Na debacie „Nierównowagi płci w środowisku naukowym i eksperckim: bez eskalacji konfliktów?" organizowanej przez Instytut Spraw Publicznych, Polskie Towarzystwo Nauk Politycznych i Komitet Nauk Politycznych Polskiej Akademii Nauk wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego Karolina Zioło-Pużuk z Lewicy stwierdziła, że „skutecznie walczy z Dniem Chłopaka, bo to nie jest żadne święto. Bo argument jest taki, dlaczego wy dostajecie kwiatek, a my nie możemy też dostać raz do roku czekoladki? No nie! Bo pozostałe dni to jest tak naprawdę dzień chłopaka!”. Okazuje się zatem, że jeśli chłopcy w podstawówce dostaną czekoladki podczas swojego święta, to jest to nie tylko wspieranie patriarchatu, lecz także wytrych do ograniczania kobietom praw.
Karolina Zioło-Pużuk obawia się równości między płciami
Można się zastanawiać, w jaki sposób wiceminister aktywnie zmaga się z Dniem Chłopaka. Czy podnosi ten problem na Radzie Rodziców w szkole, do której uczęszczają jej dzieci? Albo zabrania swoim pociechom uczestnictwa w tym dniu? Kłóci się na wywiadówkach, że żadnych obchodów ma nie być? Czy do uzasadnienia swoich działań wykorzystuje autorytet ministerstwa? W końcu, kiedy ktoś zajmuje wysokie stanowisko w rządzie, trudno nie zadać pytania, czy nie używa go do forsowania swoich poglądów, zwłaszcza gdy są tak kontrowersyjne. A wszyscy wiemy, że szkoły są wyjątkowo podatne na ministerialne wpływy.
Jednakże problem jest o wiele głębszy niż może się wydawać na pierwszy rzut oka. To, że chłopcom według wiceminister nie należą się czekoladki w dnu ich święta jest symbolem bardzo szkodliwej perspektywy ideologicznej. Nie tylko wzmacnianiem podziałów i walki między płciami na co zwrócił uwagę poseł KO Marcin Józefaciuk. Dla zrozumienia postawy Karoliny Zioło-Pużuk kluczowe są jej inne słowa: „boję się, że patrzenie na równowagę i balans jest wytrychem do tego, aby ograniczać nasze prawa [kobiet]”. W podobnym duchu wypowiedziała się również w serwisie X: Tak. Uważam, że zmiana instytucjonalna jest konieczna i musi wspierać zmianę kulturową. I dlatego powstanie Rada ds. sytuacji kobiet w nauce i szkolnictwie wyższym. Tak, Międzynarodowy Dzień Kobiet to prawdziwe święto, obchodzone od ponad 100 lat. A dzień chłopaka ma troszkę inną wagę. I będę dbać o znaczenie i docenienie kobiet w nauce i edukacji".
Rząd zamiast danych wybiera ideologię
Tak kończy w Polsce feminizm. Równość trzeba wprowadzić ustawą/programem/radą (dla kobiet), a wtedy problemy mężczyzn zostaną rozwiązane niejako automatycznie, przy okazji, gdy w końcu uda się obalić patriarchat. Zamiast wspólnej walki na rzecz równych praw mamy licytowanie się tym, kto ma gorzej i komu należy się więcej wsparcia. W myśl tej dziwacznej teorii skapywania (jak polepszymy jednym, to poprawi się też drugim) trzeba być ciągle czujnym i uważać na niespodziewane ataki wroga. Inaczej mówiąc: jeżeli mężczyźni zwracają uwagę na to, że w pewnych aspektach są dyskryminowani, to oznacza, że tylnymi drzwiami chcą bronić swojej władzy i uprzywilejowania. Dane wskazują na to, że chłopcy mają gorsze wyniki w nauce, częściej powtarzają klasę, rzadziej kończą studia? Tym gorzej dla danych, liczby nie mogą stać na drodze ideologicznej prawdzie.
To, że jest mniej kobiet na kierowniczych stanowiskach oraz w zarządach wielkich spółek, wcale jeszcze nie oznacza, że mężczyźni nie doświadczają szklanego sufitu na innych polach. Wykluczenie ze względu na płeć nie jest zarezerwowane wyłącznie dla kobiet. Próby osiągnięcia równości poprzez wprowadzenie nowego typu nierówności są z góry skazane na niepowodzenie. Pisałam już o tym, dlaczego kobiety nie chcą rozmawiać o prawach mężczyzn. Oczywiście przyczyny tego zjawiska są skomplikowane, a skutki opłakane. Wciąż pozostaje w mocy to, że dla Lewicy od rzeczywistego działania na rzecz nierówności ważniejsze jest to, aby nie stracić legitymizacji własnego środowiska. Żeby przypadkiem nie okazać się za mało feministycznym i progresywnym.