyczy.
Dantejskie sceny, które odbyły się na oddziale, a potem także w kolejnym szpitalu, do którego pod eskortą przewieziono kobietę, świadczą o całkowitym lekceważeniu praw człowieka i nagannej gorliwości biorących udział w akcji funkcjonariuszy i funkcjonariuszek. Krwawiącej pani Joannie m.in. kazano nago wykonywać przysiady. „Czterech mężczyzn pilnowało jednej przestraszonej kobiety. Utworzyło kordon wokół pacjentki, utrudniało nam to pracę. Oni nie byli w stanie podać, dlaczego ta pacjentka jest przez nich zatrzymywana” - relacjonuje lekarz oddziału ratunkowego w materiale „Faktów”.
Chodziło o popełnienie przestępstwa czy zagrożenie życia?
Sąd uznał zatrzymanie kobiety za bezzasadne, ponieważ działania podejmowano bez formalnego postawienia zarzutów, a osoba przyjmująca tabletkę poronną czy dokonująca aborcji nie podlega w Polsce karze. Postępowanie prowadzi też Naczelna Izba Lekarska, wyjaśnień domaga się RPO, a reprezentowana przez prawniczkę z Federy kobieta będzie walczyć w sądzie o odszkodowanie od Skarbu Państwa. Wyjaśnienia policji i prokuratury są skąpe i niczego nie tłumaczą: „istniało podejrzenia popełnia przestępstwa w postaci udzielania kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła”. Policja i prokuratura mówią przy tym zupełnie co innego niż Ministerstwo Zdrowia, które twierdzi, że chodziło o zagrożenie życia kobiety.